9 sierpnia 2019

Od Raven CD Pana Stasia

Pamiętała obecną okolicę jeszcze z czasów, kiedy ostatni raz odwiedziła mężczyznę po wspólnej wycince drzewa. Krajobraz jaki widziała wtedy z wzgórza zabierał wręcz dech w piersi, kiedy zabudowania gospodarcze pięknie wyglądały wśród łan falujących zbóż. Jednak tym razem było całkowicie inaczej. Po przyjemnej porze roku, zawsze przychodzą najcięższe czasy dla mieszkańców, jesień. Okres przygotowań do ciężkiego starcia z żywiołem, przyrodą, aby odpowiednio zaopatrzyć się przed zimą. Dla wampirów było to prostsze życie, zbytnio nie odczuwały zimna, słońce nie drażniło ich żywota, jedynie banki krwi rzadziej opuszczały swoje siedliska. Tym samym dostawy nowych mieszkańców jakby zatraciły się w czasoprzestrzeni, powodują wstrzymanie łowów na wybrzeżu. 
Wampirzyca zatrzymała się w jednym miejscu, obserwując dokładnie całe otoczenie.Mogła odetchnąć z wielką ulgą, kiedy nie zauważyła żadnego zagrożenia. No oprócz samego gospodarza, który chyba był w ostatnim stadium rozwoju swojej mutacji. Musiała schować język za zębami, aby nie wywołać wilka z lasu. Walka z ponad dwumetrowym stworzeniem na dwóch łapach, przy osłabieniu organizmu wcale się jej nie uśmiechała, gdyż od razu była na przegranej pozycji. 

- Echem… Stanisławie? Stasiu? Zresztą mniejsza… - westchnęła, zastanawiając się jak zwracać się do niego. - Przechadzałam się niedawno pomiędzy Twoimi polami. Nie czułeś się ostatnio źle, bądź nie miałeś gorączki? 
- Jakby spojrzeć trochę wstecz...Niespecjalnie, dlaczego pytasz? - zapytał dociekliwie, ściągając buty przed wejściem do głównego budynku mieszkalnego. - Jakiś znaczący powód tego pytania?
- Odpowiedź brzmi, tojad. Uważaj na niego, nawet wykarczuj w swoim otoczeniu. - wzruszyła ramionami, ściągając ubrudzone błotem trapery. Las przez jaki musiała przejść z swojego miejsca zamieszkania, nie należał do specjalnie suchych.
- Robi coś złego?
- Naprawdę nic specjalnego, tylko wysoka gorączka. W ekstremalnej dawce, powolna śmierć. Możesz być spokojny, końcowy scenariusz łatwy do przewidzenia.  

Dziewczyna zdziwiła się na wielkością pierwszego pomieszczenia, który natrafiła w przestrzeni przedsionka. W tej perspektywie dom wydawał się jeszcze mniejszy metrażowo, gdzie zewnętrzna fasada pełniła pozory większej objętościowo. Zaśmiała się pod nosem na widok dość solidnej wycieraczki. Z obserwacji wywnioskowała dość dawno, że osadnicy zwracają uwagę na najmniejsze perspektywy. Pomimo życia tutaj, chcieli w jak największym stopniu zgrywać iluzję normalności. Nie było to jednak złe, aby chodź na chwilę poczuć się lepiej. Zapomnieć o piekle, jaki przeżywali każdego dnia. Za wskazówkami mężczyzny podeszła do solidnego stołu, grzecznie siadając na jednym z nich. 
W tym momencie otwarcie zawstydziła się swojego miejsca zamieszkania , jakim był Opuszczony Gród. Tamto miejsce śmiało mogło pomieścić więcej mieszkańców, jednak szczęście sprzyjało Raven. Najbardziej zadbanym pomieszczeniem była jej sypialnia, a ostatnie naprawy wprowadziła w konstrukcji dachu, gdzie belki pod wpływem dużej ilości opadów deszczu, odmówiły dłuższej żywotności. 
Nieoczekiwanie zacisnęła dłonie w pięści, które w oka mgnieniu schowała pod stołem. Uczucie ssania w żołądku oraz suchość w gardle świadczyły o jednym. Jej ciemna strona znowu się przebudziła, pragnąc prawdziwej krwi. Nie zwierzęcych zlewek, które były tylko chwilowym płynem zastępczym. Organizm wołał o krwistą ciecz prosto z głównej aorty, żywego organizmu mutanta. Dziewczyna hamowała głód ile tylko mogła, pozbawiając życia sporą ilość zwierząt. 

- Porównując moje skromne progi niczym chaos, Twój dom to jak szlachecka willa. - przerwała ciszę panującą w całym domostwie, kiedy wilkołak nie pojawił się w zasięgu jego wzroku. Szybko się to zmienić nie miało, kiedy słyszała krzątanie po pobliskim pokoju. - Widać różnice między osadnikami i moją nacją. 

Stanisław zagościł w jej towarzystwie niedługo potem, wchodząc do pomieszczenia jak gdyby nic. Uniosła znacząco brew, kiedy zauważyła wyciąganą w jej stronę dłoń z pięknym jabłkiem. Dziewczyna niepewnie je przyjęła, przyglądając się mu z ciekawością. Jakby w jakiś konkretny sposób było niesamowite. Nie z tego świata. Zmutowane? Błąd. Zwykły owoc, wyhodowany przez mężczyznę. Jej bystry wzrok znowu skanował jego sylwetkę, głowa kiwała przecząco na jej słowa. 

- Ja sam czuje jak samotnik.. W promieniu najbliższych trzech kilometrów nie ma tu nikogo.. Zajmuje się polem całymi dniami i zwierzętami. Lubię mieć porządek w domu ze względu na łatwy dostęp do wszystkiego, jeśli wiem co gdzie jest.
- Mieszkasz dość ładnej okolicy, która nie ma specjalnych zagrożeń. Gdybyś zobaczył moje skromne progi, zawał gwarantowany pomimo zdrowego organizmu. - westchnęła cicho, bawiąc się w najlepsze owocem. Raz po raz go kulała po blacie, bądź podrzucała na dość małą wysokość. - Czemu taka profesja w osadnictwie, wilczku? 
- Ponieważ od dziecka byłem uczony w tym zawodzie… Głównie dlatego.
Rolnictwo można nazwać zawodem? Nie znam Cię, jednak można na pierwszy rzut oka stwierdzić... Że lubisz to, prawda? - zmierzyła go chwilowo wzrokiem, aby powrócić do poprzedniego zajęcia. - Czyli jesteś przeznaczeniem oraz wybawieniem tej ziemi. Najpewniej nikt by się tym nie zajął tak kompetentnie, widać włożone w to serce.
- Czy ja wiem.. Może to ucieczka do rodzinnego domu? Może zajmuje mi to czas i myśli. Za każdym razem, gdy robię coś w polu wspominam dom, w którym robiłem dosłownie to samo. Może to swego rodzaju odskocznia…
- Na rajskiej wyspie taka “odskocznia” często jest wybawieniem… - w jednym momencie czas jakby dla niej się zatrzymał. Jabłko lecąc w stronę krawędzi stołu, wylądowało na podłodze pomieszczenia. Wolne dłonie dziewczyny szybko znalazły się na uszach dziewczyny. Przeklinała lekarzy z laboratorium, bycie wampirem i życie tutaj. 
- Raven...Wszystko dobrze, bo na taką nie wyglądasz. 
- P-proszę… Omijaj mnie szerokim łukiem, jeżeli tylko możesz. - kiedy chciała odsunąć krzesło, sama wylądowała chwilę potem na ziemi. Wszędzie było słychać wyraźnie bicie silnego serca, tym samym przepływ krwi w żyłach. Cholera. Co robić, co robić, przechodziło jej po głowie, kiedy wręcz wyrywała sobie włosy. Nie chciała nikogo atakować, tym bardziej obecnego wilkołaka. 

Oparła głowę o własne kolana, które wcześniej podkuliła bliżej własnego ciała. Czuła mrowienie w kłach, a ciemniejsza strona wołała. Wręcz błagała o więcej i więcej życiodajnej posoki. 

- Raven… Słuchasz mnie, halo? - w oka mgnieniu chwyciła za jego rękę, która zatrzymała się przed jej ramieniem. Czuła pod wpływem jej chwytu tętno. Nieoczekiwanie szybko wstała z dotychczasowego miejsca spoczynku, kiedy złapała Stasia za szyję. 
- Miałeś odejść… - szepnęła, zbliżając twarz do jego szyi. Było tak blisko, kilka centymetrów. Kilka łyków i pragnienie by się zmniejszyło. 


Pan Staś? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz