Po pewnym czasie podciągnął się żeby zabrać swoje rzeczy i zeskoczył na ziemię, po czym zarzucił na siebie plecak i miecz. Tego dnia podróżował bez konia, więc musiał maszerować wszędzie na piechotę co nie bardzo mu się uśmiechało. Zwyczajnie nie lubił chodzić czy spacerować, chociaż jeżeli chodzi o bieganie, mógł na to odstąpić. Również teraz postanowił przebiec się kawałek, więc odepchnął się od ziemi i wypruł przed siebie zwinnie omijając drzewa i przeskakując powalone pnie. Starał się o nic nie zahaczyć, ani na nic nie wpaść i całkiem dobrze mu szło. Z uśmiechem głęboko wdychał świeże powietrze unoszące się w lesie i dodawał nieco prędkości. Przemierzył tak sporą część lasu, a gdy z niego wybiegł zorientował się, że trafił na Spokojny Strumień, do którego by wpadł, gdyby w porę nie wyhamował. Zdyszany oparł ręce na ugiętych kolanach i starał się wyrównać oddech. Korzystając ze swojego położenia, przykucnął żeby obmyć spoconą twarz w strumieniu. Gdy wstał i wytarł ją o skrawek bluzy, odwrócił się i ujrzał zbliżającego się mężczyznę. Odruchowo sięgnął do miecza, ale zdawało mu się, że widział go już kiedyś przelotem w wiosce. Od razu cofnął rękę woląc nie robić sobie tam kłopotów zwłaszcza, że dosyć często nielegalnie odwiedzał osadę. Przetarł rękawem nadal mokrą brodę i wyczekał, aż siwy mężczyzna go zauważy. Owszem, miał szarawe włosy, ale nie wyglądał na staruszka. Renard skrzyżował ramiona na piersi lekko się odsuwając, żeby ustąpić mu drogi.
- Kim jesteś? - zapytał spokojnie zatrzymując się niedaleko młodzieńca.
- Ja... Renard - odchrząknął cicho zdziwiony tym pytaniem.
Osadnik tylko lekko pokiwał głową, po czym odszedł nie racząc również się przedstawić. Szczerze, to chłopakowi mało to przeszkadzało, a to krótkie spotkanie uznał za coś zbędnego w jego dniu. Nie mając nic więcej do roboty, udał się do domu modląc się tylko o to, aby nie było tam już ojca.
Po powrocie Lucia jeszcze nie było, a wrócił pewnie dopiero, gdy Renard leżał już w łóżku. Chłopak nie wiedział gdzie tak często znika, gdyż przed śmiercią Galii bardzo rzadko opuszczał swoją chatę. Teraz może zwyczajnie starał się jak najbardziej unikać Renarda i nie musieć zajmować się domowymi obowiązkami. Chłopak też nie był skory do takiej roboty, ale nie mogli żyć totalnie zaniedbani. Ciemnowłosego w nocy męczyły koszmary z udziałem jej młodszej siostrzyczki, co zdarzało się dosyć często, a w takich momentach nie było mowy o dalszej drzemce. Zerwał się z łóżka, gdy poczuł potrzebę udania się na jej grób, bo zdawało mu się, że ma mu coś do powiedzenia. Ubrał się w luźne spodnie i czarną skórzaną bluzę, po czym wyskoczył przez okno. Na szczęście miał pokój z widokiem na zagrodę pod domem, więc zeskoczył tuż obok Dastona. Nie chciało mu się obciążać już ogiera siodłem, więc tylko na niego wskoczył i szarpiąc lekko za jego grzywę, przeskoczyli przez niski płot i pogalopowali w stronę pseudo cmentarza osady. Po drodze Renard nieco zwolnił konia i jechał w ciszy rozmyślając o jego śnie oraz o tym, co jego siostra chciała mu przekazać. Po drodze natknął się na chatę osadnika, który akurat wychodził na zewnątrz. Zaciekawiony zeskoczył z konia i zostawił go w tyle wiedząc, że nie ucieknie, a sam zbliżył się do chaty w nietypowym miejscu. Zaczaił się w krzakach i narzucił na głowę ciemny kaptur, żeby stać się jeszcze bardziej niewidzialnym. Z przymrużonymi oczami obserwował siwego mężczyznę obmywającego swoją twarz i rozpoznał w nim faceta poznanego nad ranem. Ten nagle podniósł się i odwrócił prosto w jego kierunku, co całkiem zbiło go z tropu.
- Wyłaź! Wiem, że tam jesteś! - odparł gwałtownie zdeterminowanym głosem.
- Ale... Skąd wiedziałeś? - zdziwiony młodzieniec wysunął się z krzaków stając naprzeciw siwowłosego.
- Odkąd przybyłem na wyspę wyczuwam zwierzynę i innych z odległości ponad dwudziestu metrów - odparł obserwując młodszego chłopaka ze spokojem - A ty co tutaj robisz o tej porze?
- Hm... Zmierzam w stronę cmentarza, odwiedzić siostrę - stwierdził odwracając przygnębiony wzrok, którego nie chciał pokazywać - Nie będę ci już przeszkadzał, dobranoc - dodał po chwili i chciał się wycofać, aby odnaleźć Dastona.
- Nie potrzebne ci towarzystwo? - zapytał unosząc lekko brwi - Jest późno i niebezpiecznie.
- Twierdzisz, że nie poradziłbym sobie w niebezpieczeństwie?! - oburzył się marszcząc gniewnie brwi, po czym jednak odpuścił - Jeżeli nie masz co robić. Tylko będziesz w tyle, bo mam konia - wzruszył ramionami i udał się po ogiera, z którym zaraz wrócił.
Björn?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz