Zachciało mi się biegać. Jesteśmy zmutowani, na wyspie bez jakiejkolwiek drogi powrotnej, a mi zachciało się biegać.
Pół biedy, że jest wiosna. W takim wypadku moje pranie przynajmniej nie zacznie zamarzać, jak to bywało w mroźniejsze dni podczas zimy.
Z ulgą zajmuję miejsce na drewnianym krześle przy stole, który jest tak samo prowizoryczny, jak mój dom. I jak wszystko, na tej wyspie, bo nawet pieniądze osadników to cholerne monety wyłowione z otaczającego wyspę morza, co z tego, że praktycznie każda o innym nominale i walucie. Dobrze, że są ponad liśćmi robiącymi za banknoty, choć nadal nie wiem jak to u nich działa, a dopóki mam swoje życie poza granicą osady, to nie chcę tego wiedzieć.
Po zmroku, gdy leżę już w łóżku, opatulona milionem warstw ubrań i kradzionej pościeli, za zbitym oknem załamuje się jasne światło. Czy to latarka, i jeśli tak, to skąd ten ktoś ją ma? Z konsternacją wpatruję się w jeden punkt, oczekując na rozwój wydarzeń. W jednym momencie leżę bezruchu, podpierając ręką głowę, a w drugim podrywam się na równe nogi, kiedy do moich uszu dochodzi głośny rumor i wyraźnie brzmiące, siarczyste przekleństwo. Mija sekunda, nim znajduję się przy oknie i kątem oka wypatruję za szybę. Nie widzę zupełnie nikogo, aż nagle drzwi mojego domu otwierają się szeroko, a sprawca tego sapie głośno, zmęczony. Mrużę oczy, niezadowolona. Jest po nieustalonej ciszy nocnej, przydałaby mi się chwila spokoju. Nieznajomy nie zauważa mnie w pierwszym momencie, stoję skulona przy oknie, łypiąc na niego spod gęstych rzęs. Dopiero po chwili zrzuca kaptur z głowy, rozglądając się, a wtedy nasze spojrzenia krzyżują się.
Z ulgą zajmuję miejsce na drewnianym krześle przy stole, który jest tak samo prowizoryczny, jak mój dom. I jak wszystko, na tej wyspie, bo nawet pieniądze osadników to cholerne monety wyłowione z otaczającego wyspę morza, co z tego, że praktycznie każda o innym nominale i walucie. Dobrze, że są ponad liśćmi robiącymi za banknoty, choć nadal nie wiem jak to u nich działa, a dopóki mam swoje życie poza granicą osady, to nie chcę tego wiedzieć.
Po zmroku, gdy leżę już w łóżku, opatulona milionem warstw ubrań i kradzionej pościeli, za zbitym oknem załamuje się jasne światło. Czy to latarka, i jeśli tak, to skąd ten ktoś ją ma? Z konsternacją wpatruję się w jeden punkt, oczekując na rozwój wydarzeń. W jednym momencie leżę bezruchu, podpierając ręką głowę, a w drugim podrywam się na równe nogi, kiedy do moich uszu dochodzi głośny rumor i wyraźnie brzmiące, siarczyste przekleństwo. Mija sekunda, nim znajduję się przy oknie i kątem oka wypatruję za szybę. Nie widzę zupełnie nikogo, aż nagle drzwi mojego domu otwierają się szeroko, a sprawca tego sapie głośno, zmęczony. Mrużę oczy, niezadowolona. Jest po nieustalonej ciszy nocnej, przydałaby mi się chwila spokoju. Nieznajomy nie zauważa mnie w pierwszym momencie, stoję skulona przy oknie, łypiąc na niego spod gęstych rzęs. Dopiero po chwili zrzuca kaptur z głowy, rozglądając się, a wtedy nasze spojrzenia krzyżują się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz