4 stycznia 2020

Od Derycka CD Lynn

Dziewczyna była dla mnie bardzo miła. Nie spodziewałem się po niej takiego zachowania, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż byłem dla niej zupełnie nieznajomy. Do tego dochodził fakt, że byłem samotnikiem, a ona osadnikiem. Strach pomyśleć, co by było, gdyby nakryli nas strażnicy.
Najpierw kawa, potem propozycja podarowania czapki i dość spore zaufanie w stosunku do mnie. Była urocza, ale może nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa na wyspie, ze względu na swój młody wiek. Tak czy inaczej, nie zamierzałem jej skrzywdzić. Chciałem jej pomóc i to zrobiłem. W nagrodę nawet dostałem kawę!
Po stresowej sytuacji, napiętej oraz ze wstrzymanym oddechem okazało się, że potwór miał ładne futerko, dwa uszy, dwa czarne węgielki i ostre ząbki. Od razu się uśmiechnąłem i zacząłem jakoś wołać zająca do siebie.
Widziałem, ze dziewczyna nie była jakoś szczególnie nim zainteresowana. Ja natomiast uwielbiałem zwierzęta. Sam kiedyś posiadałem małego królika, którego nazwałem Puppy. Sam nie wiem dlaczego, jednak pasowało to do niego. Może i teraz powinienem sobie przygarnąć zwierzaka? W sumie, dlaczego by nie.
Dziewczyna poszła do chatki, poszukując jakiejś marchewki, po chwili z nią podchodząc do nas. Przykucnąłem i obserwowałem zwierzaka. Dopiero gdy był bliżej, zauważyłem charakterystyczny dla królika raczej wygląd. Każdy może się pomylić między zającem a królikiem.

– Może wezmę go do domu? Musi mu być zimno i chyba jest głodny. A co jak ktoś go zabije i usmaży? – Zapytała dziewczyna za moimi plecami.

Nie odzywałem się, poprzez skupieniu swojej uwagi na króliku. Wyciągnąłem rękę, aby go pogłaskać. Najwidoczniej nie spodobało mu się to, albo po prostu wyczuł we mnie zagrożenie. Od razu mnie ugryzł w palce, po czym szybko czmychnął pomiędzy krzakami w stronę lasu.
Zacząłem klnąc w myślach oraz wyzywać tego cholernego zwierzaka. W tym momencie sam miałem go ochotę oskórować, usmażyć i zjeść. Spojrzałem na dziewczynę, która była delikatnie skrzywiona od ilości krwi na ręce. Mruknąłem cicho, przyglądając się najpierw ręce, a następnie dziewczynie.

– Teraz chyba musisz wejść – kiwnęła głową w stronę swojego domu, wzruszając bezradnie ramionami.
– Obejdzie się bez tego. Sam posiadam w swojej kryjówce jakieś medykamenty. Nie chce abyś czuła się niepewnie, zapraszając mnie do środka.
– Niepewnie? – zmrużyła oczy patrząc na mnie. – Co ty znowu wymyślasz?
– Jestem samotnikiem. - Wzruszyłem ramionami — Poza tym jestem troszkę starszy. Nie boisz się? - Zapytałem ostrożnie.
– Nie – wzruszyła ramionami. – A zresztą, w sumie to może i lepiej, że nie chcesz wejść. Wiesz, mam syf i dach mi przecieka, drzwi mi pleśnieją, jest pierdolnik niezły – pokręciła głową.
– I tym się niby przejmujesz? Widziałem tutaj o wiele gorsze rzeczy niż ci się może wydawać... - Powiedziałem spokojnie.
– A czy ja powiedziałam, że się tym przejmuję? – Odpowiedziała sceptycznie.
– Hm, może mógłbym ci jakoś pomóc z naprawieniem tego domu? – Zamyśliłem się i zacząłem się przyglądać. Skoro ostatnio tak mnie zainteresował ten temat, może miałem okazje się wykazać.
– Nie wiem, ja nie znam się na takich rzeczach. Jak padało mi na głowę, to weszłam na szafkę i zatkałam sufit jakimś pasującym kamieniem.
– W takim razie pozwolisz, że wrócę do ciebie... Hm, na przykład za dwa dni? Spróbuje Ci z tym pomóc. – Uśmiechnąłem się delikatnie do dziewczyny.
Dziewczyna jedynie przytaknęła, nie odzywając się ani słowem.
- W takim razie dobrze. Widzimy się za dwa dni. Postaram się pomóc. - Uśmiechnąłem się, oddałem jej kubek i ruszyłem przed siebie, aby jakoś uciec z wioski.

Przez dwa dni zbierałem materiały oraz czytałem różne książki na temat budowania, oraz obróbki drewna. Chciałem jak najlepiej poprawić jakość życia dziewczyny, poprzez remont dachu i naprawy ścian. Temat interesował mnie coraz bardziej i intensywniej. Będąc niedaleko swojej kryjówki, postanowiłem wykorzystać niektóre techniki, sposoby oraz tego czego się nauczyłem. Ze skradzionych, własnoręcznie zrobionych i prymitywnych narzędzi, postanowiłem coś pozbijać, poprzycinać i złożyć z prostych gałęzi oraz desek.
Po godzinie mordowania już i tak martwego drewna powstało coś na wzór karmnika dla ptaków. Był to bardzo prosty projekt, jednak zapewniał jednocześnie schronienie oraz jedzenie. Czyli książki działały. Lynn jednak nie mieszkała w karmniku a w domu. Musiałem jeszcze wiele rzeczy doczytać.

W końcu po dwóch dniach zjawiłem się pod domem młodej kobiety. Miałem przy sobie swoje narzędzia, nieco wzmocnione i trochę lepsze, książkę na wszelki wypadek, kilka sznurków oraz drewienek. Położyłem siatkę obok drzwi i zapukałem, czkając aż mi otworzy.

Lynn?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz