4 stycznia 2020

Od Pana Stasia CD Raven

Czas mijał mi okropnie wolno. Za ten czas, gdy ja sobie spokojnie wracałem do zdrowia, na kanapie pijawki, ta się zajmowała zwierzakami na moim gospodarstwie. Ufałem jej, jednak miałem co jakiś czas negatywne myśli, że zje albo ugryzie któreś z moich zwierzaków. Nie szarpnęłaby się raczej na to, mając mnie na swoim meblu. Zdecydowanie jagnię poprawiało mój nastrój. Każdego dnia jagnię nabierało trochę więcej zaufania, co do nowego miejsca. Chętnie spacerowało, kładło się oraz wyrażało swój głos, gdy potrzebował wyjść na zewnątrz za potrzebą. Całe szczęście, że nie załatwiał się w domu, bo pijawka urwałaby mi wszystkie kończyny i nimi nakopała po tyłku.

Minął może tydzień, może dwa. Czas dłużył mi się okropnie. Nie byłem przyzwyczajony do wylegiwania się w łóżku oraz odpoczywania. Czułem potrzebę pracowania, karmienia zwierząt, zajmowaniem się nimi, cokolwiek. Straciłem rachubę czasu, a okno też nie wychylałem się za często. Gdy już całkowicie odzyskałem władzę w nodze, wychyliłem się na zewnątrz. Zaczynała się już wiosna, co nie było dla mnie dobrą wiadomością. Byłem do tyłu z zaoraniem pola oraz zasianiem go.
Momentalnie się zabrałem za pakowanie swoich rzeczy. Musiałem jak najszybciej pozbierać swoje rzeczy i zabrać się do farmy. Jedna koszulka, druga, nieco bardziej obdarta. Spodnie, majtki i kurtka. Jakaś szczoteczka, kubek i owieczkę pod pachę. Truchcikiem do drzwi i bum.
W drzwiach stała wampirzyca. Jakby zmęczona życiem oraz zmartwiona. Spojrzała na mnie od góry do dołu i z powrotem.
- Oh wilczek niczym typowy facet... Nieco cieplej się zrobiło i jak skulony pies leci na dwór...
- Dobrze wiesz Raven, że ktoś musi zająć się polem uprawnym. - Przewróciłem oczami, a kobieta minęła mnie w drzwiach.
- No tak, bo osadnicy głodni będą, hm? Ależ ty dobroduszny i kochany dla ludzi. - Ironia wymieszana z sarkazmem wypływała z jej ust niczym wodospad. Obruszyłem się delikatnie tym faktem.
- Dla osadników? Ja to robię głównie dla siebie. Całe moje życie polegało na hodowli oraz uprawie. Nie robię tego dla innych, a dla siebie. Aby poczuć się jak w domu. - Warknąłem cicho i wyszedłem, trzaskając drzwiami.

Sam nie wiem, co się stało, że byłem aż taki nerwowy. Zdecydowanie za dużo negatywnych emocji oraz za dużo czasu spędzonego razem. Najwidoczniej przywykłem do swojego samotnego spędzania czasu i wszelki dłuższy okres, w którym musiałem spędzić czas z kimś innym, zaczynał mnie drażnić. Wziąłem kilka głębszych oddechów i westchnąłem głęboko i głośno. Wróciłem do domu pijawki, otwierając jej drzwi.
- Dobra, słuchaj... Po prostu muszę zająć się swoimi obowiązkami tak? Wrócę jeszcze i jak zwykle z prezentem. Wiesz o tym doskonale. Swoją drogą, jeśli chcesz, to sama możesz mnie odwiedzić na farmie, albo u mnie zostać na jakiś czas. - Powiedziałem spokojnie, patrząc w jej oczy.


***


Jak zwykle praca w polu nie była łatwa, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż na wyspie nie ma traktorów, ciągników. Ba, nawet pługów! Moim pługiem był dość prowizoryczny, prosty, metalowy kawał stali na kołach i z odpowiednimi łopatkami. Praca ciężka, żmudna oraz długa. Potrzebowałem czterech dni, aby przeorać całe swoje pole. Następnie kolejne trzy dni, aby przygotować pole pod uprawę, przygotowanie nasion, sprawdzenie ich, przeliczenie.
Odkąd wyremontowałem swoją komodę, nie traciłem już nasion. Jednocześnie też były zdecydowanie lepsze niż przed remontem. Widząc takie efekty, stwierdziłem, że muszę zrobić jeszcze mały remont piwnicy. Nowe cegły, deski i jakiś kot najlepiej by się tutaj przydał do łapania myszy i innych szkodników. O ile pasożyt by nie spał przez cały dzień i pół nocy na łóżku. Jeszcze takiego wyżywić trzeba, a każdy chyba wie, jakie koty potrafią być wybredne. Musiałem postawić na więcej pułapek i załatanie dziur.
Kolejną możliwością, była moja dobra znajoma, która bardzo chętnie zarobi przy pomocy mi. Bobby. Jej pomoc była nieoceniona i niemal bezcenna. Szanowałem ją za to, że zechciała mi pomóc przy moim małym, skromnym gospodarstwie. Zadziwiające, że za swoją wspaniałą pracę, nie wymagała ode mnie, bóg wie jakich pieniędzy. Najczęściej była to wymiana na zasadzie barteru. Pomagała mi remontując coś, a ja jej dawałem jakieś zapasy. Uczciwe dość, szczególnie że pieniądze były tu bardziej na zasadzie... Hm, chyba takiego czegoś, by poczuć się bardziej ludzko.

Następnego dnia z samego rana zasiałem całe pole nasionami roślin. Zeszło mi do około południa. Poszedłem odpocząć, zjeść obiad i ruszyłem ponownie w gospodarstwo, aby zasadzić drzewka owocowe. Przygotowałem specjalny nawóz, aby nieco przyspieszyć ich wzrost. Miałem nadzieję, że jeszcze tego sezonu pozbieram jakiekolwiek owoce. Czas uciekał przez palce podczas ciężkiej pracy w polu. Czas gonił, dni uciekały, a ja się czułem, jakby praca stała w miejscu. W poprzednim roku nie czułem się aż tak zmęczony. Wydawało mi się to łatwiejsze wszystko. Może po prostu rozszerzyłem pole, zwiększając je wzdłuż i wszerz.
Oprócz pola musiałem sprawdzić również pułapki, które postawiłem w zimie. Raven o nich nie wiedziała, więc pewnie nie zaglądała do środka i nie naprawiała tam nic. Musiałem więc sam się za to zabrać. Pozostawiłem to jednak na inny dzień. Ważniejszą rzeczą było w tym momencie pole. Miałem cichą, ale szczerą nadzieję, że połowa posadzonych roślin wyrośnie do lata. Wtedy szybko sprzedać plony, zrobić zapasy i znów można było zacząć szaleć z wymianami. Zeszłoroczne zapasy nie nadawały się już do handlu. Musiałem sam je zużyć do gotowania lub zrobienia paszy dla zwierząt. Nikt by zresztą tego już nie zakupił.

Moje rozmyślania przerwała chłodna mała rączka, położona na moim ramieniu. Warknąłem gardłowo i odwróciłem się, spoglądając na postać. Okazała się nią być dobrze mi znana pijawka. Mruknąłem cicho i przeciągle, patrząc w jej oczy.
- Mówiłem ci już coś o skradaniu, prawda? - Zapytałem spokojnym tonem głosu, mimo iż moje serce jeszcze szalało.
- Oj wilczku, dobrze wiemy obydwoje, że byś mnie nie skrzywdził... - Dotknęła palcem mojego nosa i ruszyła powolnym krokiem w stronę drogi do farmy.
- Tego nigdy nie możesz być pewna. - Powiedziałem sam do siebie, zebrałem narzędzia ogrodowe i ruszyłem za nią.
- Widzę, że praca u ciebie wre, cały czas zarobiony i zapracowany.
- Gospodarstwo to mój żywioł.
- Zaraz po gonitwie za własnym ogonem i pożeraniu tonie surowego mięsa? - Zaśmiała się i zerknęła na mnie przez ramie.
Oburzyłem się tym nieco i cicho mruknąłem przeciągle. Zatrzymałem się w miejscu i zmrużyłem oczy.
- Przyszłaś, aby jak zwykle mnie denerwować, czy może masz mi coś do powiedzenia?

Raven?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz