26 sierpnia 2019

Od Bobby CD Pana Stasia

Wracając szybkim krokiem do domku na bagnach, który znajdował się prawie dokładnie na drugim krańcu wioski zaczęłam żałować, że nie ubrałam się cieplej tego dnia. Póki wykonywaliśmy wysiłek fizyczny było mi ciepło. Teraz, gdy szłam po ciemnej ścieżce wśród grząskiego gruntu, ciągle miałam gęsią skórkę i dreszcze chodziły mi po plecach, chociaż w sumie nie wiem, czy to przez temperaturę, moje ataki czy po prostu atmosferę tego niegościnnego miejsca. Po przekroczeniu progu domu i zapaleniu lampy, która swoim ciepłym światłem uprzyjemniała atmosferę, wszystkie niepokoje jakby schowały się w cień.

Zanim zaczęłam szukać pudeł z żelastwem zdecydowałam urządzić sobie nieco relaksu po tym pracowitym dniu i tak ani się obejrzałam a już nadeszła godzina, o której powinnam była dawno leżeć w łóżku. Zdecydowałam się poszukać części dopiero jutro, ponieważ na pewno Staś jako rolnik ma mnóstwo obowiązków i nie będę do niego musiała lecieć z samego rana. Ponieważ wyleciało mi z głowy nakręcenie starego, zszabrowanego z jednego z wraków budzika, obudziłam się znacznie później niż bym tego chciała. Bardzo szybko ubrałam się i po chwili szperałam już po półkach regału, na którym mogły znajdować się potrzebne mi elementy, które w większości przeżyły już w niejednej konstrukcji na wyspie. Nie miałam nieograniczonych zasobów, u kowala nie chciałam być najczęstszą klientką, a przy mnóstwie napraw, które stanowiły moje główne zajęcie wiele komponentów okazywała się… nie wymagana do dalszego użytkowania. Stąd posiadając nieco miejsca, w którym mogłabym trzymać te graty zbierałam to i owo. Znalezienie wszystkich działających części do zawiasów na drzwi owczarni, a następnie złożenie wszystkiego, żeby nie trzeba było się z tym bawić przed montażem zajęło mi na tyle dużo czasu, że zaczęłam się martwić, czy nie jestem już oczekiwana na placu budowy, chociaż było to zbyt wiele powiedziane o skromnej dobudówce. Zabrałam ze sobą jeszcze kilka rzeczy i udałam się w stronę farmy. Zdążyłam dotrzeć na miejsce przed gospodarzem, więc siadłam na stopniach prowadzących do jego domku i przyglądałam się mrówkom, które biegały po ścieżce. Mężczyzna wrócił z pola i po zobaczeniu mnie uniósł dłoń.

-Witaj Bobby...już jestem. Obowiązki w polu więc sama rozumiesz.

-Witaj Stasiu. – odpowiedziałam osadnikowi na powitanie.

-Narzędzia są w domku, więc już je wyciągam i możemy kontynuować. Przy okazji mam dla ciebie twoje obiecane owoce, więc je też jednocześnie wezmę postawie gdzieś bliżej by o nich nie zapomnieć, a potem je zaniesiemy do Ciebie- zapewnił.

Na chwilę Staś zniknął w domku, wyłaniając się z moimi narzędziami i nagrodą. Postanowiłam, że zaczniemy od złożenia drzwi, następnie położymy dach i zamontujemy wejście i okna tak, żeby nic im się nie stało i zapoznałam mojego współbudowniczego z tym planem, na co ten potakiwał głową. Kilka kwadransów i górkę wiórów później wszystkie części czekały przygotowane na swoją chwilę, więc zostawiłam rolnika grzebiącego w czymś i poszłam w miejsce, gdzie trzymał materiały budowlane, żeby sprawdzić co przygotował na pokrycie dachu, jednak nic sensownego nie udało mi się znaleźć.

-Stasiu słuchaj, gdzie ty masz jakieś dachówki?-zapytałam mężczyzny po powrocie.

Mężczyzna spojrzał na mnie, nie wiedząc o czym mówię. Po chwili otworzył szerzej oczy i przyłożył sobie ręką w twarz.

-Szczerze? Nie mam... Damy radę czymś je podmienić?

Skrzyżowałam ręce na piersi zastanawiając się.

-W zasadzie to mamy parę opcji. Najlepszy efekt przy minimum roboty da strzecha. Ale wiesz, nie taka ze słomy...

-A znajdziemy materiały pod nią pod koniec jesieni?

-Te najgorsze deszcze chyba przeszły, powinniśmy dać radę. Jeśli mi pomożesz, uporamy się z tym szybko.

-Oczywiście że Ci pomogę. Powiedz tylko co mam zrobić. - Staś uśmiechnął się i wyprostował.

-Ehm... kojarzysz może te chaszcze przy Spokojnym Strumieniu? Tam, gdzie jest zawsze tak cholernie grząsko?

-No tak... Chociaż rzadko się tam zapuszczam z wielu powodów. Nadadzą się?

-Tak tak, musimy tam iść i nazbierać długich trzcin.

-W takim razie ruszajmy!

Mój rozmówca ruszył pierwszy, ja zabrałam jeszcze moje noże i torby i pobiegłam za nim. Byłam zaskoczona jego entuzjazmem, nie powiem. Nie miałam pojęcia, w jakim stanie będą te rośliny i czy na pewno będą się nadawać. W najgorszym wypadku budowa obsunie nam się w czasie i może nas zastać zima, ale i tak i tak trzeba było jakoś dokończyć ten dach i rozbudować spichlerz. Mimo niedawnych intensywnych opadów łatwo dotarliśmy na zarośniętą część Spokojnego Strumienia.

Problemy zaczęły się dopiero przy zbieraniu. Dobrych wiechciów było co niemiara, ale trzeba było się mocno pilnować, żeby nie stanąć w złym miejscu. Oczywiście kiedy użerałam się z tym cholernym zaplątanym zielskiem, coś poruszyło się w gąszczu niedaleko mnie, a ja przestraszyłam się i upadłam w stojącą na nasiąkniętym grzęzawisku wodę. Przemoczona zaczęłam wstawać, jakimś cudem rolnik nagle pojawił się obok i pomógł mi postawić się na nogi.

Stasiu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz