Gdy tylko ujrzałem Melody, niosącą kolejne zwoje różnokolorowych materiałów, podbiegłem do niej i odebrałem od przyjaciółki zakupy.
- Dziękuję - sapnęła blondynka z ulgą w głosie.
- Dlaczego nie zostawiłaś tego transferowi? - zapytałem, idąc wraz z dziewczyną do jej domu.
- Są mi bardzo potrzebne do projektu, który nie może czekać - wyjaśniła syrena. To prawda, czekanie na dowóz zakupionych tkanin byłoby zmarnowaniem cennego czasu. Przyznałem więc Melody rację, ale wciąż uważałem, że powinna była poprosić kogoś o pomoc. W końcu jej dom leżał na szczycie góry. Droga nie należała do najłatwiejszych, a Melody do najsilniejszych mieszkańców osady.
***
Gdy w końcu dotarliśmy pod dom dziewczyny, syrena wyprzedziła mnie i otworzyła szeroko drzwi bezpośrednio prowadzące do pracowni. Ostrożnie przekroczyłem próg, zbliżyłem się do stołu, na którym rozłożyłem wszystkie materiały.
- Jeszcze raz ci dziękuję - powiedziała Melody, uśmiechając się promiennie.
- Drobiazg - odparłem, przyglądając się, jak blondynka segreguje tkaniny. Zerknąłem jej przez ramię na projekt. Był bardzo szczegółowy i niezwykle skomplikowany. Zawód krawcowej zdecydowanie nie należał do najłatwiejszych.
- Dla kogo? - zapytałem ciekaw, kto ma takie dziwne pomysły na swoje ubrania.
- Przewodniczącego Rady Głównej - odpowiedziała dziewczyna.
Westchnąłem ciężko. Trudne zadanie, ale jeśli się uda, Melody dużo na tym zyska.
- Pomóc ci? - zapytałem, jak zawsze martwiąc się o przyjaciółkę.
- Dam sobie radę. To nic takiego. Robiłam trudniejsze stroje - powiedziała pewnie dziewczyna. - Ale dziękuję za chęci - dodała, czochrając mi włosy. Zaśmiałem się pod nosem i objąłem przyjaciółkę ramieniem.
***
Spędziłem u Melody jeszcze trochę czasu, po czym pozwoliłem jej w spokoju pracować. Zamierzałem wrócić do rynku, ale w pewnym momencie musiałem źle skręcić. Droga wyglądała na nieznaną mi, ale miałem nadzieję, że w końcu zaprowadzi mnie do centrum wioski.
Idąc przez las, słuchałem śpiewu ptaków. Wraz z ciepłymi promieniami słońca działał on niezwykle uspokajająco. Nagle jednak poczułem dziwny zapach. Widząc dym, pomyślałem, że las płonie. Przyspieszyłem więc, kierując się do miejsca, z którego on ulatywał. Ku mojemu zdziwieniu nie zastałem tam ogromnych płomieni, a odwróconą do mnie tyłem osobę odzianą w czarne ubrania.
Zacząłem się powoli wycofywać, ale w pewnym momencie stanąłem na jedną z leżących na ziemi gałęzi. Jej trzask dotarł do uszu nieznajomego, który uniósł głowę i spojrzał na mnie przez ramię.
- Yyyy... Przepraszam, już znikam i nie przeszkadzam - powiedziałem, uśmiechając się nerwowo.
Nicholas?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz