22 sierpnia 2019

Od Spectera do Platinum

   Czarne niebo, zero gwiazd, a księżyc nie odbija tej nocy żadnych promieni. Dzisiejsza noc, będzie prawdopodobnie najaktywniejszą. Nie było tutaj takiej ciemności, od kiedy trafiłem na ten przeklęty kawałek ziemi z innymi, powiedzmy ludźmi. Zacznijmy od tego, że nikt tutaj nie jest normalny, każdy ma jakieś stadium rozwoju, przez gen, który został nam podany przez naukowców. Jedni mają futro, inni giną, a jeszcze inni są tym co ja, czyli krwiożerczą istotą, spotykaną tylko w nocy. Nie chciałbym być na miejscu tych stworzeń, kiedy wychodzę na żer. Nocą, można usłyszeć krzyki, jęki i płacz, które zwiastują śmierć, gdyż najczęściej jest to wrzask osób, które mutują, czy też po prostu giną. Nikt nie wie, kiedy nadejdzie jego czas, każdy zaczyna tutaj nowe życie, które zaraz może się skończyć, jeśli człowiek nie jest ostrożny. Na wyspie nie ma człowieka, który jest normalny, każdy z nas jest czymś, czego czasami nie da się wyjaśnić. Jedynym miejscem, gdzie możemy dostrzec coś więcej niż siebie są Złudnicze Aleje, gdzie, jeżeli promienie słoneczne padną pod dobrym kątem, możemy zauważyć zniekształcone cienie. Postury są zazwyczaj nieruchome i nikt nie wie, co to konkretnie jest. Nowa mutacja? Trupy, czy też ludzie pod powierzchnią tej ziemi? Nikt tego nie wie. Nikt nie zaszedł tak daleko, aby to sprawdzić, więc wszyscy walczą o przetrwanie, niczym zwierzęta. Cięższą drogę życia mają samotnicy, którzy cały czas wędrują i nie posiadają stałego miejsca zamieszkania, jak w przypadku osadników. Można śmiało powiedzieć, że jestem na środku tego podziału, gdyż wolę mieć pola, rynek czy ludzi dookoła, ale większość czasu, jestem i tak w drodze, zbierając wszystko co jest potrzebne ludziom, aby na nich zarobić, gdyż nie każdy lubi chodzić po terenach, których nie zna.

 
Niestety zbliża się godzina demona, który nazywa się wendigo, czytałem kiedyś o tym cholerstwie i myślałem, że są to niezłe bajki dla dzieci, a teraz? Moje ciało co noc ulega deformacji. Tkanki miękkie zaczynają gnić, kończyny nieznacznie się wydłużają, wraz z pazurami, a mięśnie w niektórych miejscach, po prostu się zapadają, kiedy skóra przybiera kolor szarości. Kły, które pojawiają się w ustach, nie pozwalają na płynną rozmowę, przez co z mych ust można najczęściej usłyszeć krzyk, o wysokiej tonacji, roznoszący się po lesie. Nie jest to przyjemny dla oka widok, szczególnie, gdy połowa mojej twarzy dosłownie znika, pozbawiając jej czegokolwiek. Zostają same kości, które sięgają od lewej strony czoła do poły policzka, przy okazji "przecinając"oko. Innymi słowy można powiedzieć, że połowa mojej twarzy po prostu zanika. Na całe szczęście trafiłem tutaj z czaszką jelenia, którą ubieram na głowę, aby zakryć ten element ciała, cóż ale czasza nie tylko do tego służy, ta którą posiadam, wręcz wtapia się w mą twarz, przez co, mogę poruszać szczęką, która została tam przytwierdzona tytanowymi śrubami. Innymi słowy, czaszka wygląda tak, jakby była częściom mojego ciała.
Kończąc tradycję zakrywania twarzy, wybiegłem z domu jako istota dwunożna, lecz gdy tylko oddaliłem się o stosowną odległość wendigo przejęło kontrolę  padłem na kolana, aby następnie wsłuchiwać się w każdy szelest, bicie serca, czy też pękające gałązki, pod czyimiś stopami. Wszelkie te szczegóły zwracały moją uwagę, przez co, jako czteronożne stworzenie ruszyłem w stronę bić serc, które pewnie zaraz zostaną pozbawione swego miejsca w klatce piersiowej, mej potencjalnej ofiary. Ruch, zza drzewa zainteresował moje receptory wzroku, przez co zacząłem gnać za zwierzęciem, które skusiło moją osobowość bezwzględnego mordercy.

Widząc ofiarę w oddali, która powoli przechadza się po lesie, ruszyłem na nią w zawrotnym tempie, tylko po to, aby po chwili serce ofiary znalazło się w mej dłoni, gdzie wyda z siebie ostatnie tchnienie. Nie jadam serc, ja go nie mam, więc innym też jest ono nie potrzebne.
Potwór zaczął żer, która będzie trwać aż do świtu, przez co wiem doskonale, że skrzywdzę ludzi, jak i zwierzęta, choć czasami mogę powstrzymać tego potwora, ale na pewno nie w tym momencie, kiedy do mych uszu, dobiega dźwięk bicia serc, na dodatek nie małej ilość. Coś tutaj ewidentnie nie pasuje.
Nieznane mi odgłosy, stawały się coraz wyraźniejsze, przez co dokończyłem szybko konsumpcję swej kolacji, ruszając w stronę krzyków, czy oddechów.
Kiedy znalazłem się na skraju wyspy, zauważyłem, że właśnie odpływa tankowiec, który wyrzucił na brzeg, nowe ofiary, a raczej kolejne eksperymenty genetyczne. Każdy z nich jest nieprzytomny, choć najbardziej moją uwagę zwrócił fakt, że statek, przypłynął w nocy, czyżby to były jakieś totalne wyrzutki, które powinny zginąć? Zostawiając krwawą dłoń, na jednym z drzew ruszyłem w stronę plaży, na której leżały niewinne ciała kolejnych wybrańców, a wierzcie mi, że takie kąski są najlepsze. Kiedy byłem już wystarczająco blisko, aby porwać ze sobą jedną z ofiar, zauważyłem przed twarzą pochodnie. Był to mieszkaniec wioski,, który przyszedł do mnie chwilę przed przemianą. Mężczyzna zbliżając ogień w moim kierunku, stąpał pewnie, aż do momentu, kiedy nie wytrąciłem badyla, owiniętego szmatą z rąk. Odgłos wydobywający się z moich ust, przeraził człowieka, więc zaczął uciekać w popłochu, a moje wewnętrzne ja, stwierdziło, że będzie dobrze go gonić. Leciałem za nim aż do ogrodzenia, którym jest odizolowana wioska. Cofnąłem się wtedy o dwa kroki, aby następnie wrócić na cztery kończyny i uciec ponownie w kierunku plaży, gdzie został mój świeży posiłek.
Oczywiście porwałem, jedno z nieprzytomnych ciał, zabijając. Biedaczyna, już nigdy się nie obudzi.. Odrzuciłem głowę, za siebie, a następnie wyrwałem serce, które tak uroczo zabiło mi ostatni raz w dłoni. Oblizałem się na samą myśl tego pysznego kąska, następnie pochłaniając kolejne kilogramy ciała biednego człowieka. W połowie usłyszałem szelest, który zaniepokoił mnie z lekka, więc uniosłem wzrok, aby dostrzec twarz kobiety o wyraźnie białych włosach. Nie widziałem jej nigdzie wcześniej. W tej chwili oznaczała dla mnie tylko ofiarę, potrzebowałem jej mięsa, więc bez zastanowienia rzuciłem się w jej kierunku, aby następnie powalić, lecz ta po chwili zniknęła. Co to do diabła było? Słysząc jakiś podejrzany dźwięk, pognałem za nim, lecz niestety nic nie widziałem. Czy dzisiaj ten las oszalał?! Biegałem między drzewami, do momentu, kiedy pierwsze promienie wschodzącego słońca zaczęły przebijać się przez korony drzew. Powróciłem do domu, pozbywając się z siebie zbędnego brudu, którym była krew i poszedłem spać, przynajmniej te cztery godziny są dla mnie spokojnym czasem.

***
Wychodząc rano z domu, usłyszałem wyraźnie szepty, które dochodziły zza mojego domu. Dotyczyły one oczywiście rozszarpanego ciała, leżącego w pobliżu wioski, które tam zostało.
- Miejmy nadzieję, że to jakiś stwór z lasu, bo tak rozczłonkowanego ciała dawno nie widziałam.. - rzekły dwie kobiety, które przebywały w pobliżu.
Wywracając oczami, wziąłem najpotrzebniejsze mi rzeczy i ruszyłem w na wyprawę, aby pozbierać kilka rzeczy, które później będę mógł sprzedać za dobrą cenę. Moja droga nie była usłana różami, musiałem przebyć spory kawał lasu, w taki sposób, aby nie dopadł mnie żaden zwierz, czy też samotnicy, którzy mnie nie znają. Cóż, handluję z każdym, dla mnie klientem może być nawet żaba, jeśli dobrze płaci, przez co nie odmawiam sprzedaży samotnikom, którzy postanowili wędrować po terenach, czasami oczywiście zdarzy się, że to ja coś od nich kupię, gdyż nie mogę znaleźć niektórych rzeczy, więc dopuszczam też handel wymienny. 
Kiedy doszedłem na miejsce, zacząłem skakać po kamieniach tuż przy drzewie ze złotymi owocami, które są dobrym przedmiotem do handlu, gdyż nie każdy zapuszcza się w to miejsce. Wykonując ostatni sus zauważyłem nieopodal sylwetkę, która gdy natknęła się na mój wzrok, ruszyła w swoją stronę. Czyżby znowu samotnicy mnie obserwowali? Chcąc zerwać ostatni owoc, który był w zasięgu moich kończyn, podskoczyłem, lecz niestety moja stopa poślizgnęła się na mokrym kamieniu i po chwili wylądowałem w wodzie, gdzie następnie wodospad porwał mnie w dół.
Wynurzyłem się po krótkiej chwili, trzymając w dłoni swój plecak ze wszelkimi rzeczami.
- Kurwa mać... - warknąłem pod nosem, wyciskając koszulę z wody.
Teren, który mnie otaczał w tej chwili, nie był wcale taki malowniczy. Nie mam pewności, czy coś na mnie zaraz nie wyskoczy, ale teraz chcę dostać się do wioski, aby rozstawić stragan i sprzedać rzeczy spod lady.
Idąc w odpowiednią stronę, nagle zrozumiałem jedno... Za cholerę nie wiem gdzie teraz jestem i czy poszedłem w odpowiednim kierunku, więc muszę przyznać się do tego, że pierwszy raz na tej wyspie, totalnie zgubiłem drogę, przez co szedłem na pałę, aż do momentu, kiedy zobaczyłem dom, dom, który był wykonany.. ze wszystkiego? Wyglądał dziwnie, szczególnie, że nie słyszałem aby ktoś zamieszkiwał ten teren. Nie czekając długo, usłyszałem za sobą głos.
- Ja cię znam.. - był to cichy dźwięk, ale kiedy tylko odwróciłem się nikogo nie widziałem. Oszalałem już kompletnie?

Platinum 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz