25 stycznia 2020

Od Raven cd Pana Stasia - Szczury laboratoryjne

Przez ciągłe zamknięcie w szczelnym pomieszczeniu, dostawała wręcz napadu paranoi. Klaustrofobia nigdy nie była jej piętą Achillesa, tym razem zdawała się mieszać w jej głowie. Zero okien, ciągle te same ściany i denerwujące światło. Brak żywej duszy na korytarzach, sceny niczym z tajemniczego horroru, działającego w niezdrowy sposób na przetrzymywanych osób. W czasie posiedzenia w ciszy wampirzyca miała prawdziwy mętlik w głowie. Wiele myśli dotyczących planów ucieczki, desperackich działań i myśl przewodnia, czy ich maluszek dał radę przetrwać. Młoda matka znała możliwości swojej pociechy, przecież odziedziczyła od niej siedemdziesiąt procent jej możliwości i charakteru. Posiadała wiele kryjówek na wyspie, umiała się posługiwać dość bronią, a w ucieczkach nie miała sobie równych. Jednak nie była sama, pewna zmutowana bestia nie odstępowała jej na krok. Lily, postaram się jak najszybciej wrócić do Ciebie, przeszło jej przez myśl w jednym momencie, gdy opierała się o kraty ich więzienia. Dłonie z frustracji były zamknięte, zaś paznokcie już dawno przebijały boleśnie skórę.
Było jednak coraz gorzej z każdą następną chwilą, psychika stawała się coraz bardziej krucha. Głód zaczynał rządzić jej umysłem, zaś jedyne czego potrzebowała, to samotność i możliwość solidnego wyzbycia się mordu z ciała. Było źle, byli zamknięci oboje w jednym pomieszczeniu. Silny zwierz łaknący świeżego mięsa i ona, wiecznie spragniona czerwonej posoki pijawka. Jednak to, co zobaczyła na własne oczy za kratami, o mało nie zwaliły ją z nóg. Kobieta wyglądała okropnie, sponiewierana pod każdym względem. Wychudzona sylwetka, wystające spod luźnej koszulki obojczyki, widoczne stawy spod skóry palców, zaciśnięte na zimnych prętach. Wampirzyca mogła szczerze stwierdzić, iż nieznajoma im kobieta musiała niegdyś być zniewalająco piękna. Mogła to rozpoznać po ostatnich fragmentach nienaruszonej skóry. Delikatne rysy twarzy, jasna karnacja z naturalnymi rumieńcami… Lewe oko zostało pozbawione ochrony w postaci powieki, jak i skóry w niektórych fragmentach jej twarzy. Jedynym ostatkiem włosów okazała się kępka blond kołtunów, młoda mama pisnęła cicho. Przyłożyła okaleczoną dłoń do twarzy, tłumiąc niedowierzanie i przekleństwo.



- Nie mamy zbyt dużo czasu… - szepnęła nieznajoma prawie nie słyszalnie, rozglądając się niespokojnie dookoła. Jakby bała się nadejścia danej osoby, a przecież zawsze tutaj nie było nikogo. Ani żywej duszy, a nie siedzieli tutaj najpewniej jednego dnia. - Przybyłam, aby nawiązać współpracę.
- Stanisław, słyszałeś jej słowa… Bawi mnie jej zaciekłość w oczach. - mutant z połączenia nietoperza i człowieka wstała do pozycji pionowej, przybierając poważną postawę swojej osoby. Mogła to być podpucha, zagrywka ludzi w nieskazitelnie białych kitlach. Teatralnie pomachała swoimi kajdanami, trzymające jej nadnaturalne zdolności w okowach zniewolenia. - Nie jestem głupia, nie to… Co wilkołak siedzący tutaj na podłodze.
- Raven…
- Cichutko wilczku, kobiety załatwiają sprawy biznesowe.



Trzeba było działać szybko, dopiero potem narastały pytania. Nie można było na nie odpowiedzieć z pewnością w głosie, pozostały tylko spekulacje. Po szybkim odejściu okropnie potraktowanej kobiety, o mało nie doszło do niebezpiecznej konfrontacji między bliskimi sobie towarzyszami. Głośny trzask rozniósł się echem po korytarzu, gdy kruczowłosa dziewczyna uderzyła plecami o ścianę. Musiała szczerze przyznać, iż kochany Stasiek nie zamierzał jej oszczędzać. Kolejne ich poróżnienie, standardy ciężkiego życia na wyspie.

- Stasiek… Bądź bardziej delikatny, huh? - szepnęła, ześlizgując się powoli na dół. Zabrakło jej tchu w płucach, jedno żebro dało o sobie dotkliwie znać. Powiodła wzrokiem ku kamerze, która jeszcze o dziwo nie została zniszczona przez ich osobę. Z pewnością oprawcy mieli ubaw po pachy, solidne kino akcji.
- Znowu to robisz, Raven! Nie liczysz się z moim zdaniem, nie dałaś mi prawa głosu.
- Przecież nic takiego nie zrobiłam, wilkołaku cholerny. Chcę tylko stąd wyjść, a zauważ, że nie otworzymy drzwi sami.
- Jesteśmy niczym karta przetargowa, aby stąd wyszła!
- Mam to gdzieś, kochanie… - szepnęła, ciągnąc go za kołnierz, aby znalazł się bliżej jej osoby. - Chcę tylko do domu… Chcę tylko dopaść Lily w swoje ramiona, zapewnić jej całkowite bezpieczeństwo.
- Raven…
- Daj mi po prostu spokój, nie odzywaj się lepiej… - powiedziała dość ostro, odpychając jego osobę od siebie. Wstała, aby skierować się w stronę prymitywnej pod półki, robiącej za chodź jakieś małe łóżko. Musiała odpocząć, solidnie. Bądź uciec od rzeczywistości, zakraść się w odmęty samotności.

~ * ~

Czekanie okazało się gorsze, niż mogli się tego spodziewać. Cisza panująca między nimi była nade wszystko denerwująca. Co jakiś czas jedno z nich wstawało na równe nogi, aby rozchodzić obolałe nogi, zebrać myśli, albo przeładować zdenerwowanie i frustracje na niczemu winnej ścianie więzienia. Mieli czekać na sygnał, jebany wieczór? Niby, kiedy on miał się pojawić, gdy nawet sami nie mogli stwierdzić, jak długo siedzą w solidnej puszce. Odizolowani od świata zewnętrznego, zapięci w kajdany i to denerwujące światło, w magiczny sposób blokujące ich możliwości. Kompletna katastrofa.
Wampirzyca, jak i Stanisław czatowali na zmianę, całkowicie wykończeni oboje. Musieli uważać nie tylko na siebie nawzajem, ale i na potwory siedzące daleko w ich duszy, niczym najwytworniejsze pasożyty. Ból i szepty zdawały się narastać z każdą chwilą, co powodowało huśtawki nastroju dziewczyny. Zaczynało być przerażająco, pośpiesz się obca kobieto. Podczas ich bezczynności, coś wydawało się ruszyć do przodu. Głośny stukot jakby otwieranych drzwi na korytarz, równie szybko nawiązali porozumiewawcze spojrzenie. Raven zerwała się na równe nogi, podchodząc z zainteresowaniem do krat. Oparła się nonszalancko o nie kajdanami, uśmiechając się zwycięsko. Dwa uzbrojone kąski, niesamowite.

- Patrzcie, jak idą dumnie, niczym zwycięska armia Aleksandra Macedońskiego, falangą sławną na pół świata starożytnego… Pieniądze na zabawę w bogów mają, zaś jedzonko wysyłają świeże, Stasiek. - zaśmiała się drwiąco w stronę mężczyzn, pierwsze żywe osoby od długiego czasu. Podczas gdy jeden przyspieszył niespokojnie kroku, drugi maszerował niewzruszony dalej przed siebie. - Niezła broń, nieznajomy.
- Radzę nas nie lekceważyć, mutancie.
- Panie władzo… Mam dłonie spętane okowami od długiego czasu, proszę o chwilę wytchnienia. - udała skruszoną, machając powolutku dłońmi. Czuła na sobie wzrok swojego towarzysza, najpewniej mógł przewrócić oczami na jej zagrywki. - Będziemy mogli się pobawić…
- Ty szmato!
- Piękność siedząca z tyłu za moimi plecami, niegdyś nie narzekała na zabawy ze mną. Proszę pana…
- Milcz!

Dziewczyna w jednym momencie zdołała zrobić unik, nim w jej stronę poleciała lufa karabinu. Trafiła na słabeusza, prowokacja wykonana pięknym zwieńczeniem. Podczas gdy zdenerwowany strażnik rzucił broń na ziemię, na korzyść szukania czegoś w kieszeni, drugi wyzywał tylko niesubordynacje swojego partnera. Tak blisko wolności. Niespodziewanie co drugą celę więzienną zaczęło jarzyć się czerwone światło, zaś głośny sygnał rozniósł się po korytarzach. Kruczowłosa tylko zdołała uratować swój słuch przed uszczerbkiem, zakrywając uszy dłońmi. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, jednak równie szybko zabrał swoją broń. Z krótkofalówki udało się słyszeć głos, wydający w pośpiechu rozkazy. Ubrany w czerń strażnik widocznie nie chciał odpuścić, odciągnięcie go od krat dało dobry rezultat. Odbiegli, pozostawiając ich znowu w odosobnieniu od innych, doskonale. Zostawili prezent.

- Stanisławie, wprowadzamy w życie drugą część plany, niszczymy podgląd naszej klitki i jedziemy z ucieczką. - uśmiechnęła się uradowana, przekręcając klucz do końca. Chwilę potem wyjście swobodnie odbiło w bok, pozostawiając im swobodę dalszych możliwości.
- Za dużo rozkazujesz, stanowczo.
- Za to mnie uwielbiasz, kochanie. - posłała mu buziaka w powietrzu, przyglądała się jednak niszczeniu przez rolnika kamery. - Zaczynamy nasze piekło rozsiewać, diabły nadchodzą.

Pana Staś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz