Niby rozpoznawałem przestraszoną dziewczynę, którą
widziałem w swoim domu. Moja zwierzęca natura jednak kazała ją obwąchać
i rozpoznać dokładniej. Podszedłem, łapiąc ją pazurami i powoli
obwąchując. Wiedziałem, że coś do mnie mówi,
jednak słyszałem to tylko jako niezrozumiałe echo odbijane od ściany do
ściany. Sam nie wiem, dlaczego, ale podniosłem dziewczynę, po czym
cisnąłem nią o ścianę. Gdy ta się osunęła na ziemie, podszedłem.
Dotknęła mojego futra i wtedy coś wyczułem. Coś dziwnego, czego nie
potrafiłem w tamtym momencie opisać. Przyglądnąłem się jej dłuższy czas,
po czym głośno zawyłem. Jak na zawołanie kogoś pobiegłem w stronę
lasu.
Nie rozumiałem swojego zachowania do końca, jednak czułem, że muszę biec w bliżej nieokreślonym kierunku, pośrodku lasu, przez polany i pola. Dla jeszcze szybszego biegu używałem wszystkich czterech łap, dodatkowo wskakując na drzewa i odbijając się od nich, by nabrać prędkości. Po niecałych dziesięciu minutach dotarłem w miejsce, które mnie zainteresowało. Wskoczyłem na drzewo, zawisając na nim. Obserwowałem watahę wilków, która właśnie poiła się na polanie. To one musiały mnie tu ściągnąć swoim zapachem i wyciem. Tylko co ja miałem z nimi wspólnego?
***
Obudziłem się jak zwykle w okolicach godziny szóstej, jednakże nie znajdowałem się w swoim łóżku. Co najlepsze nie byłem nawet na terenie swojej farmy. Nie pamiętałem prawie nic z tej nocy. Nie wiedziałem, jak się znalazłem na drzewie, dlaczego jestem z daleka od farmy i co się wydarzyło. Przetarłem oczy, rozglądając się. Nie byłem do końca pewny, w którą stronę również mam się teraz udać.
Powoli zlazłem z drzewa, rozglądając się cały czas po pobliskim terenie. Wschodzące słońce było akurat po stronie przeciwnej, niż po której miałem, gdy wychodziłem z chaty. Odwróciłem się w odpowiednią stronę i zacząłem powoli maszerować. Nie ukrywam, że w lekko poszarpanej i podartej piżamie, podczas jesieni z samego rana jest trochę.. zimno. Szedłem przez las, którego nie kojarzyłem, czyli musiało mnie w tej okolicy jeszcze nie być. Nie było to zbyt mądre poruszać się tędy w lekkim ubraniu, do tego bez żadnej broni. Chwyciłem pierwszą lepszą gałąź i szedłem ostrożnie, próbując nasłuchiwać czegokolwiek, co mogłoby mi teoretycznie zagrozić. Mimo wszystko droga powrotna była dość... bezpieczna.
Po jakimś czasie w końcu doszedłem do swojej farmy. Rozejrzałem się dokoła i wszystko tu było jak w największym porządku. Szedłem powoli drogą, która prowadziła pomiędzy moim polem a terenem, na którym sobie spokojnie rosła trawa pod sianko i krzewy. Po paru minutach drogi ujrzałem swój domek. Z każdym krokiem czułem coś dziwnego wewnątrz swojego ciała. Jakby jakąś niezałatwiona sprawa, która czekała na mnie w domku. Z każdym krokiem stresowałem się coraz bardziej. W końcu podszedłem pod dom i spojrzałem na siebie w szybie. Całą twarz miałem brudną od zaschniętej już krwi. Prócz tego miałem lekkie wory pod oczami i rozwalone włosy. Wyglądałem co najmniej okropnie. Z naczynia, w którym była deszczówka, namoczyłem ręce, nabierając w nie wody i obmyłem dokładnie twarz. Spojrzałem w ścianę, opierając się o naczynie i rozmyślając chwilę. Szybko wstałem, ruszając do domku. Wiedziałem, już co za uczucie za mną chodziło.
- Raven? Jesteś tutaj? - zapytałem, wchodząc głębiej i rozglądając się po wnętrzu swojej chatki.
Raven? Jesteś? xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz