12 stycznia 2020

Od Bezimiennego CD Aven

Odzyskawszy przytomność, brunet nie był w stanie jasno ocenić, co się właściwie stało. Ciało nie chciało słuchać wydawanych rozkazów. Pierwszy raz od przybycia na wyspę stawiało tak czynny opór, z reguły to głowa powstrzymywała go od wszelkiego ruchu. Leżał więc spokojnie, próbując samym zapachem, jak zwierze, wyczytać coś z otoczenia. Nie było to jednak takie łatwe. Był zmorą, bezbłędnie widział w ciemnościach, na dobrą sprawę wywęszyć mógł co najwyżej krew, którą teraz wyczuwał jedynie od siebie. Z bardziej ludzkich zapachów oczywiście nic niepokojącego, trawa, drzewa, jakieś rośliny czy zioła. W dalszym ciągu dziwił się, że poczuł aż tyle. W poprzednim życiu przećpał niejedno, a jednak ten tak lubiany przez niego zmysł nie zniknął. Widać mutacje jednak potrafiły coś naprawić, niewiele, ale zawsze coś. Dźwięki? Również nić szczególnie budzącego zainteresowanie. Ot zwykły szum, wiatr grający w przyrodzie. Wsłuchiwał się tak w śpiew natury, do momentu aż nieokreślony pomruk zmroził mu krew w żyłach. Co to było?! Zaraz skarcił się za ten chwilowy brak opanowania, serce waliło mu jak młotem. Próbował się uspokoić, przecież to coś go nie pożerało, nie kręciło się nawet dookoła niego, by sprawdzić, czy nadaje się do jedzenia. Być może wcale nie miało złych zamiarów. Nie ważne, tylko spokój może człowiekowi pomóc w takich chwilach. Wziął kilka głębszych wdechów, przynajmniej płuca jako tako to słuchały.
W pewnym momencie usłyszał czyjeś kroki. Ledwie usłyszał. Dawno nie spotkał się z kimś, kto chodziłby równie cicho, z pewnością nawet nie starała tłumić kroków. Z pewnością podczas prawdziwego skradania się, nie byłby w ogóle, w stanie jej dosłyszeć – niesamowite. Następnie doszedł go dźwięk jakby skrobanie kory drzewa, czyżby ta osoba wspięła się na jedno z nich? Nie mógł już dłużej wytrzymać, zaczął walczyć sam ze sobą o otwarcie oczu, wbrew wszelkim przypuszczeniom, udało mu się bez większych problemów. Natychmiast rozejrzał się dookoła, w koronach drzew. Znalezienie celu nie było szczególnie trudne, na jednej z gałęzi dostrzegł rdzawą czuprynę. Najwyraźniej była to kobiecinka, którą widział przed omdleniem, czyżby jego wybawicielka?

Dopiero teraz poczuł przeszywający ból w boku. Na szczęście jakby nieco słabszy. Była to sprawka otępienia, jakie opanowało jego umysł lub może jakichś leków, nie był pewny. Z czasem udawało mu się coraz bardziej przezwyciężać paraliż ciała. Zdołał nawet podnieść się do pozycji siedzącej, przypłacił to jednak odzewem rany i gardłowym jęknięciem. Wymagało to nieco więcej wysiłku, niż mu się wydawało, co to była za trucizna? Czuł się fatalnie, bolała go głowa, jakby ktoś solidnie mu przywalił.

Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w dziewczynę. Był ciekaw, kim jest, choć był niemal pewny, że osadniczką. Ciekawił go również powód, którym mogłaby wytłumaczyć mu zamach na jego życie. W końcu nie zrobił jej nic złego, a nie wyglądała na „pogromcę samotników”. To było bez sensu. Chciał ją o wszystko zapytać, jednak język nadal był jak kołek, ciężko było mu nawet usiedzieć bez znacznego chwiania się na boki. Uparcie nie spuszczał z niej wzroku, czekał na jakąś reakcję z jej strony, normalni ludzi widząc, nieprzytomnego przytomnym niemal od razu chcą nawiązać z nim jakiś kontakt, ale nie rudowłosa. No siedziała cicho na gałęzi swojego drzewa. Także go obserwowała, czekał tylko, aż odzyska władzę w języku.

W końcu, ku jego zdziwieniu, kobieta zgrabnie zeskoczyła z gałęzi, nie wydając przy tym najmniejszego szmeru. Jedynie ziemia cicho zabębniła pod jej ciężarem, który z pewnością był naprawdę niewielki. Nieznajoma zbliżyła się stanowczo za bardzo, by brunet mógł czuć się komfortowo, nawet gdy dziewczyna wyglądała całkiem niegroźnie. Napiął się delikatnie, gotów do ewentualnego odparcia ataku, szybko jednak skarcił się za to. Bez sensu. Nie miałaby interesu w atakowaniu go, przecież dopiero uratowała mu życie.

– Wybacz, że cię skrzywdziłam. Mam tu wodę. Napoję cię i poczujesz się lepiej – jej ton był spokojny, nie wyczuł w nim grama wrogości, chyba miał rację co do niej.

Skrzywdzić?! Wtedy do niego dotarło, rozsypane do tej pory elementy układanki jego pamięci złożyły się w jedną całość. Rzucił wzrokiem na kobietę, miała na sobie kołczan, a w nich starzały z zielonymi lotkami. To ona chciała go zabić! Gdyby nie powiedziała tego „Wybacz, że cię skrzywdziłam” to w najbliższym czasie w ogóle by się nie zorientował.

Kobieta podstawiła mu do ust bukłak z wodą. Nie umiał tak szybko przełykać, stróża wory pociekła mu z kącika ust, spływając po szyi i wchłaniając się w materiał koszuli. Z każdym kolejnym łykiem życiodajnego płynu, zgodnie z zapewnieniem, czuł się lepiej, ale i wzbierała w nim kolejna fala złości.

Czując już przypływ sił, mężczyzna szarpnął się znacząco. Uspokoił się jednak niego, gdy usłyszał pomruk wielkiego zwierza, najpewniej rudowłosej.

– To ty?! – spytał, unosząc głos, wypowiadane przez niego słowa nie były jeszcze całkiem wyraźne. – Czemuś do cholery to zrobiła? – warknął, wbijając w kobietę mordercze spojrzenie.

Szybko jednak się opanował, widząc to wielkie stworze, te przenikliwe mruknięcie miało w sobie swoiste ostrzeżenie „uważaj, jak mówisz do mojej pani”. Odczytał to bezbłędnie, spokojnie, bo w tym stanie nie miałby szans nawet spróbować się obronić i skończyłby z przegryzioną tętnicą szyjną. Widok ostrych zębów równo utrzymywał jego emocje w ryzach. Życie jak życie na wyspie było różne, ale liczył na coś bardziej brawurowego niż zjedzenie przez wielkiego koto-cosia.

– To była pomyłka – wyjaśniła, a bruneta znów krewa zalała.

Jak można próbować zabić kogoś „przez przypadek”? Matko Bosa… Spróbował się podnieść, jednak bez skutku. Ból przeszył jego ciało, sprawiając, że na powrót opadł ciężko na ziemię. Kość ogonowa odezwała się nieprzyjemnym pulsowaniem. Jeszcze brakowało, żeby obtłukł sobie tyłek.

– Nie wstawaj – nakazała. Wyglądała, jakby chciała go zatrzymać, jej dłoń jednak zastygła przed ramieniem bruneta, jakby w obawie przed dotknięciem go, jakby się bała, że coś jej się stanie, przynajmniej mężczyzna odniósł takie wrażenie.

Coś mu mówiło, że rudowłosa niebezpieczna jest jedynie z łukiem, choć jak widać po nim i to nie było do końca pewne. Skoro postrzeliła go, myląc z kimś, kogo chciała zabić, a on nadal żył, abstrahując oczywiście od trucizny, to trochę miernie jej poszło. Na dobrą sprawę, byłby w stanie bez większego problemu sam sobie pomóc.

Wspierając się na prawej ręce, lewą sięgnął za plecy – mokro. Super, znowu krwawiło. W sumie nie ma się co dziwić, w sumie racja, zachował się jak idiota.

Odwracając wzrok od kobiety, parsknął przeciągle.

– Pomyłka – nie było to wyjaśnienie szczególnie przekonujące jego poranione ego i bok. – Co to było, trucizna? – spytał, sam do końca nie wiedział dlaczego. Był niemal pewny, że odpowiedź będzie brzmiała…

– Tak – rudowłosa odsunęła się nieznacznie.

Znów myśli mężczyzny przebiegło pytanie, czy zrobiła to dla własnej komfortu, czy z obawy przed próbą nagłego odwetu za atak. Mimowolnie powróciła teoria, że jest średnio wprawiona w łucznictwie, pewnie w „poprzednim życiu” nie miała dużej lub nawet całkowitej styczności z tego typu bronią.

– Zdajesz sobie pewnie sprawę, że gdyby nie ona z pewnością byś mnie nie zabiła? – nie odpowiedziała, czyli tak.

Przez dłuższą chwilę nie wiedział co powiedzieć. Znów utknęli pośród głuchej ciszy. Westchnął głęboko. Chciał odzyskać trzeźwość umysłu, pozbyć się wszystkich emocji. Działanie pod ich wpływem nie było ani rozsądne, ani zgodne z jego zasadami i filozofią życia. Gdy w końcu umysł pozwolił mu, przeanalizował wszystko na zimno. W końcu jednak uratowała mu życie, żałowała więc swojego, jakże niefortunnego czynu. Nie mogła też być tak zła, jak mógłby myśleć i była osadniczką. Skoro już zostali sobie przedstawieni, może dałoby się coś z tego ugrać?

– Dobra, dobra – podjął w końcu. – Ostatecznie uratowałaś mi życie. Daruj mi, proszę moje zachowanie i uznajmy, że cała ta sytuacja nie miała miejsca.
Na twarzy dziewczyny malowało się zdziwienie, po raz wtóry, co niejako go irytowało. Zdążył już zauważyć na swoje nieszczęście, że większość ludzi mieszała się na jego nagłe zmiany nastawienia. Niestety starał się, ale nie wychodziło, był tylko człowiekiem. Każdy ma jakieś wady, on jest porywczy i niestały.

W każdym razie wpadł na świetny w swoim mniemaniu pomysł. Nie zwykł do wykorzystywania ludzi, a przynajmniej chciał już przestać, w końcu odmienił swoje życie, no ale to była przeklęta wyspa, a nie normalne życie. Przecież miał kiedyś etap, w którym pasjonował się łucznictwem, a raczej nie zapominał takich rzeczy.

– Dogadajmy się, mogę ci pomóc z łucznictwem, trochę się na tym znam, a tym w zamian mogłabyś pomóc mi nieco waszymi wioskowymi zasobami. Co ty na to?

Miał szczerą nadzieję, że się zgodzi. Naprawdę kradzieże nie były dla niego niczym przyjemnym. Przypominały mu starych złych czasach. Był to również dodatkowy stres, nie miał wcześniej przyjemności spotkań jakiegoś osadnika, więc nie wiedział, jakby na niego zareagowali. Pewne jednak było, że to również ludzi jak ludzi i reakcje raczej byłby różne, z całą pewnością raczej nie w pełni pozytywne. Zresztą samotnicy też raczej nie witają z otwartymi ramionami. Tym bardziej nikt nie uśmiecha się na widok złodzieja, za dużo stresu jak na pobyt w tym miejscu. Miał już tego serdecznie dość. Taki układ ułatwiłby mu naprawdę wiele.

Pozostało poznać zdanie rudowłosej na ten temat, nie miała chyba żadnego nauczyciela.



Aven?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz