26 sierpnia 2019

Od Pana Stasia do Nicholasa

Dopiero po dwóch dniach od burzy zauważyłem że moje ogrodzenie od pola uprawnego zostało uszkodzone. Nie było to jakoś bardzo widoczne ani znaczące, jednak zawsze wolałem mieć wszystko przygotowane przed rozpoczęciem sezonu na wiosnę. Jeśli bym nie naprawił tego teraz, musiałbym to zrobić we wiosnę. Wiosna jednak jest ciężką porą roku gdyż to wtedy trzeba najbardziej zadbać o pole. Wolałem więc tego nie zostawiać. Przygladnalem sie dokładnie uszkodzonym deseczkom, sprawdzając ich stan dokładniej, zaplanowałem naprawę.
Ruszyłem w stronę miasta, do osadniczego sklepu po małe gwoździe i liny które kiedyś tam widziałem. Potrzebowałem ich niewielką ilość wiec powinienem je kupić raczej bez problemu, nie było więc sensu znów zaczepiać kowala o taką małą rzecz. Zapewne miał ważniejsze zamówienia. Na całe szczęście sklep był otwarty od wczesnych godzin, więc mogłem na spokojnie zakupić to co potrzebowałem. Sprzedawca zażyczyl sobie dość niską cenę, jak za mały woreczek gwoździ i dwóch pięcio metrowych lin.
Nie ukrywam, że wcale mi to nie przeszkadzało, jednak zapytałem, w czym rzecz.
-Dlaczego taka niska cena?
-Pieniądze tutaj są mało warte. Za nie rodziny nie wykarmię. Nawet kupcy i transferzy wolą teraz coś za coś.
Zastanowiłem się chwilę nad tym. To była prawda. Wyspa powoli się toczyła w tą drugą stronę. Bardziej w sumie... Dziczała. Chociaż Handel towarem był po prostu bardziej opłacalny.
- W takim razie w zamian za tak niską cenę przyniosę Ci coś z farmy. Jednakże dopiero jak skończę remontować, to co muszę.
Mężczyzna spojrzał na mnie dość zdziwiony, jakby nie wierząc w to co usłyszał. Chciał coś powiedzieć, jednak mu przerwałem.
-Więc do zobaczenia. - powiedziałem i ruszyłem do drzwi by wyjść.


***

Przygotowałem sobie odpowiednie materiały, by zająć się naprawą płotu. Wiatr delikatnie prześlizgiwał się pomiędzy szparami płotu, owiewając całe pole uprawne, swoją kołyszącą melodią. Przykucnąłem przy jednym z uszkodzonych elementów i oglądnąłem dokładnie. Nie było nic pęknięte ani naruszone, więc wystarczyło przybić dwa małe gwoździe a potem związać liną, którą wcześniej pociąłem na miejsze, krótsze, ale równe kawałki. Płotek był postawiony na małych palikach, któe były połączone ze sobą poprzeczną deseczką na jednej trzeciej wysokości. W miejscu, w którym deska krzyżowała sie z palikiem wbijałem od dwóch do trzech gwoździ i wiązałem liną na krzyż.

Podczas gdy mocowałem się z ogrodzeniem, jednocześnie zastanawiając się jak można by było je dodatkowo ulepszyć, gdzieś w trawie przelazł wąż. Co prawda nie raz miałem z nimi do czynienia i jako tako się ich nie bałem, jednak gdy ten nagle na mnie wyskoczył, zaskakując mnie podczas pracy, przywaliłem sobie w dwa palce, a opadająca deska przecięła moją dłoń. Głośno przeklnąłem wstając i za wszelką cene nie łapiąc się za skaleczoną dłoń. Pozwoliłem krwi swobodnie spływać. Westchnąłem głośno i zostawiłem narzędzia. Od razu ruszyłem do swojej chatki by zabezpieczyć ranę na dłoni.

Wszedłem do łazienki, otwierając małą apteczkę. Oblewałem skaleczenie, wodą przez pare sekund. Nałożyłem na to jałowy opatunek i docisnąłem. Rana nie była głęboka, na pewno nie do szycia. Sam jednak nie mogłem jej opatrzeć ze względu że nie jestem leworęczny. Uznałem, że udam się do nowo przybyłego na wyspę szamana. Zakleiłem gaziki plastrem, wyszedłem z domku zamykając go i ruszyłem w stronę osady.

Tym razem do osady doszedłem szybciej niż zwykle. Słyszałem że szaman mieszka w dość charakterystycznym domu, więc i takiego szukałem. W końcu moim oczom okazała się twierdza. Stwierdziłem że jeśli gdzieś miałby mieszkać szaman... to tylko tutaj. Podszedłem pukając w drzwi.
Nicholas?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz