18 stycznia 2020

Od Pana Stasia CD Bobby

Przez zimę nie widziałem Bobby chyba ani razu. Nie wiem gdzie się tak nagle zapadła pod ziemię. Nie chciałem też jednocześnie jej nachodzić w domu, skoro i tak spędzała połowę swojego czasu na budowie u mnie. Szczerze mówiąc, podejrzewałem, że do końca zimy raczej mnie nie odwiedzi. Dlatego też wszelkie drobne i mniejsze poprawki, naprawy czy rzeczy związane z budownictwem, musiałem załatwiać na własną rękę. Nie ukrywam, że nie było tak zabawnie, jak z nią, ani nie szło to tak szybko. Mimo to jakoś sobie radziłem. Nie miałem też innego wyjścia.
Na całe szczęście Bobby budowała naprawdę solidne i mocne konstrukcje. Nie było tutaj mowy o żadnych remontach lub poprawkach po jej pracy. Wszystko było idealnie docięte, dopasowane, przybite i wzmocnione. Szczególnie za to szanowałem i uwielbiałem tę dziewczynę. Wykonywała sumiennie swoją pracę, pomimo dość małej zapłaty z mojej strony. Przynajmniej według mnie, gdyż sama uważała, że dostawała wystarczająco. Ja jednak uważałem, że za tą pracę, którą wykonywała u mnie, powinna dostawać drugie tyle.

Zima powoli się kończyła, a wiosna nadchodziła małymi krokami. Śnieg się topił, robiło się cieplej, a dzień był dłuższy. Oznaczało to, że niedługo pewnie zagości do mnie moja ulubiona pani majster. Zacząłem powoli zbierać rośliny, które hodowałem w tajnym miejscu, aby mieć na zaliczkę dla dziewczyny. Miałem sporo planów i pomysłów na rozbudowę farmy w tym roku. Sezon zapowiadał się ciekawie, ale i jednocześnie pracowicie dla nas obojga. Chciałem wzmocnić i podwyższyć ogrodzenie, dobudować jeden pokój w chatce, ocieplić oborę oraz zbudować kurnik. Liczyłem mną to, że Bobby mi we wszystkim pomoże.



W końcu nadeszła i wiosna. Ciepły czas, słońce chętniej ujawniało się i utrzymywało na niebie. Liczyłem na to, iż Bobby nadejdzie tak jak wiosna. Niespodziewanie, ale i z rozmachem. Był dzień, w którym musiałem coś sobie zrobić w piwnicy. Dlatego też tam zszedłem i zająłem się swoimi sprawami. Prawdę mówiąc, gdy siedziałem w piwnicy, nie słyszałem, jak ktoś kręcił się po podwórku. Usłyszałem czyjeś kroki, dopiero gdy wszedł do domku i się po nim kręcił. W ciszy i w skupieniu wyszedłem na górę. Okazało się, że to była moja droga Bobby! Nie spodziewałem się tego ani trochę, jednakże ona też się czegoś nie spodziewała. Zakradłem się spokojnie i powoli do dziewczyny od tyłu i uśmiechnąłem się szyderczo. Nagle w jednej chwili zawołałem.
-Bobby! - Krzyknąłem głosem pełnym wigoru i energii, widząc, jak dziewcyzna aż podskakuje.
- Kurrrwa człowieku, nie wolno tak straszyć porządnych ludzi- Wypaliła, odwracając się do mnie przodem.
- A wolno tak wchodzić komuś bez pozwolenia do domu? - Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Drzwi były otwarte, inaczej tłukłabym się po drzwiach. - Sprostowała.
- Co cię tutaj sprowadza? - Dodałem z uśmiechem.

Widziałem, że dziewczyna nie była taka jak przed zimą. Była inna jakby zmartwiona i zakłopotana. Myślałem, że rozmowa jej pomoże w tym aspekcie. Jak bardzo się jednak myliłem. Po kilku minutach rozmowy poczułem jak łapie mnie za ubranie i hyc na podłogę. Zdążyłem jedynie zamortyzować upadek rękami, które zaczęły mnie dość mocno boleć. Niezły ubaw musiała mieć, Bobby widząc moją twarz, na której malowało się zdziwienie, podziw, strach i szok. Nie wiedziałem, co się właśnie stało, ale ona sama chyba nie była tego pewna. Uderzyła jeszcze pięścią w podłogę tuż obok mojej twarzy, na co ja ją obróciłem w przeciwnym kierunku. Po tym ukleknęła obok mnie, otrzepując lekko swoje ubrania i unikając mojego wzroku.
- Przepraszam cię, nie wiem, co we mnie wstąpiło. - Powiedziała szybko i zmieszana całą zaistniałą sytuacją.
Wstałem jedynie w ciszy, wzruszając ramionami i otrzepując się lekko z kurzu. Pociągnąłem dziewczynę ku górze i zapytałem.
- Herbaty się może napijesz?
- Co? Nie oddasz mi ani nawet nie skarcisz? - Dodała po chwili zdziwienia. -Oczywiście.
- Na zapasy przyjdzie czas. Wtedy się okaże, kto jest lepszy w te klocki. W takim razie chodź. - Uśmiechnąłem się i ruszyłem w stronę kuchni, nastawiając czajnik z wodą.
-Hyh... Jak zwykle mało konfliktowy. To w końcu jak będzie z tą szopą? - Zapytała, patrząc na mnie i zasiadając przy stole, na jednym z krzeseł.
- Tą odnośnie do rozbierania zwierząt? Stare dzieje. Mam nowe projekty. - Zacząłem grzebać w szafce i wyciągnąłem dwa kubki wraz z pudełkiem herbaty.
W jednej chwili mina jej zrzedła. Wyglądała jakby była trochę o to zła.
-Jak? CO? Rozmyśliłeś się czy ci było po prostu żal zwierzaków?
- A gdzie tam. Po prostu osoba, która miała się tym zajmować, gdzieś przepadła bez śladu. Trzeba więc biznes zostawić. - Wzruszyłem delikatnie ramionami i sprawdziłem wodę. Jeszcze się nie gotowała.
- Wydajesz się z tym pogodzony. To co w takim razie zamierzasz?
- Pogodzony może nie bardzo, jednakże cóż zrobię? Już ci wszystko pokażę...
Gdy tylko woda się zagotowała, zalałem oba kubki wrzątkiem i postawiłem jeden naprzeciwko dziewczyny a drugi na swoim miejscu. Z szafki wziąłem kartkę, która była zapisana w każdym możliwym miejscu. Niemal nie było na niej białego kawałka papieru. Usiadłem bliżej Bobby, aby wszystko jej wyjaśnić, pokazać i wytłumaczyć. Pokazałem na chatkę, że to najpierw od niej chciałbym zacząć, dorabiając pokoik na piętrze. Następnie wskazałem na oborę wraz z owczarnią, żeby je ocieplić i wzmocnić, aż w końcu pokazując na kurnik, który chciałbym dobudować i naprawić i nieco zwiększyć ogrodzenie.
Kartka była cała zapisana notatkami, ciekawostkami i podpowiedziami. Miałem całą zimę, aby wszystko dokładnie przemyśleć i dopiąć na ostatni guzik. Wiedziałem, że z jej umiejętnościami oraz swoimi poprawkami i pomocą, wszystko wyjdzie tak, jak zaplanowałem.

Oczywiście jak zwykle czas nam leciał okropnie szybko. Czułem się przy Bobby bardzo swobodnie i przyjemnie. Spojrzałem na zegarek i aż mnie lekko zamurowało. Było późno, naprawdę późno. Nie mogłem jej puścić samej o takiej porze do domu. Co robić?
- Bobby, może zostaniesz na noc? Nie wiem, czy chce cię puścić po zmroku samą. Słyszałaś o tych nowych zmutowanych zwierzętach? Mam wolny pokój tak czy inaczej. - Dodałem niepewny czy nie potraktuje tego dwuznacznie. Miałem nadzieję, że nie.
-Zaraz, zaraz. Przyszłam bez zaproszenia, chciałam cię obić, a ty oferujesz mi nocleg? Jesteś niemożliwy. - Powiedziała zdziwiona, jakby nie wierząc w to, co słyszy.
- Haa... A miałbym pozwolić, żeby coś cię zjadło, zanim się odegram? Nie ma szans... - Zaśmiałem się i spojrzałem na dziewczynę.
Na jej twarzy wykwitł zadziorny uśmiech.
- Teraz to gadasz jak człowiek. A tak z ciekawości o tych zwierzaczkach to dowiedziałeś się, próbując jakieś oswoić? Do kurnika wsadzić? - Zakpiła i uśmiechnęła się szerzej.
Zmieszałem się i zamyśliłem. Brwi delikatnie opadły na moje oczy, po czym spojrzałem na kobietę niepewnie.
- Wiesz, jaką mam modyfikację prawda? Często biegam po zmroku, widząc nie jedno... Po prostu wolałbym, abyś nie wracała po konkretnej godzinie.
- No wiesz, ostatnim razem jak o to zapytałam, to z mojego domu wyszedłeś prawie razem z drzwiami. Skoro tak się martwisz, a sam hasasz po lesie, to musi być coś groźnego.
- Ja... Um... Jestem wilkołakiem... - Odwróciłem wzrok nieco speszony. Nie wiedziałem, jak na to zareaguje.
-Ty? TY? I jeszcze wesoło kleją się do ciebie owieczki? - Spojrzała na mnie ewidentnie zdziwiona.
- Hola, hola... Swojej owieczki nawet bym nie ruszył... - Zmarszczyłem brwi.
-Czekaj, ty mówisz serio... - Widocznie zmieszana podrapała się po głowie. - Trochę trudno mi w to uwierzyć. Tylko ta... osoba, o której mówiłeś, nie pomogłeś jej w zniknięciu, prawda?
Przewróciłem teatralnie oczami i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. Spojrzałem na dziewczynę i uśmiechnąłem się, pokazując jej swoje nieco dłuższe niż u normalnego człowieka kły.
- A co? Boisz się, że byłabyś następna?
-Nie, skoro owieczki są bezpieczne, to chyba ja też. Przekąską bym była słabą, chyba że lubisz pełzaczki - Podparła ręce na biodrach, również się uśmiechając. Jej kły były znacznie mniejsze. Tylko wzrok, z jakim patrzyła, zdradzał niepokój. - I jeszcze mogę się przydać.
Pełzaczki? Dlaczego pełzaczki? Nie zrozumiałem i chyba bałem się zrozumieć.
- Nie wiem, jaką masz modyfikację, więc wolę nie próbować cię zjadać, byś potem się nie mściła. I owszem możesz się przydać, bo jesteś tutaj ważnym sojusznikiem i dobrą przyjaciółką. Chodź, pokaże Ci pokój. - Uśmiechnąłem się przyjemnie i zaprosiłem ją gestem ręki.
Odchrząknęła i uśmiechnęła się na miłe słowa.
- Jasne, prowadź.
Podszedłem do drzwi i powoli je otworzyłem. Uśmiechnąłem się do dziewczyny i zaprosiłem ja do środka. Bobby jednak zatrzymała się w futrynie, spojrzała w moje oczy i położyła rękę na mojej klatce piersiowej. Spojrzałem zdziwiony najpierw na rękę, następnie w jej oczy. Mój mózg chyba próbował rozszyfrować, co się właśnie dzieje. Ja ją miałem za przyjaciółkę, a ta nagle coś zaczyna czuć? Zbliżyła się nieznacznie i wypaliła.
- Stasiu? A gdybyśmy się napili w ramach moich przeprosin za mój atak na ciebie?
- Napili... Uh... W sumie... Dlaczego nie... Powinienem coś mieć...
Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła do kuchni. Miałem szczerą nadzieję, że Bobby ma słabą głowę.
Po godzinie stwierdziłem jednak, iż nie miała słabej. Była twardym zawodnikiem, a alkohol znikał w szybkim tempie. Jedna flaszka, druga, trzecia. Film mi się urwał jakoś przed pierwszą w nocy. Co się działo dalej? Szczerze mówiąc, nie pamiętam.

Bobby? Proszę nie upijać Stacha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz