18 sierpnia 2019

Od Björna do Renarda

Był chłodny poranek w końcu dzień jak co dzień, codziennie rano wychodziłem ubrany tylko w płaszcz. Moje stopy były całe obolałe, ponieważ nie posiadałem żadnego obuwia. Wstając rano zaczesywałem włosy tak, żeby zakryć moją szpetną twarz. Niewidomy na prawe oko ciągle nie mogłem się przyzwyczaić i czasem na coś wpadałem, przez co nabawiłem się pełno siniaków i zadrapań na rękach i nogach. Pewnego poranka wstałem dzień jak co dzień i postanowiłem wybrać się na polowanie do lasu bo przecież posiadałem łuk i nóż, który był pięknie ozdobiony porożem jelenia. W ten dzień nie udało mi się w nic trafić i ciągle byłem rozdrażniony, lecz z drugiej strony wydawało mi się że polepszył mi się węch i czułem się nieco silniejszy każdego dnia. Zauważałem to kiedy naprężałem łuk, z dnia na dzień udawało mi się strzelać dalej i dalej, w końcu zacząłem się martwić że łuk pęknie więc przestałem z niego korzystać na jakiś czas. Kolejnego dnia wybrałem się na Główne Obrzeża, a raczej góry które rosły nieopodal żeby móc podziwiać krajobraz całej tej wyspy, po drodze do domu usłyszałem dwie sarny więc powoli sięgnąłem po łuk i powoli wycelowałem, gdy nagle zza krzaków wybiegł niedźwiedź i swoją wielką łapą uderzył sarnę, która nie zdążyła zareagować, w tym momencie bez wahania strzeliłem z łuku trafiając drugą, strzała trafiła w szyję przez co sarna zaczęła wydawać przeraźliwe dźwięki i runęła na ziemie wierzgając swoimi kopytami. W międzyczasie niedźwiedź zaczął odrywać kawałki skóry i mięsa.

 Próbowałem wykorzystać okazję i powoli podejść do sarny którą ustrzeliłem i która już leżała martwa, powoli wstałem i zacząłem iść w stronę sarny, wtedy niedźwiedź podniósł zakrwawiony pysk i spojrzał w moją stronę. Jego wzrok był ciężki lecz mimo to nie czułem zagrożenia. Popatrzyłem mu w oczy i sięgnąłem w stronę sarny powolnym ruchem łapiąc ją za kopyta, niedźwiedź spuścił głowę i zaczął z powrotem jeść dając mi znak że mogę odejść. Niosąc sarnę na swoich barkach pobrudziłem sobie krwią płaszcz i ręce wraz z nogami co mogło skutkować przyciągnięciem jakiegoś wampira albo czegoś co lubi krew, więc w drodze do domu udałem się jeszcze na Zalane Bagna gdzie się umyłem i chociaż w połowię wyprałem swój płaszcz z krwi, wtarłem w niego zioła żeby nie śmierdział krwią i łapiąc sarnę wyruszyłem w stronę wioski. Przemierzając Spokojny Strumień natrafiłem na wysokiego mężczyznę, zapytałem go o imię ponieważ widziałem go pierwszy raz odkąd przybyłem na wyspę. Mężczyzna przystanął na chwile odsłonił twarz zdejmując kaptur z głowy po czym odpowiedział że ma na imię Renard, po czym pożegnał się mówiąc ze się śpieszy. Ruszyłem więc dalej w stronę Swojego domu który był osadzony w skale. Po dotarciu do domu zająłem się skórowaniem sarny żeby zrobić buty ze skóry a mięso wysmarować ziołami i zawinąć w liście na następny dzień. W nocy budziłem się wielokrotnie z powodu snu o niedźwiedziu który mnie zjada żywcem, po obudzeniu czułem ból w klatce piersiowej i wszystkie mięśnie mnie bolały, postanowiłem wyjść na zewnątrz żeby obmyć twarz w potoku płynącym tuż przy domku. Gdy wyszedłem z domu i zanurzyłem głowę w wodzie nagle na plecach poczułem powiew wiatru więc się zerwałem gwałtownie po czym zacząłem się rozglądać,gdy nic nie usłyszałem i nie widziałem nagle dobiegł mnie specyficzny zapach, chodząc wokół domu zaczynałem czuć coraz bardziej ten zapach a gdy stanąłem przed wielkimi krzakami powiedziałem gwałtownie ,,Wyłaź wiem że tam jesteś!’’. Gdy zza krzaków wyszedł Renard spytał się mnie skąd wiedziałem ze tu jest odpowiedziałem mu że odkąd trafiłem na wyspę potrafię wyczuć zwierzynę i innych z ponad dwustu metrów. Gdy spytałem co tu robi Renard zastanawiał się co odpowiedzieć.

Renard?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz