To będzie bardzo ciężki dzień. Coraz więcej pesymistycznych myśli
kłębiło się w głowie Nicholasa, przeklinającego pod nosem. Właśnie
pochylał się w skupieniu nad stołem, gdzie ułożył w idealnym porządku
składniki, które miały się znaleźć w autorskiej truciźnie szamana. Teraz
jednak wątpliwe było, czy twór ten w ogóle powstanie. Mimo swojego
zaangażowania w pracę i ogromnej staranności Nicholas przecenił
zgromadzone w twierdzy zapasy. Zabrakło mu nie jednego, lecz aż dwóch
elementów - nasion rącznika oraz liści szałwii. Każda wyprawa w głąb
lasu była ryzykowna, szaman podejmował to ryzyko wyłącznie w chwilach
głębokiego kryzysu. Wyspa była niebezpiecznym miejscem, tak wiele rzeczy
mogło pójść nie tak. Zagrożeniem były zwierzęta, typowe wyłącznie dla
tego konkretnego ekosystemu, a także inni ludzie, samotnicy. Choć oni
również padli ofiarom naukowców, nie wydawali się skłonni do
zjednoczenia sił z osadnikami. Nicholas uważał to za wyjątkowo głupie,
jednak nie miał nic do powiedzenia w tym temacie. Nie znał tutejszych
prawie wcale, nie był znienawidzony czy nielubiany, jednak nie nawiązał z
nikim jeszcze bliższych kontaktów. Nie miał zamiaru nawet tego robić,
nie znajdował się przecież w aż tak tragicznej sytuacji by zmuszać się
do obcowania z ludźmi. Przez to jednak nie miał teraz nikogo, kogo by
mógł poprosić o nazbieranie składników, by samemu się nie narażać.
Nicholas z rezygnacją opadł na krzesło, wściekły na siebie i swoją
niekompetencję. Wokół niego wzbił się kurz, który teraz opadał powoli.
Całe pomieszczenie nie znajdowało się w czasach swojej świetności.
Nigdy zresztą nie było szczególnie eleganckie, czy ozdobne. Był to pokój
mieszczący się w starej twierdzy, więc budowniczy wznoszący się,
skupiali się wyłącznie na aspektach praktycznych budowli. Na ścianach
nie wisiały ani arrasy, ani obrazy namalowane przez wybitnych artystów.
Zbudowane z kamieni o nie równej powierzchni i ostrych krawędzi,
nadawały wnętrzu surowego wyglądu, przywołującego na myśl najstarsze,
prymitywne zamki. Podłogi wyłożone były starymi deskami, które już
całkiem straciły piękny, jasnobrązowy kolor. Obecnie były wyblakłe, lecz
nie posiadały żadnych bruzd czy spróchniałych elementów. Można więc
było przypuszczać, że dom Nicholasa choć stary, wytrzyma jeszcze bardzo
długo. Jego ściany były proste, podłogi mocne, dach wytrzymały. Twierdza
mogła z powodzeniem pełnić jeszcze funkcje obronne, gdyby jakimś cudem
zaszła taka potrzeba. W środku nie posiadał jednak wielu udogodnień.
Stół na którym pracował szaman i kilka krzeseł to jedne z nielicznych
elementów, które nie poddały się wpływowi czasu i nie rozleciały się jak
strawione w części przez korniki meble, którymi Nicholas palił w
kominku. W całej twierdzy ulubionym pomieszczeniem Virseya był dawny
loch, obecnie pełniący rolę spiżarni. Tam składował wszystkie skóry
jakie udało mu się zakupić oraz składniki pochodzące z pobliskiego lasu.
Właśnie w tamtym miejscu znalazł mnóstwo starych ksiąg zawierających
wiele przepisów na leki czy trucizny oraz kilka kosztowności.
Najważniejszym znaleziskiem była jednak księga oprawiona w skórę, która
przybliżyła Nicholasowi temat demonologii i czarnej magii. Od tej chwili
wypróbował nie jedną wskazówkę z tego dzieła.
Nicholas z niechęcią wstał z krzesła, ubrał swój czarny, wojskowy
płaszcz oraz buty. Zapowiadał się ciężki dzień, więc wolał być
przygotowany na kapryśność pogody by jeszcze bardziej nie pogarszać
swojej sytuacji. Zabrał również swoje ostrza w kształcie półksiężyców,
na wypadek gdyby musiał stanąć do walki, co było nad wyraz
prawdopodobne. Gdy zabrał już wszystko co uznał za przydatne, zszedł na
sam dół twierdzy i wyszedł przez główną bramę. Wędrując w stronę lasu na
szczęście nie natknął się na żadnych osadników, więc w spokoju podążał
polną drogą. Nie mając nic innego do roboty, przyglądał się naturze.
Choć nie cierpiał tej wyspy, musiał przyznać, że jesienią była ona wręcz
bajeczna. Nigdy nie przepadał za uporządkowanymi ogrodami, gdzie każda
roślina miała swoje miejsce, będąc elementem równych rzędów czy kół.
Tutaj ogrodnikiem była natura, niedościgniona w operowaniu barwami. Na
drzewach wciąż były liście, teraz w kolorze pomarańczu lub czerwieni,
gdzieniegdzie tylko zielone. Te, które opadły, utworzyły piękny kolorowy
dywan, będący domem wielu polnych zwierząt.
Nicholas musiał jednak bardziej skoncentrować się nad swoim
zadaniem, ponieważ właśnie wszedł do rozległego lasu, gdzie z każdej
strony czyhało na niego niebezpieczeństwo. Praca jednak szła mu całkiem
sprawie, po niespełna godzinie nazbierał już wystarczającą ilość
składników do trucizny, a przy okazji również rośliny przydatne do
ważenia eliksirów leczniczych. Już chciał wracać do swojej twierdzy, gdy
dostrzegł mężczyznę, znajdującego się niewiele dalej od niego. Nicholas
przejrzał się nieznajomemu uważanie. Krótkie, ciemne włosy, broda i
gęste brwi nadawały obcemu dzikiego, groźnego wyglądu. Uwagę szamana
przyciągnęło jednak wiele blizn na twarzy obcego, a także na jego
torsie. Był to bardzo zły znak, ponieważ świadczył o pewnym
doświadczeniu jeśli chodzi o walkę. Zamierzał być na tyle spokojny na
ile może, by nie sprowokować potyczki. Nie był łamagą, jeśli chodzi o
pojedynki, jednak zdobycie ran i zadrapań nie leżało w jego planach na
najbliższe dni. Chciał odejść bez słowa, jednak nieznajomy zdawał się
chcieć zainicjować rozmowę.
- Kim jesteś? - odezwał się grubym, męskim głosem - Nie widziałem
Cię tu wcześniej. Jesteś osadnikiem? Ktoś nowy dołączył do naszego
zacnego grona mutantów?
- Jestem szamanem, przyszedłem tu tylko to zioła. Mieszkam na
południu wyspy. Nie szukam kłopotów. Byłem tu już wcześniej, widocznie
los sprawił, że wcześniej się na mnie nie natknąłeś. - Powiedział
uprzejmym tonem, nie chcąc zdenerwować rozmówcy. Unikanie walki to na
tej Wyspie bardzo dobra taktyka.
- Byłbym innego zdania. Tylko ktoś wyjątkowo głupi zapuszcza się w
głąb lasu, albo ktoś kto jest awanturniczy i szuka kłopotów. Na łowcę mi
nie wyglądasz, więc polowanie odpada. Nie boisz się tu przechodzić,
szamanie? To raczej nie miejsce dla takich jak ty - zmierzył Nicholasa
pogardliwym spojrzeniem.
- Pojedynki to nie jest moja specjalność, jednak umiem się bronić
jeśli zajdzie taka potrzeba. - Nicholas położył dłoń za jednym ze swoich
mieczy, co nie umknęło nieznajomemu. - Jeśli pozwolisz obaj udamy się w
swoją stronę. Nie szukam zwady. Pozwól mi zabrać zioła i odejść. W
przeciwnym razie zawalczymy. I uprzedzam - nie będzie to pierwszy raz
kiedy zabiję człowieka.
Nicholas uważnie obserwował mężczyznę. Wydawało mu się, że
nieznajomy jest skory do walki i pewny siebie. Ton jego głosu wskazywał
na poirytowanie, ponadto wywnioskował, że nieznajomy dość często
zapuszczał się w te strony. Widocznie był dobry w walce, skoro nie
odstraszały go tutejsze niebezpieczeństwa. Cóż... Jeśli zdecyduje się
walczyć Nicholas na pewno nie okaże mu litości.
Lucio?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz