30 stycznia 2020

Od Pana Stasia cd Raven - szczury laboratoryjne

Kto wie, jakby się nasze przekomarzania na podłodze skończyły, gdyby nie przypadkowa, zraniona kobieta. Dostrzegłem ją pierwszy, co zwróciła uwagę też Raven. Sama wtedy też odwróciła się w odpowiednim kierunku i oniemiała. Poza celą, spanikowana, zraniona i szukająca pomocy. Nie wiedzieliśmy, jak się zachować z początku, przez co mogło to wyglądać dość komicznie. W końcu wampirzyca ze mnie zeszła, podchodząc do niej.

Spotkanie kobiety było, jak się okazało, bardzo ważnym elementem naszego posiedzenia w celi. Okazała się ona cennym sojusznikiem, szczególnie jeśli chodzi o wydostanie się z tej betonowej puszki. Obiecała, że nam pomoże, jak tylko ją stąd wyciągniemy i zabierzemy na wyspę. Była to dobra propozycja, więc szybko na nią przystaliśmy. Oczywiście z lekkimi obawami, że mogła zostać podstawiona przez odpowiednich mężczyzn. Musieliśmy jej jednak zaufać, chcąc stąd wyjść i zobaczyć naszego małego aniołka.
Plan był dość prosty. Podczas obchodów strażników, które odbywały się nie do końca regularnie, wampirzyca miała przyciągnąć jednego, zabierając mu klucze. W odpowiednim momencie kobieta miała uruchomić alarm, który zwróciłby uwagę mężczyzn oraz innego personelu. Wtedy można by było w odpowiednim momencie i kierunku ruszyć w poszukiwaniu jakiegokolwiek wyjścia. Trzeba było się tylko przygotować.



Oczywiście jak to zazwyczaj mieliśmy w naturze, przed całą akcją, musieliśmy się pokłócić z wampirzycą. Odmienne charaktery dawały nam w kość coraz bardziej. Choć niekoniecznie. W zamknięciu, szczególnie gdy pijawka nie mogła wyjść, uciec ode mnie, aby pokontemplować w ciszy oraz spokoju. Ja natomiast nie miałem czym się zająć po kłótni z nią, przez co chodziłem w kółko podenerwowany oraz rozdrażniony. Oczywiście nawet wtedy Raven nie darowała sobie tekstów czy zaczepek. Rzucała swoje ulubione żarty o ganianiu ogona, czy tarzaniu się w trawie. Jakby chociaż mnie raz widziała przy tarzaniu się na trawie.
W końcu nadeszła pora właściwa. Mężczyźni szli korytarzem, na co zareagowała wampirzyca. Przyciągnęła ich uwagę i zagadała. Po krótkiej chwili przekomarzania się pod wejściem do celi rozległ się dźwięk alarmu, który roznosił się na całe pomieszczenie. Przynajmniej tutaj, nie wiem jak w reszcie kompleksu. Mężczyźni szybko wybiegli, a my mogliśmy się zadowolić kluczami. Po chwili obydwoje byliśmy już wolni.
- Jakieś pomysły, w którą stronę mamy iść, pani dowódco grupy uciekinierów? - Zapytałem z ironią w stronę wampirzycy, niepewnie się rozglądając.
- Te, wilczek... Ja przynajmniej nas uwolniłam. - Skwitowała krótko.
- Gdybym był seksowną, młodą kobietą, też bym nas uwolnił. Rodzice jednak woleli chłopca jako pierwsze dziecko... - Przewróciłem oczami i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
- Zabawne wilczku... Lepiej chodź za mną... - Ruszyła pierwsza, a ja podążyłem za nią.

Podeszliśmy do bramy, która wcale nie chciała się otworzyć. Raven zaczęła się z tego powodu denerwować, choć nie wiem dlaczego. Teraz wszystko wymagało spokoju i niepopełniania podstawowych błędów. Musieliśmy do tego podejść z dystansem oraz cierpliwością. Czas nas nie gonił. Gorzej ze strażnikami. Wampirzyca zatrzymała się na chwilę, aby się rozejrzeć. Najwidoczniej to miejsce wydawało się jej znajome. Pociągnąłem dziewczynę za rękę i otworzyliśmy bramę. Naszym oczom ukazał się krótki korytarz z windą. Ruszyliśmy powoli i ostrożnie, rozglądając się po bokach. Doskoczyła nagle do nas ta sama kobieta co wtedy. Powiedziała, że jeśli chcemy stąd uciec, musimy przedostać się do portu. Droga jednak nie będzie łatwa ani krótka.
Raven już się złościła coraz bardziej. Im więcej czasu tutaj spędzaliśmy, tym wampirzyca była bardziej zdeterminowana i agresywniejsza. Chciała wrócić do Lily, zadbać o nią i zaopiekować się. Chciała też sprawdzić, czy jej się nic nie stało pod naszą nieobecność.
Uznaliśmy, że jazda windą będzie opcją mniej bezpieczną od schodów, gdyż mogli nas tam zablokować lub mogliśmy wysiąść naprzeciwko strażników. Do tego dochodziła cała gamma problemów na przykład z energią lub prądem.

Wychodziliśmy bardzo wolno i ostrożnie. Staraliśmy się nasłuchiwać ewentualnych dźwięków z góry, jak i z dołu. Na szczęście nikt nam nie przeszkadzał w drodze po schodach. Przy drzwiach zobaczyliśmy tabliczkę z napisem, a raczej numerem „-1". Skoro to był poziom minus jeden, to gdzie były kolejne schody na górę? To miejsce było jeszcze bardziej popieprzone, niż mi się wydawało. Poza tym skoro tutaj się w cudzysłowie narodziliśmy, dlaczego nic nie pamiętałem z tej lokacji. Może mieszkali nam aż tak w głowach, a może to nie było to samo miejsce!
Na piętrze minus pierwszym, wyszliśmy z klatki schodowej i się powoli rozejrzeliśmy dokoła. Był to zamknięty korytarz, który prowadził jedynie na wprost. Ruszyliśmy więc przed siebie, dochodząc do drzwi i je otwierając. Naszym oczom ukazało się skrzyżowanie korytarzy, jeszcze więcej dziwnych pomieszczeń oraz czterech strażników, którzy oczywiście spojrzeli na nas. Kobieta niczym w mgnieniu oka gdzieś ruszyła w prawo. Kto wie, dokąd uciekała i czemu tam? Może nas wystawiła! Wredna suka.
- Wracaj tutaj! - Krzyknąłem, chcąc ją złapać, jednakże pędziła niczym struś. Spojrzałem więc na wampirzycę.
- Pora się zabawić wilczku... - Uśmiechnęła się na swój sposób i ruszyła w kierunku mężczyzn.
- Chyba postradałaś zmysły... - Szepnąłem cicho i ruszyłem za nią.
Mężczyźni nie wyglądali na uzbrojonych, przynajmniej nie w jakiś dobry sposób. Może gdyby byli w trójkę, byłoby to nieco łatwiejsze zadanie. Ich jednak było czterech i w każdym momencie mogło ich dojść drugie tyle.
Podążałem za dziewczyną, która próbowała ich najwidoczniej sprowokować swoją kochaną gadką. Ja natomiast nie miałem ochoty teraz na walkę. Poza tym cały czas obawiałem się uzbrojonego wsparcia z ich strony. Swoją drogą zapewne i tak wiedzieli, że tu jesteśmy. Do tego dochodził fakt kamer i innego dziadostwa.
Złapałem wampirzycę za rękę i pociągnąłem w korytarz z lewej. Nie zamierzałem tutaj teraz umierać. Lily w końcu na nas czekała. Do wyboru mieliśmy teraz skręcić w lewo w jakąś bramę lub w prawo. Wybrałem w prawo i jakieś małe pomieszczenie, do którego wpadliśmy jak oszalali. Wampirzyca oczywiście się wkurzyła, krzycząc na mnie, że mogliśmy ich pokonać, a teraz jesteśmy w ślepym zaułku. W sumie to fakt, tego nie przewidziałem, że to może być wolnostojące pomieszczenie. Zabarykadowałem drzwi i cicho mruknąłem.
- Spokojnie Raven, coś wymyślimy. - Zacząłem oddychać w miarę spokojnie, aby unormować oddech.
- Tak? Ciekawe niby co? Zaatakujemy ich miotłami czy mopami? - Krzyknęła na mnie niezadowolona, widząc naszą beznadziejną sytuację.
Mój wzrok jednak utkwił na czymś innym. Lepiej w sumie być aktualnie nie mogło. Odkleiłem się od drzwi i podszedłem do ściany naprzeciwko mnie.
- Mopy i miotły może nie, ale co powiesz na wystrzeliwaną siatkę oraz jeżdżącą myjkę? Uśmiechnąłem się, oglądając sprzęt.

Raven? Kierujesz czy strzelasz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz