1 stycznia 2020

Od Bezimiennego CD Raven

Syknął z cicha, gdy alkohol wżarł się niczym kwas w jego poranione plecy. Jakby podświadomi odczytał uśmiech na twarzy kobiety. To złudzenie wdarło się w niego, dręczyło, ale nie tylko ono. W dalszym ciągu nie ufał do końca czarnowłosej. Co prawda opowiedziała mu o sobie i to całkiem sporo z tamtego okresu, ale niewiele to zmieniało. Mogła skłamać, ale w takim razie, dlaczego jednak ją rozwiązał? Pokręcił głową z dezaprobatą dla siebie. Musiał mieć na nią oko.



Oparł skrzyżowane ramiona na szczycie krzesła. Nie kryjąc się ani trochę, obrócił się na tyle, by móc jako tako swobodnie obserwować poczynania czarnowłosej. Było tak, jak mu się zdawało, jej różowiutkie usteczka rozciągnięte były w usatysfakcjonowanym uśmiechu. Sprawiało jej to przyjemność? Nie była to szczególnie dobra wróżba. Zwłaszcza teraz, mimo to ta chwila ciszy, jednak szczątkowe zaufanie i z całą pewnością sama świadomość tego, że nie jest sam, sprawił, że skumulowana w nim do tej pory złość, zaczęła stopniowo popadać w niebyt. Tym samym zaczął żałować swojego wybuchu. W końcu miała prawo zachować się, jak się zachowała. Sam wiedział, jak się sprawy mają. Byli w pierdolonym mini zoo jakichś wariatów w bieli. Tu wszystko mogło się stać. Powinien mieć to na uwadze i mając się na baczności, nie traktować innych w taki sposób, w końcu, przecież przy odrobinie szczęścia mogliby stać się jego sprzymierzeńcami. Tajemnicza nieznajoma była przecież pierwszą osobą, jaką tu spotkał, ostatecznie nie chciał tego spieprzyć. Oboje mogli, by wyciągnąć z tej znajomości jakieś profity.

Nie spostrzegł, nawet kiedy zatracił się w rozmyślaniach. Stracił czujność. Z tego letargu wyrwał go dopiero niespodziewany napór. Wampirzyca oparła się biodrem o dolną część jego pleców, co ku jego zdziwieniu nie spowodowało praktycznie niczego. Nie odtrąciło jak przed chwilą, gdy zaczęła bez pytania obmywać jego plecy. Natychmiast w jego głowie pojawiły się dwie teorie. Pierwsza zakładała oczywiście, że zmuszona była przez brak sił, w końcu sama był dość poważnie ranna. Druga natomiast jak samemu mu się wydawało, była o wiele mniej realna, a mimo to gdzieś zaprzątała mu myśl. Istniało przecież prawdopodobieństwo, że zrobiła to specjalnie i być może chciała uwieść w jakiś sposób i korzystając z nieuwagi odciążyć jego organizm z płynącej w nim krwi. Musiał jednak przyznać, że była atrakcyjna. Miała piękne ciało, pewnie w innych okolicznościach sam porwałby się na tę zdobyć. Tutaj jednak nie było nawet co myśleć o takich rzeczach. Najważniejsze było przetrwanie. Chwila nieuwagi mogłaby zażądać straszliwej ceny, którą niebyły w stanie zapłacić.

Czas z nieznajomą w całkowitej ciszy przerywanej jedynie cichymi jękami bólu płynął nad wyraz powoli, zdawać by się mogło nawet, że stoi w miejscu. W końcu jednak nieprzyjemne kłucie ustało, a palący go ogień przygasł nieco, a on przez cały ten czas nie spuszczał z niego uważnego wzroku.

– Czego się tak gapisz? – spytała w końcu, najwyraźniej nie mogąc już znieść jego natarczywości.

– Muszę cię pilnować – odparł, niemal wzruszając ramionami w obojętnym geście, powstrzymał się jedynie wspomnieniem o bólu.

– Zdajesz sobie sprawę, że w tym wypadku twoja uwaga jest na nic, prawda? – spytała, unosząc brew.

W jej słowach było dość sporo prawdy. Siedząc do niej plecami, był odsłonięty i pełna uwaga raczej nie zdołałaby mu pomóc, gdyby kobieta zdecydowała się jednak na atak. Dla własnego spokoju ducha wmawiał sobie, że niema to absolutnie żadnego wpływu.

– Jestem innego zdania – odparł niemal zaczepnie, a nerwowy tik uniósł kącik jego ust na chwilę do góry, w czymś na kształt uśmiechu.

– Już ci przeszło? – dopytywała, w jej głosie czaiła się jakaś nutka irytacji, której dała wyraz, mocniej przyciskając szmatkę do pleców mężczyzny.

Skrzywił się nieznacznie, jednak nie tracąc z twarzy tego nieokreślonego wyrazu.

Znowu nastała cisza. Bezimienny wbił wzrok w ścianę przed nim. Nagi, zimny kamień, o którego na wskroś wiało chłodem, zupełnie jak od niego samego. Nagle poczuł oplatające go ramiona kobiety. Odruchowo napiął wszystkie mięśnie. Znów miał wrażenie, że jego reakcja rozbudziła w czarnowłosej satysfakcję i przywiodła uśmiech na twarz. Nie mylił się. W tym sposób potwierdziły się słowa kobiety. Był w ten sytuacji całkiem bezbronny wobec niej. Dlaczego tak ryzykował?

Drobna dłoń spoczęła na jego piersi, przyciskając do niej bandaż. Druga zaczęła obijać poszarzały już materiał wokoło jego torsu. Z każdym kolejnym owinięciem następne fragmenty poranionej skóry zaczęły znikać z widoku. Owinęła go niemal tak ściśle, jak on ją. Czyżby to miała być kolejna mini zemsta? Wydawało mu się, że byli już kwita.

Natychmiast, gdy wampirzyca skończyła, brunet podniósł się z miejsca. Stanął tuż przed nią, minę miał znów całkiem odmienioną. Była poważna, nieodgadniona. Zastanawiał się co zrobić.

– Dzięki – mruknął, taksując ją wzrokiem. Mim jednak zdążyła odpowiedzieć, dodał: – I przepraszam, nie powinienem był się tak unosić. Wiem, jak się sprawy mają w tym przeklętym miejscu.

Twarz czarnowłosej nieznajomej nie wyrażała wiele więcej od zdziwienia. Nie spodziewała się chyba po nim takiej zmiany. Na dobrą sprawę sam się tego po sobie nie spodziewał.

Jako ostatni szaleniec, postanowił obdarować ją zaufaniem, a może było mu już zwyczajnie wszystko jedno. Niesamowite, że nawet w tym miejscu, pozbawiony życia, nadal zależało mu na życiu; może już właśnie nie powinno. Czas chyba zdać się na los. „Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba”. Jeśli będzie mu dane przeżyć to spotkanie, to przeżyje, jeśli nie, to na dobrą sprawę przecież nic to nie zmieni. Nie tutaj.

W końcu zdjął z niej wzrok, rozejrzał się po pomieszczeniu, już nie pamiętał, co gdzie było i czy w ogóle coś było. Obszedł dziewczynę bez słowa, mógł zgadywać, że najzwyczajniej w świece prowadzona czystą ciekawością wiodła za nim wzrokiem. Otwierając po kolei szafki, znalazł w końcu to, czego szukał. Wyjął chyba ostatnią znajdującą się w tym pomieszczeniu wartościową rzecz. Wyjął z wnętrza czarną koszulkę, nie będzie przecież półnagi paradował przed obcą kobietą. Z małym trudem wciągnął na siebie materiał. Upinał go, eksponując jego sylwetkę i spowijający go wokół bandaż.

– Możesz zostać – podjął, odwracając się w jej stronę.

– Co?

– Głucha jesteś? – burknął, kąśliwie jednak nie mając na celu urażenie wampirzycy. – Możesz tu zostać na jakiś czas – jej czerwony oczy znów błysnęły zaskoczeniem, zupełnie jakby pytała: co on pierdoli? – Jest noc, wszelkie bezeceństwa wylazły na łowy, a nie wyglądasz wiele lepiej ode mnie. Nawet razem możemy nie dać sobie rady, sama tym bardziej nie dasz, a honor nie pozwoli mi puścić cię samej.

– Dam sobie radę – znów ta zaciętość i pewność w głosie. Nie podobało mu się to, nie lubił tego. Za kogo ona się ma. Może mają w sobie obce DNA, ale to nie znaczy, że są niezniszczalni.

Tym razem to on wywrócił oczami, łypnął nań z politowaniem.

– Nie przeceniasz się, aby? – nie oczekiwał odpowiedzi, sam miał zamiar sobie odpowiedzieć. Znów przeszedł obok niej, blisko, jakby chciał dać jej w ten sposób do myślenia, sam jednak do końca nie wiedział na jaki temat. Usiadł z powrotem na krześle, opierając przedramiona na kolanach. – Spójrz tylko: masz w najlepszym razie popękane żebra, każdy oddech sprawia ci ból, głęboka rana na udzie, rozcięta głowa, w każdej chwili możesz mieć zawroty głowy. Ja: też mam rozwalony łeb, pocięte plecy, też boli przy ruchu – wybadał palcami nos, dodając z ulgą w głosie: – i mało brakowało, a złamałabyś mi nos. Tam jest noc, żywioł tych bestii, nie damy sobie rady… – Uniósł wzrok na jej twarz. – Usiądź, nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy, rano wrócisz do siebie, jak zrobi się bezpieczniej. Odpocznij.

Nie naciskał już, dał jej chwilę do namysłu. Cierpliwie czekał na jej decyzję, miał jakąś skrytą nadzieję, że nie będzie głupia i nie wyjdzie już teraz. Z jakiegoś powodu nie chciał, żeby coś jej się stało. Nie miałby już wtedy prawa próbować ją zatrzymać.



Raven?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz