14 stycznia 2020

Od Raven CD Pana Stasia

Dziewczyna momentalnie spięła się na jego słowa, zaś jej serduszko odrobinę zabiło szybciej. To nie tak miało wyglądać, jak planowała przez pół dnia w swoich myślach. Nawet ubrała się dość niestandardowo, jak dotychczas miała to w zwyczaju robić. Pomimo, iż dni nie należały do najcieplejszych dla innych mieszkańców, ona jako wampir, dostała dodatkowe bonusy od oprawców. Brak odczuwania zimna i gorąca z nieba, niczym wygrana na życiowej loterii. Jednak niejednokrotnie czepianie się pewnego wilkołaka i wieczne uwagi kierowane w jej stronę, wymusiły na jej osobę dostosowanie się do innych realiów rzeczywistości. Ubieranie się przesadnie ciepło, częstsze posiłki i od niedawna… Brak ekscytujących polowań i adrenalina z tym związana, na korzyść siedzenia przy kominku i ciągle robienie to nudnych rzeczy domowych. Przypominając swoje pokaleczone dłonie od zabawy w wyszywanie misternych wzorów na materiale małych ubranek, czasem doprowadzały ją do szewskiej pasji. Nie mogła sobie wyobrazić, jak typowe kury domowe mogły znosić nudy takiego życia. Beznadziejne.
Przez długo jednak czas nie zmieniali szczególnie swojego życia, najczęściej żyli w kompletnym odosobnieniu. Co kilka dni jednak odwiedzali się, aby jakoś spędzić czas. W końcu musieli przywyknąć do dłuższych chwil przebywania razem, co czasem nie kończyło się zbyt dobrze dla rzeczy materialnych każdego z nich. Jednak szybko tłumili sprzeczki, gdy uświadamiali swoje położenie. Jakiś czas temu wampirzyca pomieszkiwała z gospodarzem rolnym, aby chodź trochę pomóc mu w codzienności. Chociaż maruda numer jeden skończył marudzić na jej kuchnię, a w jednym wypieku wręcz się zakochał.

- Miałeś cały dzień wolnego od mojej osoby, Stanisławie… Przygotowałam rzeczy do obiadu, posprzątałam i uciekłam na długi spacer do niebezpiecznych miejsc wyspy. Brakuje mi adrenaliny i istnie zabójczych przygód. - westchnęła cichutko, nieoczekiwanie zatrzymując się w miejscu. Oczy niebezpiecznie się zaszkliły, warga drgnęła miarowo. Cholera. Pieprzone zmiany humoru. - Chciałam Ci tylko coś pokazać… Co nie daje mi spokoju, a Ty mnie atakujesz słownie.
- Znowu udajesz ofiarę losu, naprawdę? Mówiłem wiele razy, nienawidzę zachodzenia od tyłu. - przewrócił tylko oczami, poprawiając zarzucone rzeczy na ramieniu. - Arleight…
- Ciągle tylko się czepiasz, Stanisławie! Tylko jaka to jestem zła, niedobra, marudna… Mogę to wymieniać godzinami!
- Moja kochana pijawko…
- Cholera, MY naprawdę się dla Ciebie nie liczymy, huh? Chcę jak najlepiej, a co dostaję w zamian?! - podeszła nieoczekiwanie blisko jego osoby, tykając nerwowo paznokciem jego klatkę piersiową. Wcześniejsze łzy zniknęły w ciągu kilku chwil, dając przemienić się w lekkie zdenerwowanie. - Zmień się w futrzaka i idź pobiegać za swoim ogonem, tak będzie humanitarnie!
- No już, uspokój swoje delikatne nerwy, pijawko.
- Nie jestem zjebaną pijawką, Stanisławie Pa… Zmień nareszcie to cholerne nazwisko!

Momentalnie zamilkła, przegryzając subtelnie wargę. Znowu poczułam ten uszczypliwy i denerwujący ucisk na brzuchu, które tak nie dawały jej wytchnienia i odpoczynku. Nie wspominając o nieprzespanych nocach, których nie spędziła w łóżku tylko chodząc gdzie popadnie. Czas leciał nieubłaganie szybko, jakby na złość zatrzymując się na tym cholernym dziewiątym miesiącu. Spojrzała na zdumionego w tym momencie towarzysza niedoli, bacznie zajętego obserwowaniem jej osoby. Podeszła do niego, przytulając się do jego klatki piersiowej, zaś dłonie delikatnie uczepiła jego ubrań wierzchnich.

- Źle się czujesz, kochanie? - zapytał, próbując odsunąć się. Jednak pijawka uczepiła się niczym rzep psiego ogona, opierając czoło na jego piersi. Potrzebowała jedynie delikatnego wsparcia, miłych słów okazjonalnie i długiego tulenia.
- Sanitariusz się znalazł od siedmiu boleści. - mruknęła, wytrącając z jego dłoni narzędzia pracy. Nie przejmując się zakurzeniu od ziemi i delikatnymi rankami na jego dłoni, położyła ją pod swoją koszulą. - Twój potomek będzie upierdliwy jak ojciec… Nie daje mi wytchnienia.
- Oh… Tylko tyle.
- Nienawidzę facetów. - oświadczyła dość głośno, marszcząc zabawnie swój nosek. Posłała mu tylko zabójcze spojrzenie, nim zaczęła iść szybko w stronę “ich wspólnego gniazdka”. - Jedzenie gotowe, masz minutę, aby znaleźć się w domu.

~ * ~

Wiosna miło zaskoczyła mieszkańców wyspy, dając całkowicie przyjemną do egzystencji pogodę w tym zmiennym miejscu. Wczesne miesiące tej pory roku powodowały wiele, tym bardziej zabranie większości czasu pewnego dostawcy osadników. Jednak tego wieczoru było dość inaczej, znalazł czas na poświęcenie czasu dla ich dwójki. Była to naprawdę miła odmiana, zaś sama wampirzyca przystała na pozostanie w tym miejscu na noc. Drzewo sosny wesoło trzaskało w kominku, roznosząc przyjemną woń żywicy po całym domostwie. Gdy odpoczywający szatyn po trudach pracy popijał herbatę przy książce, Raven skrupulatnie starała się zakończyć rysowanie obrazu. Niedawno zdołała odkryć kilka możliwości z wyspy, aby zdobyć na własne posiadanie inne barwy, niż głęboka czerń węgla. Próbowała przedstawić łany falującego zboża na wietrze i gospodarstwa pośród niego, jak zdołała zapamiętać jeden widok z pewnego pagórka. Niezapomniane i piękne.
- Dlaczego szybciej nie możesz schnąć, huh? - przetarła swoje czoło, przyglądając się z dość dalekiej odległości swojej długiej pracy. Dość prymitywne farby nie schły tak szybko, jednak trzeba było też być na wskroś ostrożnym. Łatwo można było zepsuć uzyskany i powstały efekt, a tego zaś nie chciała.
Wycierając swoje zabrudzone dłonie, wstała dotychczasowego miejsca spoczynku. Nie wywołując zbędnych dźwięków i zdradzenia swojego położenia, zaszła wilkołaka od tyłu. Po prostu zarzuciła swoje dłonie na jego klatkę piersiową, całując go czule w skroń. Przecież nie można być wieczną znieczulicą, prawda?
- Mówiłem, żebyś mnie… Ehem, zakończyłaś nareszcie swoje posiedzenie artystyczne, hm? - zapytał, nie odrywając wzroku od książki. W najlepsze przerzucił kolejną stronę, bacznie śledząc fabułę.
- Marudziłeś ostatnimi czasy, że omijam Cię szerokim łukiem. Dałam wystarczająco wolnej przestrzeni, nie wchodziłam w paradę… - przewróciła oczami, podchodząc przed jego osobę. Położyła swoje dłonie na wielkich rozmiarów brzuszku, gładząc delikatnie jego wierzch. Jeszcze pozostał dobry ponad miesiąc, jak wreszcie pozbędzie się ciężaru. - Junior się uspokaja najbardziej, gdy słyszy ojca. Porozmawiasz z nim?
- Czasem nie będzie to ona? - zaśmiał się, odkładając swoje rzeczy na pobliski stolik.
Spojrzała na swojego towarzysza, nie mogąc ukryć swojego uśmiechu na twarzy. Ostatnimi czasy naprawdę mogła stwierdzić, że zmieniła się na bardziej ludzką osobę. Wzruszyła tylko ramionami, biorąc w swoje dłonie już pusty kubek po herbacie. Bądź co bądź, zbyt przesadnie dbała o porządki w tym domu. Chciała opuścić go na chwilę, aby wynieść rzecz do kuchni i móc położyć się wygodnie na łóżku w jego towarzystwie. Jednak los postanowił pokrzyżować jej plany po raz kolejny, naczynie rozbiło się nieoczekiwanie na podłodze. Wampirzyca w ostatniej chwili zdołała złapać się futryny, gdy niespodziewany ból przeszył jej dolne partie ciała. Momentalnie zagryzła wargę, a serce stanęło. Gdy jej wzrok powiódł na dół, wiedziała, że naprawdę jest coś nie tak.
- S-stasiek… - spojrzała przerażona za siebie, szukając swoistej pomocy z jego strony, Długo jednak nie musiała czekać, aby chwilę potem znaleźć się w jego ramionach. - Coś jest nie tak… Tak nie powinno być, prawda?
- Cichutko…
- Boję się, wilczku… - złapała go za koszulę, nie pozwalając mu odejść od swojej osoby. - Nazywałam to niewinne dziecko problemem, ale boję się o nie…

Swoista walka trwała dość długo, niosąc za sobą wiele pytań bez odpowiedzi. Jednak gdy słońce wyszło zza horyzontu, na pozór spokojnym domostwie było słychać westchnienia ulgi, przeklęte łzy i dość głośne popłakiwanie noworodka. Jednak pozostawała niepewność o dalsze jego losu, dziewczyna okazała się być wcześniakiem. Czy wyspa chodź raz okaże się być wyrozumiała dla swoich mieszkańców, nawet tych najmłodszych? Czas miał dopiero pokazać.

Pan Staś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz