28 sierpnia 2019

Od Pana Stasia CD Raven

Niby rozpoznawałem przestraszoną dziewczynę, którą widziałem w swoim domu. Moja zwierzęca natura jednak kazała ją obwąchać i rozpoznać dokładniej. Podszedłem, łapiąc ją pazurami i powoli obwąchując. Wiedziałem, że coś do mnie mówi, jednak słyszałem to tylko jako niezrozumiałe echo odbijane od ściany do ściany. Sam nie wiem, dlaczego, ale podniosłem dziewczynę, po czym cisnąłem nią o ścianę. Gdy ta się osunęła na ziemie, podszedłem. Dotknęła mojego futra i wtedy coś wyczułem. Coś dziwnego, czego nie potrafiłem w tamtym momencie opisać. Przyglądnąłem się jej dłuższy czas, po czym głośno zawyłem. Jak na zawołanie kogoś pobiegłem w stronę lasu. 

Nie rozumiałem swojego zachowania do końca, jednak czułem, że muszę biec w  bliżej nieokreślonym kierunku, pośrodku lasu, przez polany i pola. Dla jeszcze szybszego biegu używałem wszystkich czterech łap, dodatkowo wskakując na drzewa i odbijając się od nich, by nabrać prędkości. Po niecałych dziesięciu minutach dotarłem w miejsce, kt
óre mnie zainteresowało. Wskoczyłem na drzewo, zawisając na nim. Obserwowałem watahę wilków, która właśnie poiła się na polanie. To one musiały mnie tu ściągnąć swoim zapachem i wyciem. Tylko co ja miałem z nimi wspólnego?
Chwilę jeszcze tak wisiałem, by zeskoczyć między ich wszystkie. Stanąłem na dwóch łapach, wyjąc głośno w stronę księżyca. Wilczyce wraz z młodymi odsunęły się, jednocześnie zasłaniając młode. Wilki otoczyły mnie dookoła a jeden, prawdopodobnie ich samiec alfa, ruszył ku mnie powolnym krokiem. Spojrzałem w jego oczy, a następnie na pysk, który szczerzył się. Okazując swoje białe kły. Reszta wilków co prawda również cicho kłapała pyskami, jednak nie tak odważnie, jak ten z naprzeciwka. Zaczął wyć w niebo, wyginając się w łuk, by po tym od razu zacząć na mnie warczeć. Westchnąłem cicho, prostując swoją sylwetkę i głośniej od niego wyjąc. Spojrzałem na niego, rozwierając paszcze i wydając przeraźliwy ryk. Wilki, które jeszcze przed chwilą mnie otaczały, rozeszły się o parę kroków do tyłu. Ich przywódca udawał, że nie okazuje strachu, jednak dobrze czułem, że się bał. Rzuciłem się w jego stronę, a ten poddał walkę, uciekając. Rozejrzałem się po innych, rycząc w ich stronę. Momentalnie wszystkie się zabrały i podążyły za swoim. Opadłem na cztery łapy, czując, że coś tu ewidentnie jest na rzeczy. Zacząłem powoli spacerować po terenie, by po chwili, znaleźć to, co mnie interesowało. Przy wodopoju leżało świeże ciało niedziowa. Skubańce musiały go zaskoczyć, podczas gdy ten pił. Miał wiele ran szarpanych, co oznaczało, że trochę zajęło, zanim go powaliły na ziemie. Duża część mięsa została wyżarta przez wilki, jednak znalazłem i coś dla siebie. Od razu wziąłem się za konsumpcję, szczególnie że poidło miałem również na miejscu.

***

Obudziłem się jak zwykle w okolicach godziny sz
óstej, jednakże nie znajdowałem się w swoim łóżku. Co najlepsze nie byłem nawet na terenie swojej farmy. Nie pamiętałem prawie nic z tej nocy. Nie wiedziałem, jak się znalazłem na drzewie, dlaczego jestem z daleka od farmy i co się wydarzyło. Przetarłem oczy, rozglądając się. Nie byłem do końca pewny, w którą stronę również mam się teraz udać.

Powoli zlazłem z drzewa, rozglądając się cały czas po pobliskim terenie. Wschodzące słońce było akurat po stronie przeciwnej, niż po kt
órej miałem, gdy wychodziłem z chaty. Odwróciłem się w odpowiednią stronę i zacząłem powoli maszerować. Nie ukrywam, że w lekko poszarpanej i podartej piżamie, podczas jesieni z samego rana jest trochę.. zimno. Szedłem przez las, którego nie kojarzyłem, czyli musiało mnie w tej okolicy jeszcze nie być. Nie było to zbyt mądre poruszać się tędy w lekkim ubraniu, do tego bez żadnej broni. Chwyciłem pierwszą lepszą gałąź i szedłem ostrożnie, próbując nasłuchiwać czegokolwiek, co mogłoby mi teoretycznie zagrozić. Mimo wszystko droga powrotna była dość... bezpieczna.

Po jakimś czasie w końcu doszedłem do swojej farmy. Rozejrzałem się dokoła i wszystko tu było jak w największym porządku. Szedłem powoli drogą, kt
óra prowadziła pomiędzy moim polem a terenem, na którym sobie spokojnie rosła trawa pod sianko i krzewy. Po paru minutach drogi ujrzałem swój domek. Z każdym krokiem czułem coś dziwnego wewnątrz swojego ciała. Jakby jakąś niezałatwiona sprawa, która czekała na mnie w domku. Z każdym krokiem stresowałem się coraz bardziej. W końcu podszedłem pod dom i spojrzałem na siebie w szybie. Całą twarz miałem brudną od zaschniętej już krwi. Prócz tego miałem lekkie wory pod oczami i rozwalone włosy. Wyglądałem co najmniej okropnie. Z naczynia, w którym była deszczówka, namoczyłem ręce, nabierając w nie wody i obmyłem dokładnie twarz. Spojrzałem w ścianę, opierając się o naczynie i rozmyślając chwilę. Szybko wstałem, ruszając do domku. Wiedziałem, już co za uczucie za mną chodziło.
- Raven? Jesteś tutaj? - zapytałem, wchodząc głębiej i rozglądając się po wnętrzu swojej chatki. 

Raven? Jesteś? xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz