6 stycznia 2020

Od Kat CD Pana Stasia



Siedziałam nachylona na grubej gałęzi wysokiego drzewa. Obserwowałam właśnie zwierzę, które właśnie podeszło do jeziora. Tego mnie uczył Jack, zwierzęta zawsze piją i zawsze jakieś się pojawi w ciągu dnia tuż obok wody. Wyjęłam jedną strzałę z kołczana i wymierzyłam prosto w sarnę. Kiedy wreszcie łuk ze strzałą zgrały mi się z szyją stworzenia puściłam cięciwę. Zauważyłam jak grot przepił się przez ciało sarny, która zaraz upadła na ziemię. Zeskoczyłam z drzewa i zawiesiłam łuk na ramieniu. Podeszłam do zwierzęcia i wyjęłam nóż z buta. Podcięłam jej gardło i wytarłam krew o jej ciało. Strzałę wyciągnęłam i umyłam ją w wodzie. Włożyłam z powrotem do kołczana i odwróciłam się do sarny, z której zaraz będzie trzeba zdjąć skórę i oczywiście zrobić mięso. Niedaleko stąd była dawna chata Jacka, stwierdziłam, że tam zawędruje. 
Wiedziałam, że moja siła jest większa ale nie tak duża by wrócić do swojego wcześniejszego obozowiska. Truchło sarny było za ciężkie. Złapałam więc zwierzę za tylne nogi i zaczęłam ciągnąć w stronę domku oddalonego o pięć minut drogi. Oczywiście z tym balastem zeszło się dwadzieścia minut. Jednak było warto. Zauważyłam, że to był bardzo dobry pomysł. jack posiadał zapasy soli schowane bardzo głęboko. Można było tym zamarynować mięso, które oczywiście także chowałam w jego domu. Mimo iż z nim nie mieszkałam było bardzo dobrą skrytką jeśli dobrze się coś schowało. Kiedy wreszcie mogłam chwilę odsapnąć usiadłam przy kominku i stwierdziłam, że spędzę tutaj noc. Świadomość gorącego pomieszczenia oraz zadaszenia jest korzystny. Patrząc na to, że wczoraj byłam przemoknięta chciałam spędzić chociaż jeden dzień w cieple. Wyszłam na dwór i weszłam pod zadaszenie gdzie znajdowało się drewno na opał. Wzięłam trochę i zaniosłam znów do domu by tam rozpalić w piecu. Wiedziałam gdzie Jack trzymał rozpałkę, właściwie rozpalałam tutaj tyle razy ognisko, że mogłam robić to z zamkniętymi oczami. Kiedy pojawił się ogień zamknęłam drzwiczki i wzięłam się za sarnę. Wzięłam nóż i zaczęłam zdzierać z niej skórę, która usłuży mi przez pewien czas za prowizoryczną karimatę. Oczywiście co i raz wchodziłam do chatki i dokładałam trochę drewna by ogień nie zgasł. Kiedy skóra leżała tuż obok mnie, a mięso zostało powydzielane wstałam z ziemi i westchnęłam trochę zmęczona. Zdecydowanie wolę polować. Zwykle ja przynosiłam zwierze, a Jack obdzierał je ze skóry. Ja tylko się temu przyglądałam zwykle popijając piwo ukradzione z osady. Zamarynowałam mięso w soli, które schowałam do piwnicy. Wróciłam na górę i tak usmażyłam sobie zostawione mięso. Wyjęłam z zapasów piwo i wlałam je do drewnianego kubka Jacka. Delektowałam się posiłkiem i ciepłem płynącym z pieca. Chciałam zasnąć spokojnie i obudzić się bez krwi na dłoniach. Jednak wiedziałam, że będzie tak tylko gdy zrobię jedną rzecz. Zeszłam do piwnicy, która była podzielona na dwie części. Otworzyłam metalowe drzwi i zamknęłam je. Kluczyk wylądował zza oknem. Wiedziałam, że sięgnę po nie tylko w tej formię. Moje chude dłonie po przemianie były dość... hmm bardziej umięśnione. Położyłam się w kącie, stara skóra z dzika oraz koc leżał tam jak zawsze przygotowany na moją osobę. Jack wiedział, że nieraz wolałam zostać w domu. Kończyło się to bezpieczniej dla innych. Zwykle gdy widzieliśmy kogoś w naszych okolicach także spędzałam tutaj noce. Westchnęłam zdruzgotana i spojrzałam na ściany, na której znajdowała się zaschnięta krew i ślady pazurów. Nadal uczyłam się panować nad swoim drugim ja. Zamknęłam oczy chcąc by otulił mnie znajomy zapach wilgoci, igieł oraz soli.

~~~**~~~ Po dwóch dniach:


U Jacka spędziłam cały wczorajszy dzień z powodu ulewy. Jednak dziś było dość ciepło dlatego stwierdziłam, że najlepszym z możliwych opcji było zakradnięcie się do osady i podkradnięcie trochę soli. Ponieważ zapasy Jacka trochę się kończyły. Jednak w drodze do osady zauważyłam zapewne jednego z osadników. Szedł z siekierą dlatego szybko ukryłam się wśród cienia skał oraz krzaków. Nie szukałam dziś zmartwień jednak chciałam zobaczyć czy może jest wart większej uwagi niż jeden dzień. Jednak trzeba zmarnować dzisiejszy by dowiedzieć się czy jutrzejszy też trzeba na niego poświęcić. Ruszyłam za chłopakiem, nie wiedziałam kim jest chłopak dlatego utrzymywałam się dalej niż było to potrzebne. Mógł być wampirem i wyczuć mnie już wcześniej. Chyba, że mnie zauważył, a nie chciał poświęcić mi większej uwagi?
Albo nie jest wampirem. Przekonajmy się. Chłopak cały dzień... cały dzień spędził na ścinaniu i zabezpieczaniu drzewa. Jakiż on cierpliwy. Ja już dawno bym to pierdolnęła i podpierdzieliła komuś drewno. Nie mogłabym zmarnować całego dnia na takie rzeczy. To nudne. W szczególności, że ktoś może przyjść w nocy i mu to zwędzić mimo liści ułożonych na drzewie. Wywróciłam oczami i wygodniej ułożyłam się na gałęzi. Spojrzałam w niebo wiedząc, że niedługo zapadnie noc. Chłopak także to zauważył bo zabrał siekierę i ruszył w drogę powrotną. Kiedy oddalił się wystarczająco daleko zeskoczyłam z drzewa i poszłam w jego kierunku. Oczywiście nie tymi samymi ścieżkami co on. Wyglądało by to bardzo źle. Kiedy wreszcie byłam w odpowiednim miejscu przed chłopakiem tak by wzbudzało to podejrzenie, że idę z innego kierunku niż on odwróciłam się.
- Dzień dobry - usłyszałam, prychnęłam w myślach. Obserwowałam go i westchnęłam cicho.
- Dzień dobry - odpowiedziałam mu jedynie i spojrzałam na jego dłoń, a raczej rzecz, która się w niej znajdowała - Po co ci siekiera o tak późnej porze? - dodałam.
- Miałem do załatwienia parę spraw z pewnym drzewem - powiedział - Nie wziąłem jednak wózka, przez co wracam z pustymi rękami. Swoją drogą, dlaczego ty się kręcisz po lesie o tak późnej porze? Jesteś samotnikiem? - dodał następnie lustrując mnie spojrzeniem. Wiedziałam, że samotnicy nie są za bardzo lubiani.
- Zgubiłam się i jestem tutaj od niedawna. Nie do końca wiem, co tu się dzieje i co tutaj robię. Trzy dni temu znalazłam jakiś dom, w którym była broń i rzeczy - odpowiedziałam więc. Oczywiście kłamałam. Skinął jedynie głową nadal patrząc na mnie z przerażeniem.
- Masz dziwne oczy, nie wyglądasz też najlepiej. Czy wszystko u ciebie w porządku? - zapytał, a więc o to chodzi. Oczy. No tak zwykle to one przyciągały przerażone i ciekawskie spojrzenia.
-Nie jest to twoja sprawa. Nie powinno cię to interesować. Jeśli jednak musisz wiedzieć, to od zawsze miałam z nimi problem - powiedziałam jedynie urywając na tym temat. Nie bardzo lubiłam o nich rozmawiać, chłopak kiwnął jedynie głową na moje słowa.
- Cóż, jeśli pozwolisz, udam się w swoją stronę, dobrze? - zapytał, a ja znów prychnęłam w swoich myślach. Bał się mnie. Przerażenie w jego oczach było aż dostrzegalne. Skinęłam jedynie głową na znak zgody i odwróciłam się. Musiałam się pospieszyć. Muszę się oddalić od chłopaka. Mimo wszystko nie chce dziś wyrządzić krzywdy nikomu. A znajoma i bezpieczna piwnica Jacka była daleko. Szybko odeszłam od chłopaka kierując się w nieznanym mi kierunku. Musiałam znaleźć coś oddalonego od osady. Moje drugie ja jest dość wytrzymałe i może wyczuć żywe stworzenie z bardzo daleka. Wtedy jest nieprzewidywalne. Żąda krwi. Jack mówił bym nieraz popuściła mu wodzę albo sama cieszyła się z zabijania. Jednak gdy robiło się to bez celu nie było to tak dobre. Może dziś jednak spróbuje się tym cieszyć? Kto wie.


Stasiu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz