17 stycznia 2020

Od Lily do Pana Stasia

Zdawać się mogło, iż życie niecodziennej rodziny, pozostanie na zawsze już kolorowe, żywcem wyciągnięte z wizji umysłu. Spokojne, ciche, bez większych i efektownych akcji. Jednak piękne scenariusze wykreowane przez młodych rodziców, nie znalazły odzwierciedlenia w ich późniejszym życiu. Wszystko zmieniało się diametralnie, gdy ich “słodkie maleństwo” zaczynało poznawać świat na własnych zasadach i chodzić własnymi drogami. Nieprzespane noce, walka z małym niejadkiem, czy potłuczona zastawa stołowa? Można to było przemilczeć, przemyślenia i uwagi pozostawić dla siebie w umyśle. Jednak jeden szczegół z wiekiem wyszedł na jaw, słodziutka księżniczka odziedziczyła charakterem po kochanej mamusi. Niczym grom z jasnego nieba uderzyło to w wilkołaka, który miał ciche nadzieje na inne aspekty w tym kierunku. Jednakże nadaremno poszły jego modły w stronę nieba, potomek okazał się mieć niezwykły temperament.


Na pozór gospodarstwo spowite mrokiem, zdawało się nie być schronieniem dla żadnej żywej istoty. Jednak pozory mylą, a co nie chce być odnalezione, na zawsze pozostanie wielką tajemnicą. Czarna postać pod okryciem kaptura, skrywała swoją obecność i tożsamość. Jak gdyby nic weszła po cichutku do znanego jej na pamięć budynku. Poruszała się niczym rasowa kotka, odkładając poszczególne rzeczy na swoje miejsce. Dobrze skrojona kamizelka znalazła miejsce na wieszaku, obok zielonego bezrękawnika, zaś wszelka broń bezpiecznie została odłożona do położonej wysoko szafki. Czarna brew wampirzycy wystrzeliła do góry powolutku, widząc mokre ślady wody i błota, prowadzące na niedawno powstały pokój na piętrze domostwa.

- Niech tylko dorwę w swoje łapy… - mruknęła, znajdując w mgnieniu oka przed wejściem do swoistej jaskini pewnej damy. Przeskanowała po ciemku każdy element zapamietany od czasu, gdy odprowadzała swoją córkę spać. Przez lata swoistego doświadczania wiedziała, na co stać pewną dwójkę bliskich jej osób. - Że też nie odziedziczyłaś charakteru po ojcu.

Dorosła kobieta oparła się wygodnie o futrynę drzwi, krzyżując ramiona na swojej klatce piersiowej. Na łóżku ewidentnie leżała dość drobniutka sylwetka, zaś spod kołdry widać tylko było czarna pukle włosów. Spała. Mamuśka mogła odetchnąć z ulgą, jednym momencie skierowała się do wyjścia. Pomimo swoich nocnych podbojów, chciała też sama odpocząć w ramionach ukochanej osoby. Chodź starsza maruda nie raz dawała jasno do myślenia, że po prostu go zaniedbywała.

Postać dotąd udająca idealnie nocny odpoczynek, poruszyła się nieznacznie pod przykryciem. Chwilę potem materiał opadł na ziemię, zaś właścicielką przybytku wystrzeliła niczym z procy na drugą stronę pokoju. Miała jasne cele, iść dalej prowadzić nocne obserwacje i ćwiczyć umiejętności strzeleckie. Jeszcze chwilę wsłuchiwała się w odgłosy na dole, schemat idealnie się uzupełniały w czasie. Raven przemyła twarz i dłonie w wodzie, uwolniła włosy z warkocza. Za chwilę miała się położyć, aby tak przespać te trzy godziny do wschodu słońca. Zawsze tak robili jej rodzice, a swoistym budzikiem był kogut i wyrobiony nawyk ojca do rozpoczęcia dnia.

Wyciągnęła spod fotela swoje brudne od błota trzewiki, które cudem zdołała schować w ostatniej chwili. Z arsenałem strzał i z łukiem, otworzyła okno na oścież. Pozostało tylko opuścić pokój, aby dalej ćwiczyć swoje nikłe umiejętności. Nocny wiatr owiał jej twarz, wprowadzając w ruch niesforne kosmyki czarnych jak smoła włosów. Już przerzucenie własnego ciała przez skromny parapet, wyzwalało w dziewczynce ekscytację, oraz pewnego rodzaju niepewności. Co jeśli linka pęknie? A jeżeli coś czai się w mroku? Niczego na tej wyspie nie była pewna, zaś jej opiekunowie starali się wbić w głowę kilka ważnych kwestii. Znaczy bardziej pewna wampirzyca, gdyż Lily dawno owinęła ojca wokół własnego palca.


- Przecież to nic trudnego… - szepnęła, próbując złapać oddech, chowając oczy pod powiekami. Wystarczyło się puścić drewnianej konstrukcji, złapać solidnie linę i odbijać się od ściany. - Przecież masz spryt, kot spada zawsze na cztery łapy.

Los zdawał się być odporny na jej poważne postanowienia, dorwała sznur w swoje dłonie. Jednak zbyt szybko nabrała pewności siebie, dłonie boleśnie zostały okaleczone przez sznur pod wpływem ciężaru jej ciałka. Zaczęła lecieć w dół, zaś cichy pisk rozdarł spokój nocy. Jednak trzeba było trzymać się nakazów rodziców, spać grzecznie w łóżku. Jeśli ktoś istnieje tam, naprawdę będę grzeczna, przeszło jej przez myśl. W ostatniej chwili, jakaś tajemnicza osoba złapała ją w ramiona, chroniąc przed upadkiem. Oboje poszybowali na ziemię, mieszaniec rasowy jednak nie ucierpiał zbyt mocno. Nie wspominając o osobie na dole.

- Liliana Pancy… - cichutkie mruknięcie połączone z solidną nutą bólu, dało się usłyszeć z ziemi. Dziewczyna otworzyła natychmiast oczy, doskonale znając ten głos. Czasem powodujący w podobnych chwilach chęci ucieczki jak najdalej, solidne ostrzeżenie i dreszcze na ciele.
- Mamusia! Naprawde nie wiem co się stało, przecież jeszcze chwilę temu spałam w swoim łóżku. - udała zdziwioną, rozglądając się na wszystkie strony. Tak naprawdę szukała solidnej żywej tarczy, jakim bym nadal śpiący mężczyzna. Jak na zawołanie światło zapaliło się w kuchni, dupa wołowa.
- Nie obchodzą mnie powody… Nie chcę znać zabaw w swoistego Tarzana, wyjazd do łóżka.
- Ale…
- Porozmawiamy rano, muszę naprawić swoje plecy do tego czasu… Przy okazji inne części ciała, a ojca opieprzyć za te kamienie pod domem.


~ * ~


Atmosfera w domu zdawała się być tak gęsta, że spokojnie powietrze można było ciąć nożem. Lily każdym sposobem próbowała omijać niezadowoloną matkę szerokim łukiem, stając się swoistym cieniem własnego ojca. Od wczesnego ranka z zabandażowanymi dłońmi, kręciła się w jego otoczeniu. Jak zawsze zajęła się swoistą ostoją, jakimi były słodkie owce. Wiosenny wiatr powodował, iż nie można było wygłupić się z ubiorem. Ciepłe nadal nie poszły w odstawkę, jednak pogoda nie mogła pokrzyżować planów na poranny spacer.

- Tatusiu… Starsza pijawka zawsze była taka drętwa, hmm? - zapytała słodziutko, plątając przydługie i zadbane włosy wilkołaka w dość nieskładny warkocz dobierany. W swojej obecności nie musieli ukrywać i dobierać subtelnych słów, zawsze względem siebie byli szczerzy. Pod pewnymi względami dopełniają się w życiu codziennym, chodź nie zawsze było kolorowo. Nie raz się trafiało, że dziewczyna coś bardziej zepsuła, niż mogła pomóc. W sytuacjach kryzysowych wchodziła wrodzona słodycz i urok osobisty.
- Księżniczko moja, nawet nie mów takich słów głośno. Twoja matka może pojawić się w każdej chwili.
- Ha! Czyli jednak się jej obawiasz, prawda?
- Bardziej dbam o swój spokój ducha i psychiki… - mruknął, lekko marszcząc własne czoło. Poprawił się córkę, siedzącą dotychczas na jego barkach. Równie szybko wrócił do przytrzymania nóg malutkiej, aby czasem nie spadła do tyłu. - Lily… Nie rozplącze ich potem.
- Mamusia sobie zastrzegła, że wystarczy iskierka z Twojej strony.
- Iskierka?
- Chłopcy nigdy nie zrozumieją dziewczynek… - przerwóciła oczami, mocniej zaplatając warkocza. - Zdenerwujesz mamusie, stracisz piękne włoski. Wtedy nie będziesz już moją modelką do czesania, tatku! Bądź grzeczny.



Wilczku?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz