19 sierpnia 2019

Od Björna do Olyvii

Kiedy się obudziłem, poczułem promień słońca muskający mój policzek. Wstałem powoli z powodu zakwasów których nabawiłem się poprzedniego dnia, wędrując cały dzień po górach. Gdy rozpoczynałem dzień moją rutyną było obmywanie ciała w potoku tuż przy domku, po myciu jadłem mięso przygotowane dzień wcześniej wraz z herbatką ziołową, którą gotowałem w starym garnku, który znalazłem podczas jednej z swoich wypraw do Gór Ungcy. Po śniadaniu wybrałem się na wyprawę, aby uzupełnić zapasy na kilka dni, ponieważ widząc chmury z oddali mogłem spodziewać się dość silnych opadów deszczu i możliwych wichur. Spakowałem swój łuk I nóż który pierw naostrzyłem dokładnie, żebym mógł bez problemu rozcinać pnącza oraz przecinać skórę saren i usuwać łuski ryb, po czym schowałem go do pochwy, którą zrobiłem z kawałka sarniej skóry. Byłem już spakowany na wyprawę, na której planowałem nocleg gdzieś poza domem.


Ruszyłem przed siebie nucąc sobie pod nosem i modląc się w myślach, żebym złowił dużo ryb oraz upolował jakąś sarnę. Przemierzając spokojny strumień obserwowałem zwierzynę i uczyłem się zachowań niektórych z jej rodzajów. Gdy dotarłem do Górskiego potoku zarzuciłem sieci rybackie, wbrew moim oczekiwaniom udało mi się złowić tylko kilka rybek które były marne, zasmucił mnie ten widok, ale te kilka sztuk które złowiłem musiały mnie jakoś pocieszyć. Powiedziałem sobie na głos że pojutrze wyruszę przed świtem zarzucić sieci, żeby złowić mnóstwo ryb dla woski. Po marnym połowie stwierdziłem że może zanim nad wyspą zawisną chmury uda mi się pooglądać gwiazdy nocą, to zachęciło mnie abym przyspieszył kroku i szybciej dotrzeć w góry.


Dotarłem do opuszczonego lasu, to miejsce wywoływało u mnie dziwne uczucie niepewności i poczucie że ktoś mnie obserwuje, ale nie wiedziałem skąd oraz nie mogłem nic wyczuć ponieważ w lesie roznosił się zapach grzybów. Postanowiłem, że wespnę się na koronę drzewa korzystając z tego, że nie posiada ona liści będę mógł oglądnąć ostatnie promienie słońca chowające się za górami. Oglądając zachód słońca, stwierdziłem że jest tutaj dość wysoko, aby oglądać gwiazdy i przy tym nie martwić się o niebezpieczne zwierzęta zamieszkujące wyspę. Po rozłożeniu koca w dogodnym miejscu wyciągnąłem książkę, gdy nagle spomiędzy kartek wyleciała koperta którą używałem jako zakładkę. Naglę przypomniało mi się że miałem tą kopertę jak obudziłem się na brzegu wyspy, wziąłem nóż do ręki i powoli otworzyłem. Gdy złapałem za kartkę która była w środku moje nozdrza wypełnił zapach lawendy, trzymając papier w ręce rozłożyłem go i zamarłem w miejscu. Był to list pożegnalny od mojej żony. Dopiero po przeczytaniu całego listu wybuchłem łzami i zaczęła mnie boleć głowa, potem przed oczami zaczęły pojawiać mi się obrazy z przeszłości.


Runąłem na koc uderzając głową o gałąź i straciłem przytomność. Gdy otworzyłem oczy ujrzałem kucającą nad sobą blondwłosą sylwetkę, lecz po chwili znowu odpłynąłem. Gdy odzyskałem przytomność postaci już nie było, zniknął też mój list, być może wiatr go porwał, albo ktoś mi go ukradł. Ostrożnie zszedłem z drzewa, gubiąc poczucie kierunku w którym m iść, więc poszedłem przed siebie. Gdy dotarłem do gęstego lasu nie umknął mi znajomy zapach ziół oraz drzew, idąc głębiej w las mój wzrok przykuły gęste krzewy rosnące wokół czegoś, głowa zaczynała mnie boleć coraz bardziej oraz z rany zaczęła cieknąć krew. Bardzo chciałem zobaczyć co kryje się za krzakami, więc odsunąłem ręką większość gałęzi i wszedłem do środka, przeciskając się między krzakami dotarłem w końcu do małego, pięknego stawu.


Wszędzie wokół sadzawki unosiły się pyłki kwiatów i latały robaczki, pomyślałem że mogę oczyścić ranę w wodzie więc zanurzyłem obolały łeb i zacząłem obmywać swoje siwe włosy z krwi, gdy nagle otworzywszy oczy pod wodą zobaczyłem twarz młodej kobiety. Przeraziłem się i pomyślałem że ktoś się utopił albo kogoś zamordowano więc szybko wynurzyłem głowę i nogami odepchnąłem się upadając na tyłek, ciarki przeszły mnie od stóp do karku, w pośpiechu chwyciłem za rękojeść noża czekając. Nagle z wody wyszła młoda kobieta Która miała rude włosy i była chuda i blada. Przypomniałem sobie, jak w wiosce mieszkańcy opowiadali o uzdrowicielce którą można spotkać w głębokim lesie. Niepewnie puściłem nóż i się wyprostowałem pytając czy stojąca przede mną kobietę czy to ona jest osobą z opowiada. Kobieta pokiwała głową dając mi do zrozumienia, że to ona. Wyciągnąłem sakwę odwiązałem i położyłem na ręce 10 monet pytając czy ma jakieś zioła lecznicze albo opatrunek ponieważ zraniłem się w głowę i krwawię. Kobieta po chwili namysłu odwróciła się i weszła z powrotem do wody, zdziwiło mnie to że nic nie odpowiedziała tylko się wycofała.


Pomyślałem, że może mnie okłamała, więc nie myśląc dłużej zawróciłem na pięcie i udałem się w stronę skąd przyszedłem, nagle poczułem jak ręka łapie mnie za ramie, odwróciłem się gdy poczułem jak kobieta przyciska mi jakąś maść w miejsce skąd leciała mi krew, ból był taki silny że znów straciłem przytomność…


Obudziłem się na skraju lasu do którego wszedłem. Bolała mnie głowa, ale gdy dotknąłem się w miejsce rany miałem tam założony opatrunek. Udałem się z powrotem do domu, po drodze udało mi się jeszcze ustrzelić sarnę którą też ze sobą zabrałem. Przybywszy do domu upiekłem ryby nad ogniskiem, zjadłem je i udałem się do wioski. Postanowiłem wejść do karczmy napić się piwa, cały czas miałem przed oczami twarz nieznajomej kobiety. Gdy zasiadłem za stołem, w drzwiach od karczmy pojawiła się rudowłosa dziewczyna, usłyszałem jak ktoś do niej mówi ,,Cześć Olyvia, jak tam’’. Wstałem i podszedłem do niej z zamiarem podziękowania.

Olyvia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz