22 sierpnia 2019

Od Pana Stasia CD Raven

Po krótkiej ale treściwej rozmowie z dziewczyną musiałem nieco ochłonąć. Sam nie wiem czemu ostatnio tak szybko i łatwo się denerwowałem. Nie zdarzało mi się to wcześniej, a przynajmniej nie tak często. Może to przez tą wyspę, a może przez tą cholerną wstrzykniętą modyfikacje, a może byłem najzwyczajniej zmęczony. Nie wiedziałem tego, wiedziałem natomiast to że na pewno dziewczynę poniekąd mogłem zrazić do swojej osoby. Czułem że będzie chciała opuścić moje skromne domostwo z tego względu, jednak nie mogłem jej tak po prostu wypuścić. W taką ulewę? Na dodatek ciemno, zimno, ogółem nieprzyjemnie i warunki niesprzyjające chodzeniu po zewnątrz. Nic tylko walnąć sie na łóżko, wgapiając się w kominek i głęboko odetchnąć. Wyłożyć nogi na taboret i otworzyć przyjemną do czytania książkę, do tego dobrze zdała by się jeszcze lekko posłodzona herbata z cytryną. Czy może być coś przyjemniejszego w jesienny deszczowy wieczór?
Gdy nieco moje emocje opadły, ruszyłem w stronę pomieszczenia w którym dziewczyna siedziała. Spojrzałem na nią a ona na mnie. 
- Teraz dziękuje za gościnę… Muszę przejść dość nieznośny las, a muszę się pośpieszyć przed zalaniem terenu. - wstała z krzesła,  zapinając płaszcz bez rękawów. Skierowała się w stronę wyjścia. - Jak będzie mi się nudzić, kiedyś znowu spróbuję uprowadzić jagnię. 
Pokiwałem przecząco głową i wyciągnąłem klucz z kieszeni tylnych spodni. Spojrzałem lekko karcąco na dziewczynę.
- Nie moge Cie stąd wypuścić. Nie w taką pogodę. Pozatym dobrze wiem że mojemu kochanemu jagnięciu nic nie zrobisz. - Odpowiedziałem pewnie.
Dziewczyna się zdecydowanie zmieszała i spojrzała na mnie z wyrzutem. Wyglądała jakby miała mi się rzucić do krtani, wydrapując mi ją albo i gorzej.
- A co ja jestem w więzieniu że wyjść nie mogę?
- Czemu od razu w więzieniu? Dałem Ci jeść, napoiłem Cie i ugościłem. Nie nazwałbym tego więzieniem, a... Hm... Aresztem na jedną noc?
- Nie godzę się na areszt... O coś jestem oskarżona...? Nie wydaje mi się. Dlatego proszę otworzyć te drzwi. - Dziewczyna zacisnęła delikatnie pięści i jakby mogła to by tupnęła nogą. Jednakże nie tak jak dama. Tak by fala uderzeniowa mnie odepchnęła do drugiego pokoju.
- Cóż... Jest Pani oskarżona o próbę porwania jagnięcia. Musi Pani zostać na noc by wyjaśnić pewne... "okoliczności" zdarzenia. - Zakręciłem kluczem wokół palca i schowałem go do kieszeni spodni. Skrzyżowałem po tym ręce na klatce piersiowej przyglądając się wampirzycy.
Kobieta zdecydowanie nie chciała dać za wygraną, jednakże widać było że chce zacząć grę psychologiczną.Nie wyglądała nigdy na taką co łatwo by odpuszczała, szczególnie takie gierki słowne. Szybko się rozebrała z płaszcza rzucając go na wieszak stojący przy drzwiach. Nie ukrywam że zrobiło na mnie wrażenie jak gładko i idealnie wylądował na haczyku. Raven szybko usiadła na krześle, zakładając nogę na nogę i patrząc na mnie wymownie.
- Dobrze. W takim razie słucham. - Niby powiedziała to spokojnie, ale wyczułem cichy warkot wydobywany z jej ust. Obydwoje wiedzieliśmy że jesteśmy na "moim" terenie więc mam przewagę. Przynajmniej jakąkolwiek.
Bez wyrażania żadnych emocji chwyciłem krzesło i postawiłem je na przeciwko niej, siadając powoli i uważnie się jej przyglądając. 
- Skąd ta agresja Rav? - Zapytałem cicho i spokojnie.
Jedna z brwi wystrzeliła lekko w górę, kiedy usłyszała skóry swojego pseudonimu artystycznego na wyspie. Syknęła pod nosem językiem, wbijając wzrok świecących tęczówek w jego stronę.
- BAWI Cię obecna sytuacja, huh? Podnosisz sobie morale, że przytrzymujesz sobie samotnika? Na noc?- Odpowiedziała pytaniem na pytanie, uśmiechając się subtelnie pod nosem.
- Nie... Nic z tych rzeczy. Po prostu nie chce byś łaziła nie wiadomo gdzie po środku burzy, lasu i wyspy. Nie ukrywam że byłaś mi bardzo pomocna i chętnie bym wykorzystał Cie jeszcze, w razie moich kłopotów ze znalezieniem jakichkolwiek materiałów. Oczywiście dając Ci coś od siebie.
- Jakby tak pomyśleć... Nasza współpraca ma dodatkowe fanty, tym samym ktoś jeszcze hamuje moje pieprznięte ataki. - Wzruszyła ramionami, jednak nie traciła kontaktu wzrokowego. - Jednak nie raz chodziłam po lesie w taką pogodę, a pozostawiam domostwo samo sobie. Co jeśli... Zabije Cię w nocy?
- A co jeśli ja zabije Cie teraz? Co jeśli ktoś inny zabije Cie w lesie? Co jeśli zabijesz mnie za dwa dni? Jeśli to zrobisz to będziesz musiała żyć z wyrzutami sumienia. Obydwoje dobrze wiemy jak wygląda życie na tej cholernej wyspie. I nie ma znaczenia kiedy to nastąpi.
- Wyrzuty sumienia? Masz o sobie dość wiele mniemanie, Stasiu. Możesz być aniołem na tej wyspie, jednak nawet osadnicy dbają tylko o siebie.
- Wiem jak to tu wygląda Raven, nie mam też dużego mniemania. Po prostu wiem że nie mogłabyś mnie od tak zabić z zimną krwią.
Chwyciła za jedno z swoich ostrzy, aby ponownie zacząć rysować nim po skórze. Czasem spoglądała na powstałe wzory, jakie powstawały z ran ciętych bez odrywania metalu.
- Dlaczego jesteś taki pewny każdego słowa, jeśli chodzi o moją osobę. Jesteś samotnikiem, dla tej frakcji zabijanie to... - Ugryzła się jednak w język. Nie chciała prowokować mężczyzny w żadnym calu. - Jeśli mnie nie wypuścisz, utoruje drogę przez okno. Za dużo towarzystwa innych...
Uśmiechnąłem się półgębkiem pokazując delikatnie swoje białe kły. Mimo wszystko mój uśmiech szybko zniknął gdy pomachałem głową na prawo i lewo i spoglądając z powrotem w oczy dziewczyny.
- Cóż, jeśli wybijesz mi okno, będę Cię potrzebował do naprawy go. - Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Cóż... Jestem skarbnicą wiedzy o wyspie, bywa się tutaj i tam. Podsłucha się kilka rzeczy, pozostawi bezpiecznie tutaj. - Poklepała opuszkiem palca swoją skroń, zaraz wychodząc do punktu wyjścia. - Jednak za takie informacje trzeba solidnie zapłacić. A mnie ciężko przekonać i zmusić do współpracy.
Uśmiechnąłem się szerzej, nagle podnosząc się tułowiem i opierając o oparcie krzesła. Znów skrzyżowałem ramiona na klatce piersiowej cały czas patrząc w oczy dziewczyny.
- Więc jaka jest Twoja cena?
- Takiego 'klejnotu' nie można zmarnować dla beznadziejnych rzeczy, kolego. Jednak... Nawet dla Ciebie bym nie zrobiła wyjątku. - Odparła, wstając z dotychczasowego miejsca spoczynku. Podeszła do okna, gdzie przyglądała się bacznie ulewie za oknem. Tak blisko wolności, przeszło jej przez myśl. Zaczęła się czuć dziwne, kiedy za długo spędzała czas w towarzystwie.
- Pójdę na zakład o głowę że kiedyś mi to sama powiesz. Hm... Naciskałaś klamkę? Wiesz ze drzwi są cały czas otwarte prawda? - Zmrużyłem uważnie oczy jakby chcąc zobaczyć jej reakcje na to.
- Przeciskanie się przez bagna nie należy od przyjemnych rzeczy, jeszcze zalane... Nie odwiedziłabym Twojej osoby, gdybym nie 'odwiedziła' wioski na rzecz nowych butów. - zaśmiała się pod nosem, odwracając się przodem do mężczyzny. - Na pewno jesteś wilkołakiem?
-A chcesz się przekonać jaką mam swoją ukrytą naturę? Raczej nie.. - Odpowiedziałem wstając, podchodząc do kuchni i wyciągając marchewkę. Szybko ją obrałem ze skóry i obmyłem pod wodą.
- Obserwowałam z ukrycia jednego wilkołaka, dlatego takie pytanie... Jesteś pełen sprzeczności, wiesz? Zero agresji, jedzenia surowego mięsa, czy... - wzruszyła ramionami, wzdychając głośno.
Przegryzając marchewkę i z kamienną twarzą, otworzyłem lodówkę w której była cała masa popakowanego w małe paczuszki, surowego mięsa. Oprócz tego cicho warknąłem, jednakże nie swoim naturalnym głosem.
- Jakbym chciał mógłbym Cię tu zagryźć. Nie chce tego. Czasem się zmieniam bez ostrzeżenia.
Objęła się ramionami, aby powstrzymać swoisty dreszcz, jaki przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa. Usiadła na poprzednim miejscu, kładąc nóż na blacie mebla.
- Za gryźć? Każdego psa można wytresować, prawda?
-Psa? Tak. Wilka? Nie do końca. Pamiętaj że wilki są groźniejszymi psami, a nie każdy pies jest łagodny. Chyba wiesz co mam na myśli? - Zapytałem wskazując na kobietę marchewką i zamykając lodówkę.
- Rodzina psowatych, jeden kij. Cóż... Może teraz się pilnujesz, ale Twoja zwierzęca strona jest teraz tą naturalną. Co zrobisz... Kiedy nieświadomie kogoś skrzywdzisz?
-Nie będę nikogo krzywdził. Jedynie zwierzęta... chyba że oberwie się jakiemuś samotnikowi który mi wejdzie w drogę.
- Nie zawsze trafisz w lesie na samotnika, Stanisławie. Zawsze się będziesz budzić z krwią na rękach, kiedy zmienisz się w człowieka. - sięgnęła po jabłko, które turlała w ręce.
- I mówi to żądna krwi wampirzyca, która gdybym Cię nie odepchnął, wyglądałaby że mnie całą krew? - Usiadłem na przeciwko dziewczyny kończąc powoli marchewkę.
- Cóż... Nazywam to 'czarną stroną', która poprzez głód przejmuje trochę kontrolę. Byłeś tego świadkiem, jednak bez przemocy wybudziłeś mnie z koszmaru.
- Ja nie mam takiej czarnej strony. Powiedz lepiej czy zostajesz czy też nie, bo chciałbym iść spać.
- Właśnie jestem na swoim miejscu, gdzie spędzę noc. Tak nie zasnę, zbytnio też go nie potrzebuje. - wzruszyła ramionami, układając wygodnie głowę na podparciu. - Idź spać..
- Dobrze więc, w takim razie życzę Ci spokojnej nocy. Tylko nie budź mnie przed szóstą. - Powiedziałem wstajac i ruszając w stronę swojej sypialni.
Odprowadziła go tylko wzrokiem, nie mówiąc zbędnych rzeczy. Spojrzała na oświetlające pomieszczenie źródło światła, przeklinając swojej istnienie.
- Panie gospodarzu? O szóstej jest duża możliwość, że mnie tutaj nie będzie.
- Jesteś dużą dziewczynką. Wyjdziesz o której Ty będziesz chciała.
- Co chcesz za przetrzymanie w więzieniu, huh? Tak zmarnowałam Twój czas, wykręciłam nerwy oraz uczyniłam sobie bank krwi.
- Niczego nie chce. Śpij dobrze i przeczekaj sobie burze.  Spróbuj się też zdrzemnąć.
- Jesteś zbyt dobry na te realia... - szepnęła sama do siebie, siadając wygodnie na parapecie okna.

Poszedłem się położyć, gasząc światło w swoim pokoju. Dziewczynie go nie gasiłem , gdyż jak będzie chciała to sama to sobie zrobi. Nie można być zbyt miłym nad wyraz. Gdy przebrałem się już w piżamę i ułożyłem sobie ładnie ubranie, przygotowując je na jutro, po tym mogłem położyć się spać. Nie byłem jednak świadomy tego ze ta noc tak szybko już nie minie. Nie mogłem wiedzieć tego że tej nocy się coś wydarzy. Gdy już zadowolony z siebie oddałem się w ręce morfeusza, a deszcz delikatnie uderzał w szyby za oknem, powoli i leniwie dochodziła północ. Jakby na złość akurat chmury delikatnie rozwarły się, pozwalając promykowi księżyca wpaść przez moje okno. Sytuacja z poprzedniego dnia, trochę stresu, nerwów i głód, z połączeniem blasku księżyca spowodowały że moja wszczepiona forma odezwała się. Jak gdyby nigdy nic wstałem na obie tylne łapy cicho warcząc i rozglądając. Kierując się instynktem i głodem momentalnie wpadłem do salonu, otwierając z hukiem drzwi. Teraz na przeciwko dziewczyny nie stał młody, przystojny chłopak który zajmował sie rolą. Stał dwumetrowy głodny i silny wilkołak który byłby w stanie zabić za chociażby kawałek mięsa. Spojrzałem na dziewczynę rozwierając pysk i wydając cichy krzyk.

Raven?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz