25 stycznia 2020

Od Pana Stasia cd Raven

Życie z wampirzycą nie było takie łatwe, jakie mogłoby się wydawać. Od początku ciężko było jej się zaaklimatyzować na mojej skromnej farmie. Była takim typowym samotnikiem z krwi i kości. Potrzebowała czasu, spędzać czas samotnie, spacerując, podróżując i rozpieszczając swojego wielkiego, czarnego futrzaka. Nie ukrywałem, że jego obecność wcale mi nie odpowiadała na mojej farmie. Tworzył swojego rodzaju zagrożenie dla moich zwierząt, szczególnie owiec. Mimo tego Raven wcale się tym nie przejmowała. Nawet jej ulubione jagnię odeszło w niepamięć przez tygrana oraz Lily. Mimo tego widziałem, że czasem je odwiedza i głaszcze lub próbuje porwać, na swój sposób. Sęk w tym, że jagnię już jagnięciem nie było. Była to już spora owca, dająca sporo wełny.
Nie spodziewałem się tego, że pewnego dnia starsza wampirzyca zniknie na dobre. Musiałem zająć się swoim kochanym aniołkiem sam. Oprócz tego musiałem odnaleźć Raven i z nią szczerze porozmawiać. Od pewnego czasu zauważyłem jej nieco gorsze samopoczucie. Wydawało mi się, że ona po prostu potrzebuje szczerej rozmowy. Jednakże znałem ją na tyle dobrze, że wiedziałem o fakcie, że łatwo z nią nie porozmawiam.
Raven była ciężką rozmówczynią. Czasem bała się otworzyć i ze mną porozmawiać. Nie do końca wiedziałem, czym to jest spowodowane. Długim żywotem jako samotnik czy może swoją przeszłością, o której nie opowiadała na wyspie. Tak czy inaczej, zamierzałem z nią porozmawiać w najbliższym czasie. Problem w tym, że nigdzie jej nie było.
Wiedziałem o tym, że młoda wampirzyca często przesiadywała szczególnie w jednym miejscu. Kiedyś wspominała o swoim tajemniczym miejscu, w którym mogła sobie wszystko przemyśleć i odpocząć. Nie wiedziałem jednak, gdzie to było, ani w jakim miejscu. Musiałem ją odnaleźć więc poprzez swoje zmysły oraz przez intuicję. Gdzie może ukrywać się młoda, żądna krwi wampirzyca? Możliwości było wiele, tak samo, jak pomysłów.



Pamiętam jak swego czasu, Raven wspominała coś o testowaniu swojej wytrzymałości oraz o gojeniu się ran. Nie raz zresztą wspominała o tym, jak jej rany leczą się same. Nigdy nawet nie przyjęła ode mnie pomocy w postaci żadnego specyfiku leczącego. Zawsze mierzwiła moje włosy, po czym mówiła, jaki to ja słodki i uroczy potrafię być w razie konieczności. To mi dało dość mocno do myślenia. Skoro aż tak dobrze o tym wiedziała, był to znak, że gdzieś musiała testować swoją wytrzymałość oraz zdrowotność. Na myśl przychodziło mi tylko jedno takie miejsce na wyspie. Był to stary wysoki klif, z którego mogłaby się rzucać w przepaść, sprawdzając, czy się z tego wykaraska. Oczywiście pomysł sam w sobie był szalony i co najmniej nierozważny, jednakże wampirzyca nie była osobą, która przejmowałaby się takimi rzeczami. Od zawsze lubiła ryzyko oraz próbowanie coraz to nowszych rzeczy. Była szaloną kobietą i bardzo dynamiczną. Nie lubiła siedzieć w domowym zaciszu. Cały czas widziałem, jak tylko szuka sobie zajęcia lub próbowała gdzieś czmychnąć, aby się czymś zająć. Mimo to nie była wyrodną matką czy żoną. O ile mógłbym ją tak nazwać bez obrażenia jej.
Droga na klif nie była wcale taka łatwa i prosta. Zajmowała sporo czasu, energii oraz wymagał cierpliwości, oraz rozwagi. W końcu po godzinnej rozmowie z wampirzycą uznała najwidoczniej, że ma dość tej rozmowy, gdyż zostawiła mnie samego na klifie. Uznałem, że muszę dać jej więcej spokoju i swobody, gdyż w ten sposób raczej do niczego nie dojdziemy. Powoli udałem się w stronę swojej farmy. W końcu ktoś musiał zaopiekować się naszym małym aniołkiem.
Czas mijał coraz szybciej, szczególnie przy obecności małej Lily. Była ona bardzo żywiołowym dzieckiem, szczególnie że większość charakteru odziedziczyła po matce. Pomimo mojej dość dobrej kondycji, potrafiła mi zajść za skórę i jeszcze kilkakrotnie przeskoczyć. Nie jeden raz przeklinałem Raven za jej geny. Gdybym tylko wiedział, że z naszego połączenia wyjdzie taki mały diabelski aniołek...



***

Dni mijały raz lepiej, a raz gorzej. Czasem potrafiłem się kłócić ze starszą wampirzycą przez dwa dni, aby później zapanował tydzień pokoju. Oczywiście przy młodej Lily nie odbywały się żadne kłótnie. Głównie właśnie ze względu na nią. W końcu pewnego dnia Raven zajęła Lily tym swoim gadem, a sama przestraszyła mnie, gdy pracowałem sobie w polu. Dobrze wiedziała, że tego nie lubiłem. Tego jej cholernego zakradania się za mnie...
Od razu rzuciłem się za nią w pogoń. Zamierzałem skopać jej za to tyłek. Nie dość, że mi przeszkadzała, to jeszcze straszyła. Po trzydziestu minutach, w końcu dopadłem wampirzycę, dociskając ją mocno do podłoża.
- Nie wiedziałam, że lubisz takie zabawy Panie Stanisławie. - Udała zadumanie, gdy zaczęła bawić się kołnierzykiem koszuli. - Ale muszę powiedzieć… Że trening idealny, wiesz?
- Mówiłem, że nie masz mnie straszyć, a Ty?! Robisz to ciągle… - Warknąłem zły.
- Cichaj słodki na wskroś futrzaku. - Mruknęła, ciągnąc mnie bliżej, aby złączyć nasze usta w słodkim pocałunku.

Słodkie pocałunki trwały może minutę, a może nawet dwie. Kiedy przygniatałem wampirzycę jeszcze bardziej do podłoża, usłyszałem dziki stukot łap. Pędzący prosto w naszą stronę. Oderwałem się od słodkich ust Raven i spojrzałem w stronę hałasu. Od razu przygniotłem ją mocniej do ziemi, jednocześnie chroniąc ją przed potencjalnymi obrażeniami.
Kto tak gnał na złamanie karku? Oczywiście odpowiedź jest prosta. Nasza mała anielska diablica, na swoim nieokiełznanym rumaku w postaci tygrana. Przeskoczyła wraz z nim nad naszą dwójką i pognała gdzieś dalej. Od razu wsparłem się na rękach, zerkając w tamtym kierunku i rzuciłem się w pogoń.
-Lily, zatrzymaj tego zwierzaka i wracaj tutaj! - Krzyknąłem i o dziwo Raven ruszyłem wraz za mną.
- Widzisz futrzaku? Trening dobrze ci zrobił... - Zaśmiała się biegnąca obok mnie wampirzyca.
- Dla ciebie to takie zabawne, że nasza córka siedzi na grzbiecie rozpędzonego mutanta? - Zawołałem zły. Skubany tygran był szybki, zwinny i sprawnie omijał drzewa.
- A my niby nie jesteśmy mutantami? - Zaśmiała się i przyspieszyła jeszcze bardziej, co mnie zdziwiło.
Wyczułem, że gra mi na ambicjach więc przyspieszyłem również. Po kilku minutach w końcu dopadliśmy zwierza, na samym środku polany, zaraz po tym, jak go okrążyliśmy. Zapędziliśmy go w miejsce, w którym nie miał jak uciec, zastawiliśmy drogę i oczywiście Raven ze swoim zimnym morderczym wzrokiem.
- Leżeć paskudo... - Powiedziała chłodno a tygran niczym jej uległy niewolnik Położył się na brzuchu.

Podbiegłem do niego i chwyciłem za ubranie Lily. Pociągnąłem je do góry, jakby chcąc dziewczynkę unieść w powietrzu i wtedy właśnie zmroziło mi krew w żyłach. Podniosłem samo puste ubranko, a na tygranie na małym siodle siedziała kukła. Warknąłem zły i spojrzałem na jej matkę.
- I co? Dalej uważasz, że to bezbronne, niewinne dziecko?

Raven? :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz