16 stycznia 2020

Od Pana Stasia do Sędzi

Korzystając z wolnego dnia, wybrałem się na przechadzkę po plaży. Brakowało mi obecności morza, piasku oraz porywistego wiatru. Nie wybrałem się tam z myślą o opalaniu, a zwykłym pospacerowaniu. Pogoda pozwalała na naprawdę wiele możliwości. Tego dnia było wyjątkowo ciepło, bezchmurnie i bezwietrznie. Podchodząc do plaży, ściągnąłem buty i ruszyłem w stronę wody.
Fale były dość spore, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż wiatr nie był mocny. Podszedłem możliwie najbliżej, aby woda obmywała moje stopy. Stanąłem chwilę i w ciszy kontemplowałem nad wszystkim. Chyba czasem człowiek potrzebował tego typu wyciszenia się oraz rozmyślań. Morze, plaża i zimna woda było do tego idealnym towarzyszem. Bezkres wody, łączący się z niebem na horyzoncie, tworzył wrażenie bycia małą istotką pośrodku czegoś większego. Chociaż wrażenie to może złe słowo, gdyż tak faktycznie było.
Będąc małym brzdącem, uwielbiałem jeździć nad morze, aby się bawić, kąpać oraz opalać, co było nudnym zajęciem. Tutaj na wyspie lubiłem plaże, ze względu na zapomnienie o problemach i po prostu mogłem się skupić na swoich myślach.
Wziąłem głęboki oddech i zamknąłem oczy. Przytrzymałem powietrze chwilę, po czym je wypuściłem, otwierając oczy i patrząc w dal. Morze i niebo stykające się na horyzoncie. Kilometry otwartej przestrzeni oraz nicości. Nikt nie wiedział, gdzie dokładnie jesteśmy, dlaczego ani po co. Oderwani od codzienności, od bliskich, od ludzi, porzuceni na pastwę losu, sami sobie. Westchnąłem i obróciłem się w prawo. Powoli stawiałem kroki, raz po piasku mokrym po fali, a raz po wodzie, która akurat przypłynęła tylko po to, aby po chwili zniknąć. Patrzyłem pod nogi, rozmyślając o swojej, naszej bezsensownej egzystencji na tej wyspie. Pojawiali się nowi, starzy czasem znikali. Raz się ich zwłoki pojawiały, raz nie. Niektóre były w widocznych miejscach inne ukryte, poszarpane lub bez widocznych śladów walki. To miejsce było dziwne, straszne i niezrozumiałe. Dochodziłem powoli do wraku jakby jakiegoś kutra. Im bliżej byłem, tym bardziej się rozglądałem. Wraki często był miejscem, które było odwiedzane przez wszystkich. Istna skrzynia skarbów.



Dochodząc do niego, z czystego przypadku odwróciłem się w prawo. Dostrzegłem przedmiot zakopany na wpół w piasku. Raczej to dzieło natury niż człowieka, ale jednak podejrzane. Podszedłem bliżej i powoli otrzepałem górę materiału z piasku. Wyglądało to na jakiś futerał. Położyłem swoje buty z boku i zacząłem odkopywać pokrowiec. Po krótkiej chwili okazało się, że to faktycznie był futerał, na pierwszy rzut oka na gitarę. Otworzyłem zamek w materiale i otworzyłem część futerału. W środku była prawdziwa, ładna, zdobiona gitara. Przejechałem palcem po strunach. Była nienastrojona, a struny były dość podniszczone. Nie znałem nikogo, kto znałby się na gitarach. Chociaż...
Postanowiłem zaczerpnąć języka i poszukać kogoś, kto mógłby się znać na gitarach i strunach. Stwierdziłem, że najbardziej pewnym źródłem informacji będzie karczma oraz sklep we wiosce. Ruszyłem więc tam od razu.
Po godzinie drogi i małych problemach przy bramie zjawiłem się w karczmie. Uderzyłem najpierw do karczmarza. Można rzec, że to był strzał w dziesiątkę. Od razu powiedział o pewnym strażniku, który posiada swoją własną gitarę i mógłby co nieco wiedzieć. Powiedział również, gdzie mógłbym go najczęściej znaleźć oraz w jakich godzinach. Podziękowałem mu i rzuciłem kilka koron w ramach podziękowania. Ruszyłem w poszukiwaniu mężczyzny.
Karczmarz powiedział, że od razu go rozpoznam. Charakterystyczny, wysoki i wielki.
Podszedłem do muru i rozejrzałem się dokoła. W pewnym momencie zauważyłem faktycznie charakterystycznego mężczyznę. Poprawiłem futerał z gitarą na ramieniu i mruknąłem cicho sam do siebie. Prawdopodobnie miał jeszcze warte, jednakże postanowiłem podejść.
- Dzień dobry. Słyszałem, że do Ciebie mogę się zgłosić odnośnie gitary.

Sędzia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz