17 sierpnia 2019

Od Derycka do Olyvii

Jako iż jesień powoli się kończyła, a zima nadchodziła co raz to większymi krokami, jako pierwszy cel Deryck obrał sobie zrobić zapasy na zimę. Wstał z samego rana zabierając dzidę którą sam wystrugał dzień wcześniej, siekierke i swój ulubiony nożyk. Do tego pare linek i torbę. Mając wszystko mógł ruszyć na polowanie i ścinanie drzewa do pobliskiego lasu. Każdy "wypad" do lasu miał pewnego rodzaju rutyne. Należało do nich: przygotowanie narzędzi, narąbanie drewna, nazbieranie patyków liści i błota a na sam koniec polowanie na zwierzynę. Mimo iż nie było w tym wiele do zrobienia, uwielbiał spędzać cały dzień w lesie. Skoro już się rano wybierał do lasu to nie po to by wrócić po dwóch godzinach. Polowanie zawsze zostawiał sobie na wieczór ze względu na swoją drugą, potworną strone. Podczas niej polowanie wychodziło łatwiej, lepiej i miał z niego większą satysfakcję. Deryck tuż przed przemianą gdy znalazł godne zwierze do zjedzenia, ugadzał je dzidą i pozwalał uciec. Gdy tylko przemeniał się w swoją nadnaturalną formę, tropił zwierze i wtedy dopiero je zabijał i zjadał. Nie uwielbiał tego robić jednakże nie miał na to żadnego wpływu. Reszte mięsa którego nie zjadał, pakował w małe paczuszki zawijane liśćmi i chował do torby. To wszystko zanosił do swojego lokum w którym to składował. Gdy mięso zaczynało się robić dwu-trzy dniowe, dopiero zabierał się za zjadanie tego. Jadł to jednak dopiero gdy był w swojej drugiej, okropniejszej formie.  



***

Tego dnia było dość chłodnawo i wilgotno. Czasem mimo iż nie był w formie wendigo, która została mu brutalnie narzucona, uwielbiał siedzieć w gęstych krzakach i zaroślach. Robił to z wielu powodów takich jak między innymi: chłodzenie skóry, wypatrywanie ofiary czy najzwyklejsze ukrywanie się. Z perspektywy trzeciej osoby mogło to wyglądać nieco dziwnie i przerażająco. Poruszający się, szeleszczący krzak z którego jak gdyby nigdy nic, wychodzi mężczyzna z kamienną twarzą i odchodzi w milczeniu w swoim bliżej nie określonym kierunku. Tak jednak nie było tym razem. Tego dnia ktoś mu musiał przeszkodzić w jego obrzędach przesiadywania w gęstych zaroślach. W jednym momencie z czystą lekkością i łatwością się podniósł na tyle by wystawić glowę nad krzak i obserwować osobe która zakłócała mu jego rutynę. Już po samym zapachu rozpoznał że to kobieta do tego bardzo delikatna. Przyjrzał się, mrużąc oczy i skupiając swoje zmysły. Drogą podróżowała drobna, dość niska kobieta o blond-rudawo włosach lekko zakręconych. Była odziana w zieloną peleryne z tuniką. Zdecydowanie coś zbierała do swojego małego koszyczka który trzymała w lewej dłoni. być może szukała jakichś ziół lub czegoś zdatnego do jedzenia.
~Oj piękna dziewczyno gdzie ty się zapuszczasz... - pomyślał mężczyzna nie ujawniając się jeszcze. Podstawa dobrego polowania to dać się zwierzynie zbliżyć jak najbaliżej swojej osoby i wtedy zaatakować z zaskoczenia. Dziewczyna z niezwykłą lekkością się zbliżała. Wyglądała na dość spokojną i stonowaną kobietę która wie zdecydowanie co robi. Wie co zebrać i jak to przechować aby posłużyło innym. Dopiero gdy dziewczyna była wystarczająco blisko mógł dostrzec jej kolor oczu jak i piegi, które dokładnie pokrywały centralną część twarzy kobiety. Spojrzał na inne jej aspekty które otaczały i pokrywały jej ciało. Gdy "ofiara" była zaledwie pare kroków od mężczyzny, powoli wstał wypuszczając powoli powietrze. Postawił dwa kroki w przód stajac przed dziewczyną twarzą w twarz, spoglądając na nią swoimi niebieskimi oczami i uśmiechnął się w kącikach ust.
- Więc to Ty straszysz mi dzisiejszą kolację. Nie za późna pora na przechadzanie się po tej części wyspy? - Zapytał mężczyzna ze stoickim spokojem, otrzepując swoje ubranie z ziemi, liści i innego brudu który osadził się na odzieniu.

Olyvia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz