12 stycznia 2020

Od Derycka cd Lynn

Klasnąłem w ręce dwa razy, gdy dziewczyna wyszła ze swojej chatki. Był tutaj ogrom pracy do wykonania. Odrywające się deski pod wpływem wiatru, przeciekający dach, nieszczelne okna, odchodzące gwoździe. Sam nie wiedziałem, za co się zabrać na samym początku. Obstawiłem jednak dach jako pierwszy. Uznałem, że jeśli nie naprawie dachu, tylko wpierw ściany to i tak wszystko będzie mogło runąć. Ściany chcąc nie chcąc musiały się trzymać poprzez betonowe słupy i elementy. Otworzyłem książkę odnośnie do majsterkowania i przeczytałem co nieco. Wyszedłem drabiną na dach i rozejrzałem się. Było mokro i ślisko, jednakże na to też byłem przygotowany. Zapiąłem sobie uprząż wokół bioder i nóg, zarzuciłem line wokół komina i mocno przywiązałem. Wyszedłem na sam czubek dachu i zacząłem powoli, deskę po desce, ściągać dachówki. No, przynajmniej te zniszczone. Te, które nie wymagały naprawy, renowacji lub wymiany, zostawiałem w spokoju.

Po niecałej godzinie, stare spróchniałe i zniszczone deski były ściągnięte. W miejsce tamtych zacząłem powoli przybijać nowe, pomalowane specjalnym impregnatem, do krokwi dachowej. Nie było to łatwe zadanie, szczególnie w pojedynkę, jednak chatka Lynn nie była aż tak duża, poza tym byłem dość silną osobą. Oprócz tego pomagałem sobie całym zestawem linek, karabińczyków, drewnianych klocków czy nawet dźwigni.
Następnym zadaniem, było uzupełnienie jakichkolwiek ubytków i przestrzeni pomiędzy deskami. Dachówki miały to do siebie, że ponakładane na siebie, tworzyły swoistą ochronę przed przedostawaniem się, chociażby kropli wody do środka. Przy deskach taką ochronę było uzyskać ciężej i trudniej. Drewno też samo w sobie piło i nasiąkało wodą. Zszedłem z dachu i w specjalnej misce zacząłem przygotowywać specjalny roztwór. Substancją przypominało pastę do zębów, jednakże było to szybkoschnące i lekko puchnące przy dodatniej temperaturze. Padał deszcz, jednak było ciepło, przez co Mogłem spokojnie to nakładać. Odstawiłem jednak pastę i wszedłem do chatki. Chciałem przed jej nałożeniem założyć jeszcze materiał od spodu desek, aby pasta się nie wylała i nie potworzyła kolejnych dziur.



Założenie "plandeki" poszło mi szybciej, niż zakładałem. Nie chciałem robić też dziur w deskach, przez co montowałem ją na specjalnych klipach, co też przyspieszało pracę. Gdy miałem pewność, że materiał mocno dociska od spodu, znów wdrapałem się na dach, aby zacząć rozprowadzać pastę. Los chciał, że akurat przestało padać, co powodowało, że praca była szybsza. Po dwudziestu minutach szczeliny były zaklejone, wystarczyło więc zaimpregnować drewno specjalną farbą. Na szczęście takową też przygotowałem wcześniej, więc wystarczyło ją tylko nałożyć. Chwyciłem za farbę, pędzel i wdrapałem się z powrotem na dach. Dokładnie i sumiennie malowałem każdą deskę, nie szczędząc farby na tym. Po niemal dwudziestu minutach dach był pomalowany. Spojrzałem akurat za siebie i dziewczyna już wracała. Machnąłem jej ręką i uśmiechnąłem się.
- No, dach jest gotowy. Teraz muszę zabrać się za ściany oraz okna. Czy coś jeszcze mam prócz tego wyremontować? - Zapytałem, uśmiechając się do dziewczyny, zadowolony z siebie.
– Noga odpadła od mojego ulubionego stołka – Powiedziała markotnie.
- Zajmę się nim jak naprawie ściany. Teraz, póki przestało padać, zajmę się oknem. Co tam masz? Pomóc Ci z tą reklamówką? - Zapytałem nieco zmartwiony i z lekką troską. Wyciągnąłem nawet rękę, aby jej pomóc.
– Nic nie mam – Odpowiedziała szybko, odwracając się do mnie tyłem. – Nie pomagaj.
- O rany, dobrze... W takim razie nie pomagam... - Powiedziałem nieco zdezorientowany i ruszyłem w stronę okna. Dziewczyna jednak zniknęła mi z pola widzenia.

Okno było najmniejszym problemem. Okazało się, że trzyma się całkiem nieźle. Wystarczyło wbić dwie listewki od zewnątrz i wewnątrz, podkleić jakąś pastą, aby zatkać szczeliny i byłoby prawie jak nowe. Na pewno by nie przepuszczało zimnego powietrza. Więcej problemu sprawiały drewniane belki w ścianach. Niektóre był całkiem niezłe i jeszcze dobre, lecz niektóre podobnie jak na dachu, nadawały się jedynie do wyrwania i wywalenia. Nie miałem jednak na tyle desek, aby to ładnie dziewczynie zrobić. Musiałem w takim razie przyjść w następny dzień.
Zacząłem pakować swoje narzędzia oraz ubrania na zmianę. To, czego nie wykorzystałem, oparłem o chatkę i pozostawiałem pochowane. Późno się i tak robiło, więc i tak bym nie zaszalał. Najważniejsze, że nie padało jej już na głowę. Rozejrzałem się jeszcze i ustawiłem sobie plan działania. Ustanowiłem, iż najpierw naprawie deski w ścianach, wypełnię je pastą, nasmaruje impregnatem. Następnie zajmę się drzwiami, a potem naprawię jej ulubione małe krzesło. Ruszyłem do drzwi, aby się z nią pożegnać. Chciałem też powiedzieć, że przyjdę jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz