18 stycznia 2020

Od Pana Stasia do Raven - Szczury laboratoryjne

W pewnym momencie obudziłem się z ogromnym bólem głowy. Roznosił się on falami po całej głowie, promieniując nawet w dolne części ciała. Był to ból, przypominający trochę bóle migrenowe. Silny, kłujący, a nawet rozpychający. Powoli otworzyłem oczy, widząc wszystko jak przez gęstą, wilgotną mgłę, unoszącą się w zimowy wieczór. Nie wiedziałem, czy mój pogorszony wzrok jest spowodowany bólem, czy może czymś innym. Dawno też nie jadłem, przynajmniej w mojej tymczasowej opinii. Pogorszony wzrok mógłby być spowodowany również głodem, gorszym badaniami lub brakiem witamin. Mimo tego powolnie wstałem na rękach i rozejrzałem się uważnie dokoła.
Miejsce było dla mnie jakieś dziwne, szare, ciemne, obce. Nie wyglądało to jak wnętrze mojej skromnej małej chatki na wyspie. Pamiętam, że przecież kładłem się w niej spać, a teraz byłem w zupełnie innym, obcym miejscu. Jednocześnie miałem też mini deja vu. Od razu skojarzyło mi się to z sytuacją, gdy zostałem złapany podczas mojej libacji alkoholowej i trafiłem do całej tej śmieszne organizacji, w której zniszczyli życie mi, Raven, dzieciakom i innym ludziom, którzy zginęli na wyspie lub sobie tam żyją jak szczurki w klatce.
Zimne betonowe płytki, metalowe pręty zamiast drzwi lub okien, grube betonowe, a może betonowo stalowe ściany. Były dwie prycze, jednak nie wiem czemu, leżałem na podłodze. Spojrzałem w prawo i dostrzegłem znajomą mi twarz.



Raven, bo to właśnie jej słodką i uroczą twarzyczkę widziałem, leżała nieprzytomna po przeciwnej stronie celi. Podpełzłem do niej, bo nie miałem siły wstać. Pełzanie też nie należało do łatwych, ze względu na dziwnego rodzaju kajdany na rękach. Kiedy zbliżyłem się wystarczająco, oklepałem ją delikatnie po twarzy. Widząc, że to jednak nie działa, zacząłem ją lekko potrząsać.
- Raven, obudź się... - Powiedziałem dość głośno, jednakże nie na tyle, aby ktoś inny mógł nas usłyszeć. - Raven... - Potrząsnąłem nią delikatnie, mrużąc oczy. - Wstawaj cholera pijawko! - Krzyknąłem do jej ucha.
Wampirzyca wtedy nagle otworzyła oczy i od razu się na mnie rzuciła ze swoimi ostrymi i długimi kłami. Wiedziałem, że nie lubi określenia pijawka, ale żeby aż tak? Żeby aż się na mnie rzucać, że swoimi ostrymi igłami?
Zacząłem ją mocno odpychać od siebie, trzymając za barki oraz lekko nogą o nogę. Próbowałem jej też coś wytłumaczyć, co jednak nie było takie proste w tym zgiełku.
- Raven do cholery złaź ze mnie, przytyło ci się ostatnio. - Warknąłem zły i próbowałem ją kopnąć, aby ze mnie zeszła.
- Wilczku, to ty... Więc jesteśmy tu razem... - Jej wzrok zrobił się nieco inny, żywszy, bardziej logiczny.
- Oczywiście, że to ja, a myślałaś, niby że kto? - Odpowiedziałem, zrzucając ją w końcu z siebie. Wstałem zdyszany i nieco zmęczony, przyglądając jej się przez chwilę. - Pamiętasz może, jak tutaj trafiliśmy? - Zapytałem ciekawy, patrząc na nią i rozmyślając, co się właściwie stało.
Dziewczyna zdołała podnieść się do pół siadu, próbując złapać się za głowę. Jednak szybko zmarszczyła delikatnie brwi, zaś wiele pytań i nieprzyjemnych słów cisnęło się jej na język. Przyglądała się z obrzydzeniem solidnym okowom, które już do końca zabierały im człowieczeństwo i swoista wolność.
- Kurwa... Pamiętam mój miły spacerek ze zdobytą skórą na plecach, potem odgłosy... Wypowiadany mój numer przez obcych ludzi, strzały.... - Wbiła wzrok w podłogę, próbując skonstruować jakoś resztę całego wydarzenia. Nadal była w szoku i miała swoistą traumę. Dopiero teraz odkryła ból na swoim udzie, gdzie została postrzelona. - Uciekałam, jednak... Grali nieczysto, strzelając mi w nogę. Potem pamiętam istne podchody, przewrót na ziemię i ból w tylnej części głowy. - Wskazała na głowę delikatnym ruchem rąk, skutych tym ustrojstwem.
Kiwnąłem jedynie głową i mruknąłem cicho. Spojrzałem na nią, a następnie na podłogę. Po tym odezwałem się dopiero do niej.
-Ja nie pamiętam zupełnie nic. Jedynie tyle, że położyłem się do łóżka i obudziłem się już tutaj... Nie wiem jak ani nie wiem, kto mnie tutaj przywlókł. - Delikatnie się rozprostowałem i spojrzałem na wampirzycę. - Nie wiesz co z Lily, prawda? - Zapytałem spokojnie.
Momentalnie warga delikatnie jej drgnęła, zaś ręce opadły z bezsilności po tych kilku słowach. Ich aniołek, gdzieś tam samotny na niebezpiecznej już wystarczająco wyspie. Gdzie nadal mogą biegać niezłomni fascynacją doświadczeń ludzie, którzy nie pozostawiają niewolników bez prezentów.
- Widziałam ją przed moim polowaniem, gdy chciałam zdobyć nowe futra... Ona wspominała, że planuje coś... - Raven złapała się za głowę. Przecież ten ambitny i sprytny dzieciak może zrobić wszystko, a energii nigdy jej nie brakowało. - Co, jeśli...
- Nie ma, jeśli. Jest sprytna jak ty i zna chatkę lepiej niż ja. Jeśli wyczuje zagrożenie, to schowa się w odpowiednie miejsce. Nic jej nie będzie. Wrócimy, a mały skubaniec będzie czekał z obiadem... - Uśmiechnąłem się blado do wampirzycy i lekko ją objąłem.
Pojedyncze łzy spływały po jej policzkach, gdzie oparła czoło o moją klatkę piersiową. Sama nie mogła mnie przytulić. Uczepiła się jedynie mojego ubrania, cichutko na pozór łkając.
- W słownikach tych ludzi nie ma miejsca na słowa: pobłażanie, pozostawienie w spokoju. Mnie pobili, iż uciekłam i kilku zraniłam. - Szepnęła, wsłuchując się w mocne bicie serca. - Martwię się o naszego aniołka. Jest jeszcze młoda, z wielu rzeczy nie zdaje sobie sprawy.
Przewróciłem teatralnie oczami i mruknąłem cicho. Westchnąłem i odsunąłem pijawkę od siebie.
-Raven, dobrze wiesz, że ten mały zgrywus sobie poradzi. Potrafiła czekać na odpowiedni moment twojej nieuwagi, aby uciec przez okno na piętrze i iść strzelać z łuku... Uwierz mi, że jesteś gorsza niż ta cała zgraja naukowców...
- Ty... Ty cholerna kupko futra, niech tylko wrócimy na wyspę. Popamiętasz mnie, ale teraz... - spojrzała na niego gniewnie, podchodząc do szyby, oddzielającej ich od swoistej wolności. Z całej siły kopnęła ją, uderzyła kilka razy barkiem. Nic. Zero rysy.
Zaśmiałem się i spojrzałem na wampirzycę z pewną troską. Uwielbiałem jej dokuczać, tak samo, jak i ona mnie. Zdziwiłem się jednak jej poczynaniom. Grzecznie czekałem aż skończ, po czym się odezwałem.
-Nie pokonasz tak tego. Musimy poczekać i wymyślić coś wspólnie.
- Nie mogę siedzieć z założonymi rękoma, Stanisławie. Chcę stąd uciec, znaleźć się... - Skrzywiła się z bólu połowy ciała. Cholerne światło w tym pomieszczeniu chyba ją denerwowało. Ześlizgnęła się plecami po ścianie, nerwowo uderzając łokciem w nią.

Powoli podszedłem do niej, siadając obok. Spojrzałem na wampirzycę i cicho mruknąłem. Uniosłem ręce, aby zakryć jej twarz przed światłem lamp. Uśmiechnąłem się delikatnie, na co odpowiedziała tym samym. Po chwili położyła głowę na moim ramieniu, patrząc na kajdany, które więziły jej ręce. Cicho westchnęła i zaczęła się bawić swoimi palcami.
- Oh wilczku, to wszystko jest jakieś takie... Surrealistyczne...
Popatrzyłem na nią i jedynie kiwnąłem głową. Sam nie wiedziałem, czego się tutaj możemy spodziewać. Mimo wszystko nie mogłem przy niej słabości. Co by powiedziała Lily...

***

Sam nie wiem, ile czasu już tutaj siedzieliśmy. Przez te cholerne lampy i światła z korytarza, nie można było zauważyć tutaj zmiany pory dnia. O oknie to już w ogóle nie było mowy. Może siedzieliśmy tu kilka dni, a może dopiero kilkanaście godzin. Ciężko to było stwierdzić, o kompletnej nudzie czy głodzie, nawet nie wspominając. Co jakiś czas chodziłem po celi i rozglądałem się. Badałem każdy centymetr klatki, analizowałem, myślałem i starałem się zrozumieć. Raven podchodziła do tego jednak od drugiej strony. Wolała metody fizyczne oraz siłowe.
Sęk w tym, że ani logika czy rozum, ani sprawność fizyczna i nadludzka siła nie pomogłaby nam stąd wyjść. Zero jakichkolwiek przycisków, ukrytych tajemnych przejść, ścianek czy aktywatorów. Byliśmy w swoistej pułapce, którą najwidoczniej dało się otworzyć jedynie z zewnątrz, a może z całkowicie innego miejsca. Interesowało mnie to coraz bardziej, jednakże nie miałem skąd i jak dostać odpowiedzi. Podszedłem do prawdopodobnego wejścia do celi i powoli się rozejrzałem dokładnie dokoła. Korytarz rozciągał się wzdłuż i wszerz, jednak wyglądało na to, jakbyśmy byli tutaj sami. Nie widziałem też pracowników czy innych zmutowanych. Nie podobało mi się to.
W większej ilości zawsze była szansa, aby się zbuntować i napaść strażników, zabierając im broń i próbując się wydostać. Tutaj byliśmy najwidoczniej sami we dwoje, a co gorsza nikt się nami nie interesował. Przynajmniej tak uważałem. Mój wzrok powoli przemierzał centymetr za centymetrem korytarza. Naprzeciwko inne cele, wszystko w szarych kolorach betonu, jaskrawe mocno oświetlające lampy, kraty, szyby i brak strażników i kamer. Istniała jeszcze możliwość, że kamery stała na końcach korytarza i obejmowała cały hol. Tego jednak nie mogłem być pewny. Odsunąłem się od kraty i cicho mruknąłem w swoistych rozmyślaniach. Czułem się jak mysz w klatce. Dosłownie i w przenośni. Różnica była jednak taka, że mysz dostawała jedzenie, wodę i widziała nieco świata. Cały czas starałem się coś wymyślić, aby zwrócić uwagę strażników. Opcji było wiele, jednakże co potem? Co, jeśli przyjdą, uśpią nas i wtedy dopiero wejdą do środka? Starania będą na nic. Pozostawało jedynie czekanie.

Starałem się mniej więcej odliczać czas, odkąd odszedłem od krat i usiadłem na podłodze. Było niewygodnie i zimno. Nie chciałem siedzieć na pryczy. Znudziłoby mi się szybko. Wolałem ten luksus zostawić na sen. Obliczyłem, że minęło około trzech godzin. Wychodziło na to, że najwidoczniej nie jesteśmy godni uwagi, lub była tu jakaś tajna kamera, która miała nas po prostu obserwować. Zerkałem też co jakiś czas na moją ukochaną pijawkę. Wtedy wpadł mi do głowy jeden pomysł, a raczej przerażająca myśl. Co, jeśli zostaliśmy specjalnie tutaj wpakowani we dwójkę? Raven była wampirzycą, która karmiła się krwią. Moja druga forma, wszczepiona przez "mądrych panów" była wilkołakiem, żywiącym się surowym mięsem. Siedzieliśmy tu sami, bez jedzenia i bez wody. Może to był test... Może czekali, aż jedno zagryzie drugie. W końcu wampir na głodzie rzuciłby się na pierwszą napotkaną osobę. W tym przypadku mnie. Pojawiał się tu jednak drugi problem, ponieważ głodny ja, żądny krwi i surowego mięsa, rzuciłbym się na nią. Nie ukrywam, że po tej myśli zacząłem się lekko pocić, denerwować i wiercić. Wtem wampirzyca to zauważyła. Ślepy by nawet zauważył.
- Wilczku, co się dzieje? - Zapytała, delikatnie podchodząc do mnie. Widać było, że nie miała złych zamiarów, jednakże ta myśl, a do tego głód i pragnienie, mieszały mi w głowie.
- Nie podchodź do mnie Raven... Zostań tam, na razie... - Powiedziałem szybko, tak samo, jak szybko wstałem na nogi i zacząłem się kręcić pod ścianą. Do tego te cholerne kajdany. Tak bardzo męczyły moje nadgarstki.
- Stachu, przecież... - Zaczęła spokojnie i powoli, zatrzymując się w miejscu.
- Nie... Po prostu daj mi chwilę. Muszę ochłonąć... - Warknąłem na swój typowy sposób i kręciłem się nadal. Spacerowałem nerwowo od ściany do ściany, patrząc w podłogę i te cholerne kajdany, które miałem ochotę rozwalić nawet o ścianę. Nawet nie myślałem już o tym, że mógłbym sobie zrobić krzywdę. Chciałem je już ściągnąć.
Wampirzyca zrezygnowana odsunęła się i usiadła po przeciwnej stronie, siadając na podłodze i obserwując mnie.

Czułem jej wzrok na sobie. Czułem, jak się we mnie wgapia, prawdopodobnie bardziej zmartwiona niż głodna i chcąca mnie rozszarpać. Mimo tego teraz jednak stresował mnie jej wzrok. Po kilku kolejnych okrążeniach jednak usiadłem i oparłem głowę o ręce. Trwałem tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu wyprostowałem nogi, ręce położyłem na kolanach, a sam spojrzałem w sufit, odsłaniając całą swoją szyję, w stronę Rav. Może gdybym tego nie zrobił, sprawy nie potoczyłyby się w taki sposób. Raven powoli podeszła do mnie, po czym usiadła na moich udach. Całe szczęście, że wcześniej zabrałem ręce, aby na nich również nie usiadła. Wtedy byłbym zupełnie bezbronny. Pogładziła mój policzek palcem, po czym się przysunęła.
- Oh Wilczku, wyglądasz na zmartwionego... - Zaczęła mnie powoli całować po policzku, podbródku i schodziła powoli w dół aż do szyi. Wtedy to właśnie złapała mnie mocno za ubranie, co mnie w porę zaalarmowało.
Więc jednak stało się. Raven wpadła w szał, a może głód. Chciała za wszelką cenę gryźć mnie w szyję. Gdyby usiadła na moich rękach, prawdopodobnie by ze mnie wyssała całą krew. Teraz mogłem ją delikatnie od siebie odpychać.
- Raven do cholery opanuj się! - Krzyknąłem, starając się z nią walczyć. Widziałem te cztery ostre kły, chcące wbić się w moją delikatną skórę na szyi. Głodna miała jeszcze więcej siły niż do tej pory, a ogółem przecież była silną kobietą.
Kto wie, jakby się ta cała sytuacja potoczyła, gdyby nie jakaś przypadkowa kobieta. Szarpiąc się z wampirzycą, nagle spojrzałem się w stronę krat i cicho mruknąłem, na co o dziwo Raven również zareagowała. Odwróciła się również w tamtym kierunku i aż oniemiała. Jak i ja. Kobieta miała całą spaloną twarz, częściowo nawet zwęgloną. Prosiła o pomoc w wydostaniu się, proponując w zamian, że nas stąd wyciągnie. Tego nie mogliśmy się spodziewać...

Raven?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz