7 lipca 2020

Zawieszenie

Z przykrością stwierdzamy, że blog zostaje zawieszony na czas nieokreślony. Wszystkie wątki zostaną wstrzymane, tak samo nasz discord nie będzie już funkcjonował. Dzieje się tak z powodu braku aktywności, ale jak i z wielu innych. Od jakiegoś czasu atmosfera na blogu nie była najprzyjemniejsza, administracja zwyczajnie odczuła, że tak będzie najlepiej. Możliwe, że kiedyś gdy wrócą nam chęci, albo jak zbierze się więcej ludzi to do tego wrócimy, ale na dzień dzisiejszy z tym kończymy. Zawsze możemy spotkać się na innym blogu.

Dziękujemy Wam za wszystko, mimo różnych wydarzeń uważamy, że wyspa była przyjemnym miejscem (a przynajmniej do czasu), także miejmy nadzieję, że kiedyś wrócimy z nowymi siłami i pomysłami.

Życzymy powodzenia i miłego życia!

~Administracja, po raz ostatni

5 lipca 2020

Od Fafnira CD Phanthoma

Prośba bruneta bardzo mnie zdziwiła, ale mimo to postanowiłem ją spełnić. Zacząłem więc nucić tą samą melodię, co wcześniej, powoli gładząc przy tym włosy Phanthom'a. Sam nie wiedziałem, skąd ją znam. Nie pamiętałem ani słów, ani nawet tytułu lub autora. Z tego względu podejrzewałem, że słyszałem ją bardzo dawno temu. Pewnie jeszcze w domu. Być może mama ją śpiewała, szykując się do wyjścia. Mogła to być też pokojówka lub kucharka, pochłonięta pracą. Równie prawdopodobne było też to, że była to melodia wygrywana przez jedną z pozytywek mamy.
Kowal powoli zasypiał, wtulony we mnie. Westchnąłem cicho, przerywając nucenie. Pogładziłem delikatnie jego przykryty bandażem policzek. Powoli wstałem z łóżka. W tym samym momencie brunet uchylił słabo powieki.
- Przyniosę ci zioła zanim zaśniesz. - powiedziałem spokojnie. Kowal niechętnie puścił materiał mojej koszulki. Czym prędzej pobiegłem do kuchni po zioła, które już zdążyły się zaparzyć. Zdjąłem z kubka talerzyk i wróciłem z parującym naparem do sypialni. Następnie pomogłem usiąść brunetowi i oparłem go o swoją pierś. Powoli poiłem go herbatą, uważając by go nie poparzyć. Kiedy kubek był pusty, na nowo ułożyłem kowala do snu.

4 lipca 2020

Od Bobby CD Derycka

W ciągu kilku sekund przez moją głowę przeleciały setki myśli, zaczynając od serdecznej chęci opieprzenia tego jełopa, który we mnie wbiegł, poczuciu zagrożenia, a kończąc na zaskoczonym, prostym wołaczu ‘O kurwa!’

Ostatni raz widziałam Derycka w dniu, gdy w niedużej odległości od mojego bagna zamordowano kobietę. Oczywiście musiałam być pierwszą osobą, która zostanie przepytana, jakbym miała oczy dookoła głowy albo kamery rozmieszczone wokół domu. Nie śmiałam nawet podejrzewać samotnika o ten czyn. W odpowiedzi na pytania o ślady męskich butów wokół mojej posesji skłamałam, że była to moja przygoda na jedną noc. Nikt nie pokusił się o podważanie mojego wytłumaczenia, a licząc na charakter niektórych miejscowych, pewnie więcej niż jedna osoba mogłaby się kłamliwie przyznać licząc na respekt innych wioskowych figo-fago.

30 czerwca 2020

Od Aven CD Bezimiennego

Przez pewną część drogi, choć było to nieco głupie zastanawiałam się czy samotnik powinien był widzieć zajście przy zwłokach. Z całą pewnością rozumiał moją pomyłkę, wynikającą z jego nie spotykanego często koloru skóry, jednak gdzieś z tyłu głowy wciąż czaiła się myśl, że było to nieco uwłaczające. I choć to, że nie chciał zdradzić swojej mutacji nie wróżyło nic specjalnie dobrego, to nie mogłam mieć do niego żalu. Na wyspie każdy miał swoje tajemnice i brudne sprawki, a szczególnie ci, którym nie podpasowało życie w mniej lub bardziej cywilizowanym społeczeństwie. Z resztą mutacja nie była czymś, co da się ukrywać całą wieczność.

Zwierzęce truchła opadły ciężko na podłogę chatki. Chcąc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu musiałam mocno się sprężać. Przeszłam do patroszenia i wstępnego oczyszczania ciał. Pozbawione flaków mogły sobie jeszcze poczekać,wręcz przeciwnie do lekcji strzelectwa. Zmyłam z siebie ślady działalności, ogarnęłam przestrzeń warsztatu i ruszyłam odebrać nagrodę za bandytę.

Część ciała bezceremonialnie ciśnięta na podłogę uderzyła o podsuszone, drewniane deski z niemiłym tąpnięciem. Strażnik siedzący naprzeciw wejścia nie poruszył się od razu. Nie weszłam razem z drzwiami, nie byłam przerażona. Wiosce nic nie groziło, więc mógł pozwolić sobie na powolne, a wręcz ślamazarne podniesienie oczu na leżący obiekt, następnie na mnie. Zagwizdał cicho. Podeszłam do tablicy, do której doczepione były rysunki rozmaitych mniej i bardziej zmutowanych osób, które zaszły za skórę okolicznym mieszkańcom wystarczająco mocno, by ich portret zagościł wraz z wyceną i zbrodniami na tym niechlubnym piedestale. Jednym, szybkim ruchem zdarłam podobiznę denata i podałam zbrojnemu. Wiem, że nie wyglądałam na najgroźniejszą osadniczkę i byłam czasem traktowana wręcz protekcjonalnie i stąd każdy moment poważania, który zasłużenie otrzymywałam był dla mnie nawet cenniejszy niż pieniądze.

28 czerwca 2020

Od Renarda CD Lynn

    Było to dziwne uczucie. Nie można było tego porównać do całusa w czoło na dobranoc jakim zawsze obdarowywała mnie matka. To było zdecydowanie przyjemniejsze i jak już się zaczęło, chciało się aby trwało jak najdłużej. Dlatego też przesunąłem swoje dłonie na plecy blondynki żeby mocno ją do siebie przytulić. Bałem się, że zaraz coś się stanie i wszystko okaże się nieprawdą albo, że Lynn zniknie tak samo jak matka pozostawiając mnie samego, bez czułości. W końcu nie tak to u mnie działało? Najpierw ktoś okazywał troskę i przyjaźń, a potem znikał na zawsze bez chociażby pożegnania. Nie mogłem pozwolić, aby i tym razem stało się tak stało. Nie byłem jednak do końca przekonany co mam zrobić, żeby koło znów się nie zatoczyło. Pierwszy raz przechodziłem przez coś takiego, a gdy na wyspie coś było obce, to przeważnie okazywało się niepokojące. Co jeżeli to też nie jest dobre, mimo iż czułem się wręcz idealnie? Zaniepokojony zmarszczyłem brwi i odsunąłem się od dziewczyny spoglądając na jej twarz. Była spokojna i chyba szczęśliwa. Nie wyglądała na wystraszoną jakby miało stać się coś złego.
- Wszystko gra? - zapytała powoli zabierając ręce z mojej szyi.
- Tak. Znaczy chyba. Dziwnie się czuję - odchrząknąłem zabierając dłonie z jej talii i cofnąłem się o krok - Robi się chłodno, lepiej wracajmy - dodałem zmierzając już w stronę brzegu.

23 czerwca 2020

Od Lynn CD Renarda

      Bestia była dwa razy większa ode mnie. Niemiłosiernie od niej śmierdziało i podejrzewałam, że zapach, który się unosił był głównie za sprawą jej sierści oblepionej brudem. Ciężko było stwierdzić czym tak właściwie była pokryta, ale mogłam przysiąc, że nie było to błoto. Otwór gębowy, którego nie sposób było nazwać paszczą, a co dopiero ustami, był rozpruty na kilkadziesiąt centymetrów, a z rany wypływała kleista, bordowa krew o metalicznym zapachu. Długi, chropowaty jęzor był na wierzchu i spoczywał na czymś, co najprędzej nazwałabym brodą. Mogłam przysiąc, że jedyne co czułam, kiedy stwór ział prosto w moją twarz to ciało w trakcie rozkładu. Nie wiedziałam, czy potwór kierował się instynktem czy może miał zdolność myślenia. Nie wiedziałam także czym był, czy został sprowadzony przez naukowców, czy może zmutował? Kolejną rzeczą, która mnie zastanawiała, była ta chata. Utrzymana w całkiem dobrym stanie, w dodatku stojąca poza granicami wioski, tam gdzie nikt nie dbał o podobne rzeczy. Przyszło mi do głowy, że prawdopodobnie to właśnie ten potwór stał za wszystkimi porwaniami osadników, a nikt o nim nie wiedział, bo może nikt nie przeżył spotkania z nim?

18 czerwca 2020

Od Iriego CD Cynth


Mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, ile bólu musiał sprawić nieznajomej, zajmując się jej zranioną kostką. Było mu z tym źle, ale dobrze wiedział, że musiał to zrobić, aby pomóc młodej kobiecie z niej urazem. Na odkupienie swoich win oraz ze zwykłej ludzkiej gościnności zaproponował jej coś do picia i jedzenia, w końcu skoro już była w jego domu mógł ją trochę u siebie ugościć. Kto wie, może kiedyś to on będzie potrzebował pomocy i wtedy to kobieta nie przejdzie obok niego obojętnie i wyciągnie do niego pomocną dłoń.

Dowiedziawszy się, czego ognistowłosa sobie życzy, kiwnął głową i podszedł do części pomieszczenia służącej za prowizoryczną kuchnię. Ciężko było mówić w chacie o jakichkolwiek podziałach na poszczególne pomieszczenia, był to raczej jeden wielki pokój i tylko minimalistyczne meble wskazywały na to, co w danym miejscu się robiło.

14 czerwca 2020

Od Bezimiennego CD Iriego

Zmora siedziała na krześle, przypatrując się blatu stołu, co jakiś czas tylko rzucając pobieżne spojrzenie mężczyźnie. Bardzo nie lubił, gdy ktoś wypytywał go o imię. Zwłaszcza kiedy ktoś tak zaciekle doszukiwał się w tym sensu czy bezsensu jak robił to siedzący przed nim brunet. Irytowało go to, wyrzekł się swojego imienia, nie był już Colettem Renoir od momentu, gdy dodano mu obcy gen. Uważał, że Iriemu powinna wystarczyć informacja, że może zwracać się do niego jakkolwiek. Wyraził to w końcu chyba dostatecznie jasno. Poza tym zwyczajnie nie chciał tego zdradzać.

9 czerwca 2020

Od Cynth CD Iriego

Idąc w kierunku wskazanym przez mężczyznę biłam się z myślami. To mógł być jednak bardzo zły pomysł, uh. 
A MOŻE, głupia, dzika kobieto, MOŻE WŁAŚNIE NIE? 
Nie wyglądał na niebezpiecznego. No, to znaczy, wielki jest jak jakieś bydle, w normalnej sytuacji może i byłabym w stanie mu uciec, no ale teraz... Eh. Twierdzi, że pomoże?
Ufać mu?
Zdążył zauważyć. I do tego się... Przyłożył? Dostosował?
To stawiało go w dobrym, naprawdę dobrym świetle. I słuchał, szanował moją niepewność.
...W każdym razie teraz było już za późno na wycofanie się. Właśnie boleśnie wyrywałam stopy z błota, a przede mną majaczył się zarys drewnianego domku, czy chaty. Najwidoczniej to było celem. Im bliżej, tym pewniejsze stawało się podłoże. Kilka chwil później oferował mi krzesło, które, mimo drobnych sprzeciwów, jednak chętnie przyjęłam.

8 czerwca 2020

Od Phanthoma CD Fafnira

- Na to wygląda – powiedziałem odsuwając się od ściany, o którą się opierałem. Podszedłem do Fafnira, który spojrzał na mnie swoimi dużymi oczami. Wyglądał, jakby się nie tego spodziewał. - Dobrze mi się z nim mieszka – dodałem. Spojrzałem na transfera, który posłał mi lekko zdziwione i rozbawione spojrzenie.
- Mieszkacie razem? - pokiwałem głową.
- Fafnir miał mały problem z tym niedziówem, co przyszedł do wioski i mu się dom spalił. Więc mieszka u mnie – spojrzałem na albinosa, po czym poczochrałem go po głowie. - Dobra, pomogę ci z towarem – zaoferowałem, a mężczyzna pokiwał głową. Wziąłem w dłonie miecze i zaniosłem je na wóz przewoźnika, to samo zrobiłem z kilkoma innymi przedmiotami. Fafnir stał z boku i nam się przyglądał w milczeniu. Kiedy wszystko już było załadowane, odprowadziłem gościa do powozu.
- To miłe z twojej strony, że mu pomagasz, ale wiesz, że jeśli rada się dowie, może mieć coś temu przeciwko? W końcu on jest samotnikiem -  wzruszyłem ramionami.

7 czerwca 2020

Od Fafnira CD Phanthoma


Zmróżyłem oczy, gdy oślepiło mnie białe światło. Dopiero po dłuższej chwili moje oczy się do niego przyzwyczaiły. Siarczysty mróz szczypał moją skórę. Był on szczególnie odczuwalny pod stopami. Rozejrzałem się dookoła, zupełnie nie poznając miejsca, w którym się znajdowałem. Był to przykryty śniegiem las sosnowy, który zdawał się nie mieć końca.
- Phantom? - zawołałem. Mój głos poniosło dalej echo, ale nikt mi nie odpowiedział. Objąłem się ramionami i wypuściłem z ust biały obłok. Para powoli rozpływała się nad moją głową, aż zaczęła stopniowo znikać. Wkrótce nie było po niej śladu, ale szybko zastąpiły ją kolejne obłoki. Mimo rozmaitych prób, nie udało mi się ogrzać.
Ponownie uniosłem wzrok na wysokie drzewa. Dość szerokie odstępy pomiędzy nimi sprawiały, że lodowaty wiatr mógł stale przez nie przelatywać. Niepewnie postawiłem pierwsze kroki naprzód, mając nadzieję, że znajdę jakieś źródło ciepła lub przynajmniej las stanie się gęstszy. Rozglądałem się na boki, obawiając się ataku z którejś strony, ale nic takiego nie nastąpiło. Wokół panowała absolutna cisza. Zupełnie jakby w lesie nie było nikogo i niczego poza mną.

6 czerwca 2020

Podsumowanie miesiąca - maj

Cześć i czołem, kluski z rosołem, słoneczka nasze najdroższe, z poślizgiem, ale jesteśmy! Mamy nadzieję, że u was wszystko w porządku i jakoś dajecie sobie radę w tym nie najszczęśliwszym okresie. Trzymamy również kciuki za wszystkich maturzystów i studentów!
Nie przedłużając już, przechodzimy do spraw blogowych. Ten miesiąc nie był zbyt pomyślny pod względem opowiadań, ale nie szkodzi. Wszyscy wiemy, jaka jest sytuacja. Opuściły nas również cztery postaci z powodu braku aktywności: Damen, Nyx, Leo i Sędzia. Mimo to przypominamy, że jesteśmy otwarci na każdego i chętnie ponownie powitamy was w naszych progach. :D
Zmienia się również pora roku na blogu, nadchodzi jesień!


20 maja 2020

Od Renarda CD Lynn

    Nie wiedziałem, co pokusiło Lynn, żeby wejść do środka, ale faktycznie mogły być tutaj jakieś potrzebne rzeczy, które leżą bez użytku, a komuś mogłyby się bardzo przydać. Przy okazji można rozejrzeć się nieco po wnętrzu posiadłości, która prawie ledwo trzymała się w pionie. Wszedłem do środka jako pierwszy od razu uważnie się rozglądając. Prawie od razu uderzył w nas dziwny smród, którego raczej wcześniej nie czułem, a przynajmniej teraz ciężko było stwierdzić, czy go kojarzę. Zmarszczyłem jedynie nos i skręciłem w pokój obok zostawiając w tyle dziewczynę. Dom był duży i wiele mógł skrywać, ale przy rozdzieleniu się, obejrzenie domu potrwa znacznie krócej. Znalazłem się w wielkim pokoju, który swoim wyglądem i meblami jakie tak były przypominał jadalnię. Wielki stół, z którego spadła biała płachta był cały pokryty kurzem, ale gdyby go wyczyścić i przysunąć krzesła, mogłoby się przy nim zmieścić ponad 30 osób.

16 maja 2020

Od Phanthoma - zadanie dyktatora

Temat: List w butelce.
Szczegóły: Popołudniem do domu dyktatora zapukał jeden z osadników, niosąc wiadomość o tajemniczym liście w butelce, który został wyrzucony na brzeg plaży przez ocean. Butelka była szklana, ciężka i pokryta wodorostami. Przez przezroczysty materiał przebijała jednak pożółkła, wyraźnie zapisana kartka, którą to odczytano. Z początku nie było wiadomo czy to jedynie żart jednego z mieszkańców wyspy, złośliwy żart samotnika, wiekowa wiadomość od rozbitka, czy może naukowców. Informacja brzmiała jasno: w jednej z opuszczonych części latarni morskiej uwięziono osadnika - jednego z lepszych medyków na wyspie, który przebywał na plaży w celu zebrania materiałów i ziół. Został zakładnikiem jednego z samotników, miał być kartą przetargową. Porywacz w zamian za mężczyznę oczekiwał jedzenia, głównie mięsa oraz dużo ciepłych koców. Do dyktatora należała decyzja, czy zgodzą się na wymianę, jak ona przebiegnie, i czy wszystkie plany się powiodą?

Od Lynn CD Renarda

     — Jeżeli się mnie boisz to mnie wygoń, ale jeżeli uwierzymy, że to się już nie wydarzy to mogę dalej spać? Od dawna tak dobrze nie spałem pomijając ten... incydent — powiedział, a ja doskonale słyszałam rozgoryczenie w jego głosie. Nawet nie miałam w planach wypraszać go z tego domu, nie uważałam to za potrzebne, ale najwyraźniej chłopak rozważał i taką opcję.
    
— Nigdzie cię nie wyganiam. Możesz spać dalej — odpowiedziałam, powstrzymując lawinę żalu, która znów się do niego zbliżała. — Oboje wiemy, jak jest. Każdy na wyspie jest zagrożeniem, nikt nie jest normalny. Nie będę potępiać cię za coś, na co nie masz wpływu — skrzywiłam się, mówiąc to, bo rzeczywiście nawet nie dopuszczałam do siebie takiej opcji. Renard mi nie odpowiedział, ale słyszałam wyraźnie jego urywany, świszczący oddech, brzmiący tak, jakby on sam był bardzo zmęczony. Para unosiła się w powietrzu, gdy równomiernie wydychał powietrze, a krople potu kreśliły drogę na jego prawej skroni. Postanowiłam nie zagłębiać się w to, co było jego sprawą. On nie wypytywał o nic mnie, więc ja także nie powinnam drążyć widocznie drażliwego tematu. Nie byłam tu od tego, aby sprawić, że mógłby się gorzej czuć.

15 maja 2020

Od Tenebris'a CD Lei

Po raz ostatni uderzyłem z całej siły w pal, wbijając go głębiej w ziemię. Następnie poruszyłem nim, by sprawdzić, czy tym razem stoi stabilnie. Ani drgnął. Uśmiechnąłem się pod nosem i zszedłem z drabiny. Wziąłem ją pod pachę i wróciłem z nią do stajni.
Odstawiłem ją w kącie, a młotek odłożyłem obok innych narzędzi. Słysząc stukot racic, spojrzałem za siebie. Łania, którą tam trzymałem wpatrywała się we mnie, zajadając się przy tym trawą. Podszedłem do niej powoli i wyciągnąłem do niej rękę. Zwierzę wciąż stało w tym samym miejscu. Położyłem dłoń na szyi łani i pogłaskałem ją, co również jej nie spłoszyło. Czyżby w końcu się przyzwyczaiła do mojej obecności? Uniosłem wzrok na młodego jelenia obok. Bacznie obserwował wszystko z bezpiecznej odległości. Nic dziwnego, że wciąż czuł się nieswojo. Mieszka w mojej stajni krócej niż jego towarzyszka oraz poznał mnie w innych okolicznościach. Westchnąłem cicho pod nosem. Na wszystko przyjdzie czas. Zmuszając go do polubienia mojej osoby, wywołałbym reakcję przeciwną do oczekiwanej. Mogłem więc jedynie czekać.

10 maja 2020

Odejście

Z przykrością informujemy o podjęciu decyzji o wydaleniu czterech postaci z powodu braku aktywności na blogu. Nie zapominajmy jednak, że każdy jest tutaj mile widziany i w każdej chwili może do nas wrócić :)

8 maja 2020

Od Renarda CD Lynn

   Odwróciłem się do Lynn obserwując jej nieco zaniepokojoną minę. Czyżby się o mnie martwiła? Albo może sama obawiała się spać w domu, pod którym kręcą się niewiadome istoty. Chociaż to dziwne zważając na to, że tutaj takie akcje to raczej codzienność. Na moją twarz wpłynął uśmiech, który w ciemnościach nocy pozostał dla Lynn niewidzialny, a to może i dobrze. Poza tym cisza nocna, serio?
- Skoro proponujesz - wzruszyłem ramionami ustępując jej miejsca i wskazałem dłonią w stronę drogi przez most - Tchórze przodem - ukłoniłem się nisko szczerze rozbawiony.
- Dzięki, samobójcy mogą zostać z tyłu. Jeden pies co się z nimi stanie - posłała mi uroczy uśmiech.

Od Iriego CD Cynth

Już postąpił krok do przodu, aby pomóc młodej kobiecie wstać, jednak jej ostry ton i ukryta w nim groźba zatrzymały go w miejscu. Przyglądał się, jak z trudem podnosi się na nogi, zachwiała się przy tym, przez co Iri czuł nieodpartą potrzebę pomocy jej, ale potężną dawką silnej woli powstrzymał się przed tym. Nieznajoma nie życzyła sobie dotykania, a on miał zamiar to uszanować. Gdy tylko ognistowłosa kuśtykając, ruszyła przed siebie, mężczyzna robił to samo. Szedł obok niej w takiej odległości ,by w razie potrzeby szybko zareagować, gdyby nagle coś jej się stało, ale wystarczającej, by nie czuła zagrożenia z jego strony. Wolała trzymać się na dystans i on nie miał nic przeciwko, mimo że nieznajoma nie wydawała się szczególnie groźna, wolał być czujny. Celując do niego kamieniem, pokazała, że w razie potrzeby jest gotowa roztrzaskać mu czaszkę.

Przez całą drogę rozmyślał nad całą zaistniałą chwilę wcześniej sytuacją, jednoznacznie doszedł do wniosku, że dziewczyna musiała mieć problemy ze słuchem. Sama mówiła głośno, wręcz krzyczała, jakby chciała usłyszeć swój własny głos. Nie zareagowała na żadne słowa ciemnowłosego, dopóki ten nie podniósł głosu, tylko wtedy doczekał się jakiejś reakcji. Zapiał sobie w pamięci, aby zwracać się do niej głośno i wyraźnie, jeśli podczas udzielania jej pomocy jasnooka czegoś nie usłyszy i źle zinterpretuje jego słowa, mogło mieć to dla niego przykre konsekwencje.

7 maja 2020

Od Iriego CD Bezimiennego - etap 1 > etap 2

Przysłuchując się słowom mężczyzny, Iri był coraz bardziej zainteresowany jego osobą. Do tej pory myślał, że jest na wyspie całkiem sam, teraz okazało się, że był w błędzie, dlatego chciał dowiedzieć się czegoś więcej o nowo poznanym. Katakumby były prawdziwym luksusem w porównaniu z drewnianym, mocno nadgryzionym zębem czasu domem na bagnach, gdzie znalazł swoje miejsce faun, dlatego był w niemałym szoku, uświadamiając sobie, że można dobrze sobie tutaj radzić. Ta myśl podniosła go a duchu, zaczynał dostrzegać światełko w ciemnym pokoju, w jakim znajdował się do tej pory. Mieszkając na ulicy miasta, nie miał żadnych planów ani marzeń, liczyło się tylko przetrwanie, by zasnąć, a następnie obudzić się następnego dnia w jednym kawałku. Zasady, gdy się nie zmieniły, ale teraz wszyscy bez wyjątku musieli w nią grać. Nie był sam.

Przyglądał się każdemu ruchowi nowo poznanego, nie pokazywał tego po sobie, ale wolał trzymać go na lekki dystans. Dalej czuł na swojej szyi uścisk silnych palców i ostry, nieprzyjemny smak alkoholu, jakim Iri został uraczony. Zdawał sobie sprawę, że to była zwykła pomyłka, żaden z nich nie powiedział dokładnie, o co mu chodzi i przez to wynikło nieporozumienie. Ciemnooki rozumiał to, ale lekki niesmak chcąc nie chcąc pozostał.

6 maja 2020

Od Lynn CD Tenebrisa

     Spoglądałam nieufnie na trupio bladego chłopaka, który w żadnym calu nie wyglądał zdrowo i przede wszystkim, nie budził mojego zaufania. Jakby tego było mało, widziałam go pierwszy raz na oczy - co jak co, ale miałam pamięć do ludzi i już na pierwszy rzut oka umiałam stwierdzić, gdzie i kiedy widziałam daną osobę. Chłopak był mi całkowicie nieznajomy, więc musiał być samotnikiem. Kiedy zbliżył się, aby, jak się okazało, poprawić mi czapkę, automatycznie wykonałam krok w tył. Nie wiedziałam skąd się tu wziął - to miejsce faktycznie było dość odległe od centrum wioski, jednak dalej nią było, więc i tutaj obowiązywały warty strażników. Automatycznie rozejrzałam się dookoła, wiedząc, że mogło być ich tutaj znacznie więcej. Z tego co wiedziałam, samotnicy nie współpracowali ze sobą i większość z nich była wolnymi strzelcami, jednak w każdej społeczności istnieją wyjątki i nikt nie jest taki sam. Tym bardziej, że ich samodzielność nie była żadną niepisaną zasadą i nic nie stawało na przeszkodzie, aby jednak działali w grupach. Słońce zaczęło zachodzić, zrobiło się szaro i jeszcze chłodniej, a mężczyzna stał w miejscu, jakby nie miał zamiaru się stąd ruszyć. Przesunęłam po nim wzrokiem, z ulgą zauważając, że przynajmniej nie wygląda, jakby miał mi za chwilę rozszarpać gardło.

Od Melody CD Pana Stasia

Mężczyzna skinął głową i uśmiechnął się delikatnie.
- Dziękuję Mel, u mnie wszystko w porządku. Zbliża się zima, więc nie mam dużo pracy. Praca zacznie się pod koniec zimy i początkiem wiosny. - wyjaśnił rolnik - A jak u ciebie wyglądają obowiązki?
- Na zimę mam właśnie dużo zamówień, szczególnie jakieś ciepłe ubrania. Grubsze kurtki czy ocieplane spodnie. - wymieniłam. Było oczywiście tego o wiele więcej, ale pewnie brakłoby mi dnia na wymienianie wszystkiego.
Staś uniósł kącik ust i objął kubek z parującym napojem obiema rękami. Wziął głęboki oddech, wciągając nosem zapach herbaty i odetchnął głęboko. Wyglądał, jakby naprawdę ją lubił. Patrzyłam na niego z uśmiechem. Mężczyzna powoli wziął mały łyk naparu i uniósł na mnie wzrok.
- Jeśli bym mógł to i ja bym miał małe zamówienie. Potrzebuję lekką kurtkę na zimowe dni. Nie musi być jakaś strasznie ciepła, gdyż nie zamierzam za bardzo wychodzić ze swojej ciepłej chatki... - powiedział rolnik dość nieśmiało. Obdarzyłam go ciepłym uśmiechem.
- Dobrze Stasiu. Myślę, że za około tydzień będzie gotowa. - odparłam.
Staś podziękował mi za przyjęcie zamówienia i wziął kolejny łyk herbaty. Ja również napiłam się swojej, chcąc jakoś pozbyć się uczucia drapania w gardle. Chwilę jeszcze rozmawialiśmy o zamówieniu i sprawach w wiosce. Zaraz po tym jednak Staś zaczął się zbierać. Spojrzałam na zapadający mrok za oknem. Wiedziałam, że farma jest dość daleko, więc zaproponowałam mężczyźnie nocleg, ale Staś odmówił, tłumacząc, że wolałby położyć się w swoim domu. Mogłabym się z nim kłócić, ale wyglądał na zdecydowanego, więc po prostu się z nim pożegnałam, życząc mu bezpiecznej podróży i spokojnej nocy. Pomachałam mu jeszcze na pożegnanie, odprowadzając go wzrokiem, jak to miałam w zwyczaju. Gdy Staś zniknął mi z pola widzenia, wróciłam do domu. Od razu skierowałam się do łazienki i napełniłam wannę wodą. Popękana skóra nie wyglądała najlepiej.
Kiedy tylko zanurzyłam się w wodzie, poczułam się dziwnie. Przestrzeń między palcami u rąk zaczęła okropnie swędzieć. Szybko jednak to uczucie zmieniło się w ból. Wyjęłam dłonie z wody i przyjrzałam się im. Między palcami dostrzegłam coś dziwnego, jakby błonę. Czyżby to był kolejny etap? Prawdopodobnie tak. Ile więc mi ich zostało?

5 maja 2020

Od Phanthoma CD Fafnira

Miałem zamiar poczekać i wrócić do domu, ale im dłużej siedziałem, tym bardziej nie miałem na to sił. Okazało się, że gwałtowne i niekontrolowane używanie skrzydeł potrafi zabrać sporo energii oraz wyrządzić okropny ból na plecach, a nawet innych częściach ciała, kiedy wpada się na drzewa. Deszcz nie pomagał, zrobiło mi się zimno i miałem ochotę tylko pójść spać. Gdy zamknąłem oczy, niczego już nie czułem, chociaż miałem wrażenie, że przez chwilę lecę. Słyszałem głosy i dopiero gdy zrobiło mi się trochę cieplej, zacząłem rozróżniać głos Fafika, który ciągle mnie przepraszał i powtarzał, że to wszystko jego wina. Tak bardzo chciałem go przytulić i zaprzeczyć temu wszystkiego, ale dalej będąc w tej „zimnej hibernacji”, nie mogłem się ruszyć. Tak naprawdę, to tylko słyszałem, a mało czułem. Ciało przestało reagować na bodźce, aż w końcu zasnąłem.

2 maja 2020

Podsumowanie miesiąca - kwiecień

Dzień dobry, hej, witamy wszystkich w podsumowaniu kwietnia, które pojawia się planowo i o czasie, wow. Mamy szczerą nadzieję, że jeszcze nie oszaleliście w domach i dobrze spędzacie ten (niezbyt)wolny czas, chociaż nie wiem jak Wy, ale ja wolałabym mieć normalne lekcje. W każdym razie, przechodząc do bloga - śmiemy twierdzić, że zeszły miesiąc był obfity, jeśli chodzi o liczbę postów. Z tego miejsca chciałybyśmy także podziękować naszej kochanej Owieczce za nowy szablon, który dla nas zrobiła c:
Z kolei Owieczka dziękuje Natalii za cudne obrazki do stron i Elemele za cierpliwość.

1 maja 2020

Od Fafnir'a CD Phanthoma

Znieruchomiałem tak samo jak kowal. Na moją twarz wypłynął rumieniec. Nagle zaczęło mi się wydawać, że za duża koszula jest jednak trochę za krótka. Automatycznie naciągnąłem ją po kolana.
- Gdzieś leżą. - powiedział brunet obojętnie, przerywając niezręczną ciszę. Następnie kowal spojrzał na mnie, wyraźnie oczekując, że dodam coś od siebie.
- Może zagrasz z nami w karty? - zaproponowałem, starając się zachować spokój. Melody chyba jednak wyczuła, że zwyczajnie próbuję zmienić temat, bo zmarszczyła brwi.
- Najpierw je przymierz. - powiedziała, ruchem głowy wskazując ubrania. Wziąłem je nieśmiało w dłonie, starając się jednocześnie ukryć ich drżenie.
- To ja pójdę do sypialni... Zaraz wracam. - oznajmiłem i już miałem iść w stronę schodów, ale syrena mnie zatrzymała.
- Muszę zobaczyć, jak wyglądasz. Przebierz się tutaj. - powiedziała, ponaglając mnie ruchem ręki. Spanikowany spojrzałem na Phanthoma. On również mi się przyglądał. Tylko my dwaj wiedzieliśmy, na czym polega problem - byłem w samej koszuli.
- A wam co? - zapytała blondynka, mierząc nas uważnie wzrokiem. Zamarłem. Sam nie wiedziałem, czy to przez wstyd spowodowany moją nagością, czy strach przed tym, co sobie pomyśli Melody. Dlaczego ja zawsze muszę coś sknocić? Nie potrafiłem nawet spojrzeć w podejrzliwie patrzące na nas oczy Melody, które tak bardzo przypominały mi oczy matki i opiekunek. Patrzyły na mnie tak samo zawsze, gdy zrobiłem coś nie tak. Ale spojrzenie ojca było jeszcze gorsze... Na samo jego wspomnienie przebiegł mi po ciele zimny dreszcz.
- Po prostu mu głupio tak się przy wszystkich rozbierać. - słyszałem słowa bruneta tak jakby dzieliła nas gruba ściana.

Od Bobby - zadanie dyktatora

Temat: Porwanie
Szczegóły: W osadzie nie widuje się zbyt wielu dzieci, a jak już jakieś przyjdzie na świat, każdy mieszkaniec prędzej czy później się o tym dowiaduje. Nie tak dawno na świat przyszła mała córeczka dwóch wilkołaków. Wiadomość o tym oczywiście rozniosła się bardzo szybko i każdy miał okazję ujrzeć nową, malutką osadniczkę. Po kilku miesiącach wszystkich za murami obudził krzyk kobiety. Ty, jako dyktator miałaś za zadanie sprawdzić skąd dochodził lament i jaka była jego przyczyna. Na miejscu dowiadujesz się, że zrozpaczonej matce skradziono kilkumiesięczną córkę. Twoim zadaniem jest zebrać ludzi i dowiedzieć się kto uprowadził dziecko i wymierzyć mu odpowiednią karę. Matka za nim Cię puściła, wyjawiła, że porywaczem był wysoki mężczyzna, a jego obcy zapach mógł wskazywać na samotnika. Osadnicy wierzą, że podejmiesz się tej misji i sprowadzisz do wioski biedne dziecko.

Od Filemony CD Pana Stasia

Odkąd morze wypluło ją na brzegu wyspy, jeszcze nie czuła takiego spokoju – przyjemnie osiadał na piersi i przenikał do umęczonego serca. Smakował błogą ciszą po dniu pełnym hałasu, szklanką wody po podróży przez pustynię.
Być może właśnie dobrowolnie stawała się ofiarą już drugiego porwania w tym roku i właśnie spisywała siebie na straty, ale była tak zmęczona ciągłą ucieczką, że pragnęła wierzyć w dobre intencje Pana Stasia. Nie wszyscy tutaj musieli być zabójczo niebezpieczni, przecież miała Bonifacego, choć zgred i paskuda – przygarnął ją, nakarmił, umył, pozwolił czuć się bezpiecznie.
Wtulona policzkiem w grzbiet jednej ze złożonych tuż u jej boku owiec powoli zapadała w sen. Na wpółprzytomna gładziła opuszkami palców kaczkę przyciśniętą do jej uda. Oczy piekły ją niemiłosiernie ze zmęczenia.
Adrenalina wreszcie opadła i dopiero teraz mogła zdać sobie sprawę, jak ogromny ból sztyletował jej ciało. Towarzyszył jej aż od dnia, w którym utraciła dom. Czasem tępo pulsował, czasem płonął głodnym jak zdziczała bestia ogniem, a czasem kaleczył cienkimi jak szpileczki zębiskami. Żył w niej już tyle czasu, że stał się zaledwie skromną niedogodnością, lecz tym razem był inny – szamotał się w piersi i powoli pozbawiał ją oddechu.
Wierzchem dłoni otarła zwilgotniałą powiekę, wmawiając sobie, że zaczyna kropić, choć niebo wyglądało, jakby nie potrafiło się zdecydować, czy już pora na deszcz, czy jeszcze nie.
Wpatrując się w kołysane na wietrze źdźbło trawy, powoli odpływała gdzieś w przestworza. Niemalże nie czuła ciała, które zbyt ciężkie dla duszy, zostało złożone nieruchomo i tylko resztkami sił nie pozwalało jej uciec. Aż nagle w uszach zatętnił przytłumiony, męski głos. Jak ostra szpila wbił się w sen, przekłuwając go niczym bańkę mydlaną.

21 kwietnia 2020

Od Eris - zadanie dyktatora

Temat: Złodziej leków
Szczegóły: Wytwarzanie jakichkolwiek leków na wyspie graniczy z cudem, dlatego są tak cenne. Ich pozyskiwanie także nie należy do najłatwiejszych, gdyż najczęściej trzeba wyjść poza granice wioski i zapuścić się w te nieco bardziej niebezpieczne rejony. Wiadomość o regularnych ubytkach w cennych zapasach, jaka dotarła do Rady sprawiła, że ta natychmiast wydała polecenie jednemu z Dyktatorów. Wiedzieli, że nie mogą patrzeć bezczynnie na sprawę tym bardziej, że wszelkie materiały były na wagę złota. Osadnikom było dość trudno dostać się do magazynu, gdyż ten mieścił się w chacie uzdrowiciela, więc zaczęto podejrzewać także samotników. Zadaniem dyktatora jest zastawić pułapkę na potencjalnego złodzieja i dojść, co zmusiło go do wykradania leków.

Odejście



Żegnamy Ai Norę i przypominamy, że zawsze można do nas wrócić!


17 kwietnia 2020

Od Amona CD Tibbie

Przyjrzałem się uważnie bandażom, oraz środkom odkażającym. Sprawdziłem ich stan, oraz spróbowałem się domyśleć jakie konkretnie środki mi podała, głupio by było by lekarstwo które miało pomóc, mi zaszkodziło. Po przyjrzeniu się wszystkiemu dokładnie zabrałem się do pracy.
Na początek wyjąłem z torby owinięte w płótno narzędzia zielarskie, a następnie wszystkie potrzebne składniki. Miałem jeszcze co nieco przy sobie, więc mogłem spróbować coś zdziałać. Na początek odpowiednio przygotowałem każde zioło, by po chwili zacząć je ze sobą łączyć, na koniec polewając jedną z mikstur, by substancja stała się gęściejsza. Dodałem też trochę środków odkażających, nie szkodziły stworzonemu przez mnie lekowi, więc nie było przeciwskazań by go trochę dodać. Pozbyłem się górnej części odzieży i obejrzałem ranę. Mimo iż wyglądała paskudnie, to nie była bardzo poważna. Przynajmniej zdarzało mi się już miewać gorsze wypadki. Obejrzałem ranę czy nic nie było w środku i zacząłem powoli rozprowadzać lekarstwo, które obecnie konsystencją bardziej przypominało maść. Powoli i dokładnie rozporawadzłem w każdy zakamarek, a kiedy to miałem już z głowy, wykorzystałem część własnej tkaniny by założyć opatrunek. Mogłem wykorzystać bandaże które podarowała mi domowniczka, ale uznałem że jej będa potrzebne bardziej niż mnie. Ja będę w stanie jeszcze uzupełnić zapasy leków, a ona już może mieć z tym problemy.

14 kwietnia 2020

od Pana Stasia CD Lei

Odchodząc w stronę swojej wioski, usłyszałem za sobą jeszcze próbę zatrzymania mnie. Niby chciała podziękować, ale kto by ufał samotnikom? Zdecydowanie wyglądała na samotniczkę, gdyż żadna zdrowo rozumiejąca kobieta nie włóczy się po nocach takich porach. Chyba że się jest myśliwym czy kimś w tym stylu. Tak czy inaczej, nie zamierzałem dziś ryzykować życia, więc odparłem, że nie ma za co i ruszyłem dalej w swoją stronę.
Wróciłem do domu i szybko zapomniałem o tych wydarzeniach. Dobrze, że pomogłem kobiecie, ale nie było sensu niczego roztrząsać dalej. Szybko poszedłem spać, wiedząc o fakcie, że następny dzień będzie równie ciężki co dzisiejszy.

Od Bezimiennego CD Tibbie

Świt obudził Bezimiennego, choć nawet nie był w stanie przedrzeć się przez grube kamienne ściany. Lazurowe oczy błysnęły spod powiek, nie powodując przy tym nawet bólu głowy. To było niesamowite, nigdy po bimbrze nie miewał kaca, ale po przemianie prawie w ogóle nie odczuwał skutków wczorajszego picia, przynajmniej nie w klasycznym tego słowa znaczeniu. Uniósł głowę znad blatu stołu, nad którym widocznie zasnął. Może i był zmorą, ale ból pleców i szyi dawał się we znaki. Rozglądając się dookoła, dostrzegł tylko brunetkę leżącą na prowizorycznej pryczy, której czasem masochistycznie używał, gdy chciał się jeszcze bardziej nadręczyć rzeczywistością, jaką sprawiała mu mutacja lub padał na nią kompletnie pijany. To była właśnie druga rzeczy budząca jego ciekawość, potrafił zasnąć, wyłącznie upijając się do nieprzytomności… W zasadzie nawet nie był w pełni przekonany czy zapijanie się do nieprzytomności i ryzykowania w ten sposób życia i zdrowia jakkolwiek można było podpiąć pod sen, chyba jednak nie. Pamiętał tylko tyle, że pod koniec całego posiedzenia niejako wymusił na kobiecie położenie się spać na tej parodii łóżka, po czym sam jeszcze trochę dopił, jak sobie wmawiał na „dobry sen”.

Od Tibbie CD Amona

     Tego dnia nie oczekiwałam zupełnie nikogo. Właściwie, odkąd tylko byłam na wyspie, nikt jeszcze nie raczył mnie odwiedzić czy najść, jak zwał, tak zwał, tak więc mój wzrok rozbiegł się, kiedy zobaczyłam rosłego mężczyznę stojącego u progu drzwi. Miałam w planach pójść spać, aby następnego dnia nie robić zupełnie nic, tak jak na co dzień, a nieznajomy nie ułatwiał mi realizacji moich planów.
     — W czym mogę pomóc? — odezwałam się pierwsza, choć mój głos przesiąknięty był kpiną. Jasnym było, że go tutaj nie chciałam. W razie potrzeby byłam nawet skora walczyć. Może i jesteśmy hybrydami, ale co jak co, zachowaliśmy ostatnie przebłyski człowieczeństwa i instynktu samozachowawczego, przez co mężczyzna po prostu powinien się odwrócić i nie sprawiając żadnego problemu, odejść. Status samotnika nie zobowiązywał nas do braku empatii, bo wszystko to było sprawą indywidualną, jednak przyjęło się, że szukanie pomocy u samotnika zawsze kończy się jednakowo źle. Nie mogłam zaprzeczyć, że tak nie było, bo w obliczu zagrożenia albo korzyści, które mogłyby z tego wyniknąć, byłabym w stanie zaatakować osłabionego i nawet bym się nad tym dłużej nie zastanawiała. Nie byliśmy na rajskiej wyspie i każdy był tego świadomi, bo ci, którzy myśleli inaczej, odpadali dość szybko, choć selekcja naturalna nigdy nie była dobrym sposobem i całkowicie mijała się z tym życiem, które prowadzono poza wyspą. Tam przyjęło się, że trzeba pomagać starszym i słabszym, a tutaj?

13 kwietnia 2020

Od Amona CD Tibbie

- Jasna cholera. Jak udało im się go tak zdenerwować? - Mruknąłem pod nosem, trzymając się za raną na klatce piersiowej. Historia jej zdobycia nie była miła, tak jak sama rana. Kiedy spokojnie przechodziłem przez las, nagle usłyszałem krzyki ludzi i ryk bestii. Oczywiście pobiegłem szybko zobaczyć co się dzieje i zastał mnie dość nieprzyjemny widok.
Dwoje ludzi leżało martwych, a pozostali uciekali przed rozwścieczoną do czerwoności bestią. Nie byłem kimś kto by się poświęcał dla innych, ale znowu nie chciałem ich zostawić na śmierć.

12 kwietnia 2020

Nowy samotnik - Amon




Amon | 25 lat | Drzewiec



Od Lei CD Pana Stasia

Mój dzień zapowiadał się dość przyjemnie. Słońce ładnie grzało a niebo było bezchmurne. Zaplanowałam sobie zbieranie rzeczy, ale strasznie mnie kusiło by położyć się gdzieś na polance i wylegiwać się pół dnia. Jednak moje drugie ja było bardzo przeciwne więc czym prędzej zabrałam się do poszukiwań. Przyznam, że nie szło mi na początku za dobrze, ale z czasem nabrałam wprawy. Udało mi się znaleźć kilka roślin, jakiś owoców a nawet złapać małe zwierzę. Owinęłam je liśćmi i schowałam na potem, by móc się nim posilić. Mój dzień z każdą chwilą zapowiadał się coraz lepiej, dopóki nie pogrążyłam się w marzeniach. Niestety to bardzo niebezpieczne zajęcie, bo przestaje wyczulać się na niebezpieczeństwa. I tak to było z moim szczęściem, bo już po chwili znalazłam się pułapce.

-Ch*lera!

11 kwietnia 2020

Od Pana Stasia do Lei

Plaża zawsze była moim terenem, którym pożądałem. Poprzez swój młody wiek, częstą pracę na polu oraz dużą odległość od morza, nie było mi dane korzystać z uroków morza, plaż czy nawet opalania się nad wodą. Moje młode życie, aż do ukończenia pełnoletności, było usiane pracą na roli, zajmowaniu się domem oraz rodziną. Trzeba było zapewnić wszystkim dobre i godne życie.

Od Lynn CD Renarda

     Praca, którą dzisiaj sobie zaplanowałam spełzła na niczym, ale nie był to dzień stracony. Dobro drugiego człowieka (nawet zmutowanego) było dużo ważniejsze, niż szycie kurtek. I tak, te kurtki z pewnością wiązały się z dobrem materialnym dla innych, ale Renard z pewnością być nieco wyżej niż oni, nawet jeśli nie znaliśmy się zbyt dobrze. Wyglądał, jakby się całkowicie rozsypał, więc pozbieranie go było dzisiaj naszym priorytetem. I sama się dziwiłam, ale się udało, wieczorem na powrót stał się tym chłopakiem, którym był, kiedy go poznałam. Może nie w pełni, ale czymże było kilka godzin w porównaniu do kilku miesięcy, przez które robił sam Bóg wie co. Nawet ta mała cząstka, którą udało nam się w nim przywrócić była całkiem niezłym osiągnięciem.
     Wkrótce nadszedł czas, abyśmy się rozeszli. Byłam wykończona po tym dniu, który, bądź co bądź, był intensywniejszy, niż jakbym jedynie szyła ubrania. Jednocześnie wiedziałam, że z każdym dniem, z którym niewiele robimy, ilość pracy narasta, a my coraz bardziej się w niej zakopujemy, ale chyba nie ma rzeczy, z którą bym sobie nie poradziła?

10 kwietnia 2020

Od Renarda CD Lynn

    Przez większość czasu byłem w głębokim śnie, z którego nie mogłem się wydostać. Wiedziałem, że śnie, ale nie mogłem za nic wrócić do świata rzeczywistego, a wiedziałem, że muszę. Narobiłem wiele szkód, które muszę jak najszybciej naprawić. Czułem, że zbliżam się do bariery, którą muszę natychmiast rozbić i przedostać się do rzeczywistości. Dysponując siłą, która mi jeszcze została zacząłem walić w niewidzialną ścianę, dopóki nie poczułem, że wracam. Szeroko otworzyłem oczy i podniosłem się do siadu od razu wyciągając przed siebie swoje dłonie. Były normalne, ludzkie. Odetchnąłem z ulgą, przynajmniej tym mogłem się cieszyć. Przetarłem spocone czoło i lepiej rozejrzałem się po pomieszczeniu. Przeniosły mnie na kanapę na piętrze, gdzie swój dom miała Melody. Znałem te pokoje na pamięć, ale teraz czułem się tutaj obcy i niechciany. W co ja się zmieniłem? Widziałem już to, u ojca. Po jego przemianach byłem jedyną najbliższą osobą, na której mógł się... wyładować. Miałem nadzieję, że i ja nikogo nie skrzywdziłem? Strasznie zaniepokojony podniosłem się z kanapy, ale gdy moje ciało owiał chłód zorientowałem się, że byłem nagi. Dopiero wtedy dostrzegłem męskie spodnie i koszulkę złożone na stoliku przy sofie. Szybko przywdziałem zostawione ubranie i ignorując zawroty głowy udałem się do schodów.

9 kwietnia 2020

Od Lei do Tenebrisa

Dzisiejszy dzień był strasznie upalny, pot spływał po mnie praktycznie z każdej strony. Słońce ładnie grzało na niebie jednak na dłuższą metę stawało się to utrapieniem. Wędrując już kolejny dzień przez te lasy w końcu natknęłam się na strumyk. Byłam tak wniebowzięta, że po cichu zaczęłam piszczeć z radości. Na szybko się umyłam by zmyć pot i namoczyłam ciemne włosy. Przez ich ciemny kolor było większe prawdopodobieństwo, że szybciej dostanę udaru. A to mi nie byłoby na rękę, skończyłabym jako padlina. Zawsze zastanawiałam się jak by to było wyjechać na bezludną wyspę. Cisza, spokój tylko ja i natura. Teraz już wiem i nie jestem zadowolona.

Od Tibby CD Bezimiennego

     — Proszę bardzo — oznajmił, stawiając kubek przed kobietą. — Może jakiś toast? — zaproponował, nadal trzymając swój kufel w powietrzu. — Za rajską wyspę? — spytał z ironią w głosie.
     — Za najlepsze wakacje, jakie nam się mogły przytrafić — dopowiedziała, a wtedy z uśmiechem zbili swoje kubki, po chwili wychylając duszkiem ich zawartość. Atmosfera rozluźniła się na tyle, że poruszali wiele tematów i rozmowa nie skończyła się tak szybko. Mężczyzna coraz to napełniał od nowa kufle, a ich zawartość znika niemal tak szybko, jak się pojawiła. Było przyjemnie, czyli tak, jak Tibby nigdy nie sądziła, że może być. Nie miała na wyspie bliższego kontaktu z nikim i nawet jeśli bliskość jej i mężczyzny nie była taką, jaką inni uznawali, dla dziewczyny był to jeden z nielicznych znajomych tutaj, dlatego ten wieczór spędzony z nim bardzo sobie ceniła. Znowu mogła zakosztować normalności, którą jej niegdyś brutalnie odebrano. Oczywiście, picie bimbru w rozpadającym się domku przypominającym katakumby z nadnaturalnie zmodyfikowanym mężczyzną nie było szczytem jej marzeń, ale najwidoczniej to było od dzisiaj jej codziennością i powinna się przyzwyczaić. Do sytuacji, rzecz jasna, nie do niego, jego domu czy bimbru. 
     Siedzieli do późnej nocy. Lekkie podpicie nie zajęło im dużo czasu, tak więc wkrótce wystarczyło im, że śmieją się i rozmawiają o wszystkim i o niczym. Pokój spowił mrok nocy, zrobiło się niesamowicie cicho i, jak to bywało na wyspie, nieprzyjaźnie, tak więc nie wychylali się spoza chatki, dalej opijając swoje wakacje. Gdyby miała chęci, przyznałaby, że bimber nie do końca trafiał w jej kubki smakowe, ale jego wytwarzanie na wyspie było dla niej na tyle abstrakcyjne, że nim nie pogardziła. Po którymś kuflu z kolei okazało się nawet, że właściwie to nie jest najgorszy.
     — Na początku nie byłam przekonana, ale masz moje uznanie — powiedziała dość niewyraźnie, może przez wypitą ilość bimbru, może przez fakt, że był środek nocy, a ona bardzo lubiła spać. Czuła, jak sen nuży ją z każdą kolejną minutą. Nawet nie zarejestrowała, czy mężczyzna aby na pewno jej odpowiedział. Poczuła jedynie, jak jej dłoń, na której się opierała, zjeżdża bezwiednie, a głowa opada.

Od Lei do Cynth

Dni mijały mi powoli i żmudnie a ja dalej rozmyślałam nad tym wszystkim. Skąd się tu wzięłam i czym ja jestem. Pomimo, że już dawno otrząsnęłam się z pierwszego szoku to nadal miałam straszny mętlik w głowie. Czułam, że przez brak wspomnień straciłam ważną cząstkę siebie. Na wyspie radziłam sobie nawet dobrze, w końcu nadal miałam wszystkie kończyny i żyłam - co uważam za duży sukces. Nie chciałam się nigdzie w pojedynkę osiedlać, dlatego byłam ciągle w ruchu. Lubiłam przyglądać się otaczającej przyrodzie i zwiedzać. W głębi serca miałam też nadzieję, że kiedy kogoś spotkam, bo od początku bycia na wyspie jestem sama. Moje myślenia przerwało burczenie w brzuchu, które uświadomiło mi, że pora chyba coś zjeść. Znajdowałam się obecnie na polanie i to dość odsłoniętej, więc musiałam wejść w głąb lasu by coś znaleźć. Już myślałam, jak piekę sobie jakieś soczyste mięsko. Na samą myśl ślina sama mi leciała, bo od kilku dni żyłam głównie na warzywach, które znalazłam po drodze. Weszłam do lasu i zaczęłam się rozglądać za obiadem. Moją uwagę przykuło kilka małych warchlaczków nieopodal. Rozejrzałam się za ich matką, bo zawsze kręci się gdzieś obok, jednak nie pojawiała się przez dłuższą chwilę. Łowy zaczęłam od cichego skradania się, jednak długo to nie trwało. Tak podniecona na myśl o obiedzie zapomniałam ubezpieczyć swoje tyły. Już po chwili tego pożałowałam, bo za moich pleców dobiegło głośne charknięcie.

8 kwietnia 2020

Od Derycka CD Venti

Film mi się urwał tuż po wejściu do chatki Venti. Nie spodziewałbym się, że można aż tak szybko odlecieć. Choć na dobrą sprawę naskładało się na to wiele innych aspektów. Zmęczenie, stres, tęsknota, to, że się martwiłem i sam fakt tej rośliny, która mnie postanowiła dziabnąć. Wszystkie rzeczy skupione w jedno, spowodowały mój stan.
Sam nie wiem, ile czasu byłem nieprzytomny, ani co się wokół mnie działo.

Wtedy też wpadłem w jakiś dziwny trans, który mnie ciągnął za rękę. Szedłem w stronę oświetlonego pomieszczenia przez tunel, który był oświetlony jedynie jednym światłem co półtora metra. Nie szedłem, a wręcz sunąłem nad ziemią w stronę pokoju, widząc przebłyski na ścianach, jakby różne momenty wyjęte z mojego życia. Pomniejsze aspekty, jak i ważniejsze wydarzenia. Wszystko prawdziwe i to, co się wydarzyło. W pewnym momencie jednak powoli zamieniało się to w coś jakby iluzje, rzeczy, które się nie wydarzyły, lub nawet nie mogły się wydarzyć. Mocno przejaskrawione oraz przekoloryzowane. W pewnym momencie zacząłem się czuć dziwnie. Nieswojo oraz lekko zagubiony. Zaczynałem słyszeć jakby nowe dźwięki, kolory czy też postacie.
Z czasem chciałem, aby ten dziwny stan się już kończył, jednakże wcale się na to nie zapowiadało. Byłem może w połowie korytarza, jednak jakbym nieco zwalniał. Obrazy był coraz intensywniejsze i bardziej wyraźne, aby po chwili niknąć za mgłą.
Miałem wrażenie, że ta roślina, co mnie udziobała, musiała zadziałać na mnie jak narkotyk.

Nowy samotnik - Lea



tombagshaw

Lea | ponad 20 lat | Zmora



7 kwietnia 2020

Od Phanthoma CD Fafnir

Kompletnie zapomniałem o tym mieczu. Niestety kiedy sobie o nim przypomniałem (czyli kiedy przyszedł po niego klient), wiedziałem, że go tak szybko nie wykuje. Aktualnie moje ciało błagało o odpoczynek, nie było więc mowy o wykuciu czegokolwiek. Idealnie, przynajmniej mogłem dać nauczkę temu gówniarzowi. Jak on w ogóle śmiał pomyśleć, że ja i Fafnir… Nawet, jeśli to tak wyglądało, przecież nigdy bym go nie ruszył, gdyby nie chciał! A na pewno nie chce, tak mi się wydaje.

Od Bezimiennego CD Lily

Ostatnimi czasy na wyspie jakby zaczęło dziać się coś dziwnego, niespotykanego, przynajmniej dla Colette’a. Od kilku dni nie uświadczył żadnych nieprzyjemności przypisywanych pobytowi na wyspie przeklętych. Jak zwykle opuszczał kryjówkę, by się posilić koszmarami lub aby zwyczajnie się przejść. W końcu każdy zamknięty w czterech ścianach, w końcu ma dość i musi zażyć nieco Świerzego powietrza. Co zaskakujące, podczas tych spacerów ani razu nie miał wątpliwej przyjemności zobaczyć okrucieństwa tego miejsca, jak i nie został ani razu zaatakowany. Można by powiedzieć, że zakrawało to niejako o cud. Raczej nikt nie mógł się poszczycić takim nagłym atakiem szczęścia jak on. Wątpiłby była w „raju” jakakolwiek inna osoba, która mogłaby stawać z nim w szranki w tej kategorii.

Od Venti CD Charlesa do Giny

- Dzień dobry! – powitało dwójkę ludzi małe dziecko z lisim ogonem oraz uszkami. – Tam, na polanie są ładniejsze maliny i jagody, mogę was zaprowadzić!

Dziewczynka uśmiechała się radośnie, jakby kompletnie nie znajdowała się na tajemniczej, mrocznej wyspie pełnej zmutowanych istot w równym stopniu, co ona sama. Gdzie ludzie i nieludzie ginęli bez śladu na zawsze, a potem nie można było nawet odnajdywać ich zwłok…

- Veronica! – krzyczała w nieco oddalonym od tamtego miejsca fragmencie lasu pewna łowczyni. – Boże, Andre mnie zabije, zgubiłam jedno z jej dzieci…

***

Nie było jej. Liczyłam po raz tysięczny do pięciu, sprawdzając okoliczne kamienie, drzewa oraz nory. To lisołaczka. Mogła wpaść na podobny do lisów pomysł, wyruszyć gdzieś dalej, jakby kompletnie zapominając o tym, co im mówiłam przed wyjazdem. Nie nadaję się na matkę – myślałam gorączkowo, pocąc się w tamten upalny dzień. Za nic. Ta wyspa wymorduje wszystko, co urodzę przez moją nieuwagę, brak skupienia i głupotę!

Od Venti CD Derycka

To było dziwne uczucie – leżeć tak, podczas gdy ktoś, kogo ledwo znasz wyruszył dla ciebie po lekarstwo. Takie wydarzenia z reguły nie zdarzały się na wyspie. Gdzieś w środku mojej głowy pewien głosik cały czas poddawał to w wątpliwość, nie mając nawet nadziei na to, że coś takiego się może zadziać w tej jakże ponurej rzeczywistości. To by było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Można więc łatwo wyobrazić sobie mój szok na twarzy, gdy Deryck powrócił z naręczem owoców z drzewa młodości… A po tym runął jak długi na podłogę.

- Oboje macie coś z tymi nogami – żachnęła się Teenie, cmokając z niezadowoleniem. – Zawsze sobie coś z nimi zrobicie!

Przesunęłam się do krawędzi kanapy, żeby mieć lepszy widok.

- Teenie, co mu jest? – mój głos w połowie wypowiadanego zdania zadrżał lekko, za co mogłam być na siebie nieco zła.

- Błękitniec – wiedźma podwinęła nogawkę na lewej nodze mężczyzny. – Ale na to też coś zdziałamy, spokojnie. Potrzebuje tylko pomocy, żeby go przenieść.

6 kwietnia 2020

Od Bezimiennego CD Tibbie

Jeszcze przez chwilę od pożegnania z Tibbie brunet czuł delikatny niepokój. Tego dnia wieczór nadszedł niespodziewanie szybko. Miał drobne obawy związane z jej bezpieczeństwem podczas powrotu do domu. W końcu z każdą minutą robiło się coraz ciemniej i ciemniej, a jak wiadomo, na wyspie mrok był definicją zagrożenia. Dodatkowo za dnia, gdy szukali drogi do krypty, zostali zaatakowani przez te przeklęte Mchelniki. Nie przewidywał, by tym razem miało być lepiej, wręcz przeciwnie, mogło być tylko i wyłącznie gorzej. Przeszło mu nawet przez myśl czyby nie pójść za nią, choćby w ukryciu i dopilnować, by dotarła na miejsce w całości. Szybko jego pomysł zdementowała inna myśl. Przecież kobieta nie była małą bezbronną dziewczynką, zdążyła już mu przecież udowodnić, że potrafiła o siebie zadbać. Podczas spotkania ze skalnymi potworkami, nie spodziewał się nawet, że poradzi sobie aż tak dobrze. Ponadto, miał u niej dług wdzięczności, ale był już w trakcie spłacania go. Prócz tego nie był zobowiązany do niczego innego wobec niej. Wiedział, że to prawda, jakkolwiekby mu się nie podobała. Musiał też myśleć o sobie, choć było to wbrew jego naturze. Nie raz przeklinał swój charakter, tę nieodpartą chęć pomocy innym. Najwyraźniej jednak nie stracił swojego człowieczeństwa, choć był świadom, że mimo tej chęci pomagania innym skazańcom, wcale nie był altruistą i to denerwowało, go chyba bardziej niż wszystko inne; że też człowiek został stworzony jako egoista. Zawsze, we wszystkim doszukiwał się korzyści dla siebie. Nawet dobrzy ludzi nie byli do końca dobrzy. Gdyby nie widzieli w swoich czynach korzyści dla swojej osoby, to najzwyczajniej w świecie nie robiliby tego, co robią. Czyniąc dobro, większość wolontariuszy dzięki temu utwierdza się w przekonaniu, że są dobrze. Colette natomiast starał się udowodnić samemu sobie, że nie jest zły. Z każdym dobrym uczynkiem, starał się odpokutować swoje dawne życie, wszystkie okropieństwa, jakich się dopuścił. Starał się sobie wybaczyć…

5 kwietnia 2020

Od Charlesa do Venti i Giny

     Charles zatracił się w czasie i nawet rysowanie kredą po ścianie jaskini nie pomogło mu na dłuższą metę w odliczaniu dni na wyspie. Próbował też uformować prowizoryczny kalendarz, co pomogłoby mu w jakikolwiek sposób odczuć, że w pewien sposób ma kontrolę nad własnym życiem, nawet jeśli znalazł się w kropce. Mimo to, jego najszczersze chęci spaliły się na panewce, bo poczucie, jakby jego życie uciekało mu między palcami, w końcu wygrało i przejęło nad nim kontrolę. Każdy dzień zaczął mieszać się z poprzednim, nie rozróżniał, czy minął tydzień, czy może miesiąc, nie mieli tu także zegarków czy kompasu, a nawet jeśli, podejrzewał, że ten po prostu by tu nie działał, bo równie dobrze wyspa mogła znajdować się na równiku, pośród niczego. To uczucie było okropne i pożerało mężczyznę od środka, jednak nie mógł sobie pozwolić na słabość. Kto to widział, żeby jego młodsza siostra lepiej dawała sobie radę od niego samego. W rzeczywistości nie wiedział jak wyglądała ta sytuacja z jej perspektywy, bo po prostu z nią o tym nie rozmawiał i nie chodziło tu o unikanie rozmowy na ten temat - czas wolny na wyspie skrócił się do minimum, było ich za mało, aby mieli wszystko pod kontrolą i każdy miał przydzielone swoje zajęcia. Akurat Charles musiał być tym, który zajmował się wszystkim naraz, ale widocznie los tak chciał. Mimo wszystko, też nie było tak, że nie dawał sobie rady.

4 kwietnia 2020

Od Derycka CD Bobby

Gdy tylko Bobby otworzyła puszkę kawy, uśmiechając się od ucha do ucha, sam poczułem napływ miłego uczucia. Cieszyło mnie, że chociaż tyle mogłem dla niej zrobić, gdy ta pomogła i mnie. Zastanawiałem się przez ten jeden krótki moment, o czym myśli. Być może odpłynęła swoimi myślami w czasy, w których pewnie popijała kawę siedząc w swoim ogrodzie, podczas pięknej pogody i relaksowała się nad książką. Być może wspominała swoje dobre lata, w których wstała wcześnie rano, piła kawę, by jakoś przeżyć dzień do końca i też było coś w tym sentymentalnego.

Przyglądałem się jej, w dłuższym milczeniu zastanawiając się nad nią samą. Trzeba było przyznać, że jest bardzo piękną kobietą, choć nigdy nie przepadałem za dziewczynami z dredami i wydziwianymi fryzurami. Miała w sobie jakąś dzikość i coś, co przyciągało wzrok. Sam nie do końca umiem powiedzieć, co to dokładnie było.
Po chwili jednak skończyłem swoje dumanie i uznałem, że najwyższa pora zawijać się do domu. Nie mogłem przecież u niej siedzieć w nieskończoność. Moje zbieranie się, wybudziło i Bobby ze swoich wspominek. Od razu się zebrała i zapytała, gdzie się wybieram. Cóż, musiałem już wracać. Natura Wendigo nie śpi, robię się głodny, a nie będę się narzucać. Nie mogłem jej jednak tego opowiedzieć.
Po chwili jednak dostrzegła coś, czego w sumie nie powinna. Złapała mnie i zaczęła robić oględziny. Nie byłem chyba gotowy na takie czułości z jej strony, przez co ją złapałem, a ta sprytnie wyrwała ręce.
-Jesteś ranny! - Krzyknęła, stojąc naprzeciwko mnie.
-To nic takiego… - Zaoponowałem i mimo wszystko chciałem wyjść, przez co stanęła mi na drodze do drzwi.
- Nie wyjdziesz z tego domu ranny i w takim ubraniu. - Powiedziała stanowczo, krzyżując dłonie na piersiach.

Od Derycka CD Venti

Pożegnałem się z dziewczyną w dość oschłych okolicznościach. Nie podaliśmy sobie nawet ręki, co było aż dziwne, szczególnie z tego względu, że zamierzała mi pomóc i to w nietypowy sposób. Po cichu liczyłem, chociaż na lekkie przytulenie się nawet. Nie poznałem jeszcze na wyspie osoby ba, tym bardziej osadnika, który chciałby pomóc mi przeniknąć w swoje szeregi. Było to z jednej strony głupie, ale i odważne przedsięwzięcie dla obu stron. Dla mnie, gdyż co niektórzy mnie znali i wiedzieli o mnie co nieco, szczególnie strażnicy, którym często się wymykałem i dla Venti, która chciała narażać swoje życie i zdrowie, aby mi w tym pomóc. Nie do końca też rozumiałem, dlaczego chce to zrobić, jednakże nie zwracałem na to większej uwagi. Byłem jej cholernie wdzięczny, przez co postanowiłem się jakoś odwdzięczyć. Musiałem tylko sprytnie obmyślić plan działania.

3 kwietnia 2020

Od Venti CD Derycka

Z jednej strony czułam się podle, że naprawdę odczułam ulgę na jego ostatnie słowa. Obawy z dna mojej duszy huczały w mojej czaszce, zmuszając mnie do jakże dyskretnej obserwacji każdego jego ruchu, zmieniającej się mimiki twarzy, gestów, tonacji… Druga, ta analityczna część mnie nie odpuszczała. Prześwietlała całą sylwetkę Derycka bez przerwy. Od pierwszego naszego spotkania, aż do teraz. Wiedziałam, że tak będzie. Nie dziwiło mnie to, a raczej uspokajało. Siedząc tak z napiętymi mięśniami i w najwyższym stopniu gotowości, dość szybko się męczyłam. Zwłaszcza psychicznie. Opuszczenie gardy w samotności było niczym wytchnienie od żmudnej pracy dla mojego umysłu, działającego na najwyższych obrotach. Czułam się z tym źle, bo pozwalałam człowiekowi pełnemu dobrych intencji, który miał ogromny potencjał, ruszyć samotnie w głąb puszczy podczas szalejącej na zewnątrz burzy. Byłam już wystarczająco podła? Straciłam resztki człowieczeństwa, nawet jeśli nie byłam w jakiejś części zwierzęciem? Bycie wróżką w pewien sposób odseparowywało mnie od reszty. Stanowiłam coś innego, istotę, jakiej do tej pory nigdy nigdzie nie było, a w bajkach była przedstawiana jako ta dobra.
- Dobrze – mój głos nie oddawał w żadnym stopniu mojego wewnętrznego konfliktu. – Uważaj na siebie. Upiorę i zszyję twoje ubrania, więc jak spotkamy się jutro o tej samej porze, to będą gotowe razem z twoim kamieniem profesji. Dla drwali jest topaz.
  Na moje słowa uśmiechnął się, choć ja sama bym dała sobie kopniaka za bezuczuciowość oraz tę sztucznie wyuczoną kulturę osobistą.

Od Bezimiennego CD Aven

Po rozstaniu z rudowłosą, od razu skierował się w stronę swojej kryjówki, jak cień znikając pomiędzy drzewami. Nieco zaskoczyła go propozycja kobiety, by ta odprowadziła go od „domu”. Naturalnie odmówił od razu. Prawdopodobnie dyktowała nią zwykła troska, w końcu rana narażała go na duże niebezpieczeństwo w razie ataku. Stan Bezimiennego mocno utrudniał jakąkolwiek obronę, niemal całkowicie wykluczając jego tajną broń. Osłabiony, po zwalczeniu trucizny i utracie krwi, praktycznie nie był w stanie zmienić formy, która niemal gwarantowała mu nietykalność i bezpieczeństwo. Był to chyba odpowiedni moment, by zmusił się do polowania, którego tak bardzo nie znosił.
Ten jeden raz postanowił zachować się odpowiedzialnie i nie zdradzać osadniczce miejsca swojego pobytu. Zdecydowanie zbyt wiele osób znało już jego lokalizację. Z każdą kolejną osobą stawało się to coraz niebezpieczniejsze. Jedyną rzeczą, jaka go uspokajała to fakt, że spędzał w katakumbach naprawdę dużo czasu i nie potrzebował snu, dzięki czemu ryzyko kradzieży znacząco malało. Nie ulegało jednak wątpliwości, że to nadal nie było szczególnie mądre.

1 kwietnia 2020

Od Cynth CD Iriego

Zanim dotarło do mnie, co dokładnie się stało, nagle nie byłam już sama.
Usłyszałam, że pojawił się nowy odgłos, ale nie byłam w stanie go zidentyfikować. Lekko spłoszona i zaniepokojona ogarnęłam wzrokiem otoczenie.
Dziura. Dziura w ziemi. Nic więcej, więc ten odgłos nie pochodził "stąd". Jedyną opcją była góra.
Uniosłam głowę, mocniej chwytając torbę. Na szczęście jej nie zgubiłam, broń jest pod ręką.
Na moment zaślepiła mnie różnica jaskrawości światła, ale dość szybko odróżniłam człekokształtną sylwetkę, odcinającą się czarnym konturem. Niedobrze. Czyżby właściciel pułapki, zaalarmowany jakimś mechanizmem albo nawet obserwujący, przyszedł po łup?
Rozległy się kolejne, nie do rozszyfrowania dla mnie słowa. Postać nagle zeskoczyła w dół dziury.
Postawny mężczyzna. Nie mam co się siłować, moje szanse spadały poniżej zera.
Widziałam, jak mnie obserwuje. Jego wzrok zatrzymał się na mojej obolałej kończynie. Ocenia, jak ciężko będzie mu mnie zabić?

Od Fafnir'a CD Phanthoma

Byłem szczerze zdziwiony, gdy Phanthom zjadł całą zupę i poprosił nawet o dokładkę. Czy chciał mnie pocieszyć w ten sposób? A może naprawdę mu smakowało? W zamyśleniu zebrałem naczynia i zabrałem się za ich mycie. Po chwili poczułem oplatające mnie w pasie ręce kowala i jego ciepły oddech na karku, gdy się do mnie przytulił. Znieruchomiałem ze zdziwienia. Co było w tym przepisie?
- Dziękuję. - powiedział brunet, delikatnie mnie przytulając. Phanthom zanurzył swoją twarz w moich włosach i wciągnął nosem ich zapach. Nigdy się z czymś takim nie spotkałem, więc wciąż stałem jak wryty, próbując wszystko jakoś przetworzyć. Może tak właśnie zachowują się przyjaciele? Nigdy wcześniej ich nie miałem, więc ciężko mi to stwierdzić. Niepewnie nakryłem dłonie Osadnika swoimi i delikatnie się w niego wtuliłem.
- Połóż się jeszcze na chwilę. - powiedziałem po chwili ciszy. Phanthom westchnął cicho.
- Umyłbym się, ale wszystko mnie boli. Wszystko. - odparł kowal, podkreślając ostatnie słowo. Doskonale wiedziałem, jak się czuł. Niegdyś i ja przez to przechodziłem. Wciąż pamiętam swoją przemianę. Na samą myśl o niej przebiegają mi ciarki po plecach.
- Pomogę ci. - zaproponowałem. Kowal automatycznie znieruchomiał.
- Umyć mi się? - dopytał z niedowierzaniem. Kiwnąłem twierdząco głową. Phanthom wyglądał na zawstydzonego, ale dla mnie to wydawało się jak najbardziej normalne. W końcu to tylko zwykła pomoc, udzielana przyjacielowi.
- Dobra, pójdę nalać wody do balii. - odparł brunet po chwili milczenia, puścił mnie i ruszył w stronę drzwi. Złapałem go za rękę, zanim zdążył się oddalić.
- Ja to zrobię, ty sobie przygotuj ubranie. I nowy bandaż. - powiedziałem, następnie wybiegając z kuchni, by jak najszybciej przygotować kąpiel dla przyjaciela. Doskonale wiedziałem, jak bardzo był obolały. Potrzebował pomocy, a ja mogłem i chciałem mu jej udzielić.

Od Iriego CD Cynth

Ulewa, jaka szalała od samego rana, uziemiła Iriego w domu, na co mężczyzna przystał. Nie miał ochoty wychodzić, jeśli jedyne co mogłoby w ten sposób zyskać to przemoknięte ubrania i zagrożenia przeziębienia się. Na wyspie nie mógł liczyć na opiekę medyczną i zapewne, gdyby zachorował, mógłby już z tego wyjść. Co prawda przed zaszczepieniem mu genu fauna nie było wcale lepiej, żyjąc na ulicy, nie miał pieniędzy na wizyty lekarskie, ale przynajmniej miał kilka zaskórniaków, dzięki którym w aptece mógł zaopatrzyć się w leki niesprzedawanych na receptę. Będąc tutaj, mógł liczyć tylko na zdrowotne działanie swoich ziół.

Nowy człowiek - Genevieve Chatier



avvart

Gina | 18 lat | Człowiek



Od Lynn CD Renarda

     Nie było co ukrywać, chłopak wyglądał jak siedem nieszczęść i co gorsze, nawet kiedy przed moimi oczyma stawał jego wygląd sprzed kilku miesięcy, nie było lepiej. Owszem, wtedy jeszcze nie przypominał chodzącego trupa, ani nie był tak pokiereszowany, jednak jego oczy pozostawały zawsze tak samo mętne i bez wyrazu. Przeważnie gdzieś tam wędrowała iskierka rozbawienia, czy kpiny, jednak to było jedynie złudzenie, niestety cholernie dobre, którym zakrywał się przed innymi. Nie byłam psychologiem, nie znałam się aż tak dobrze na ludziach, aby wyciągać takie poważne wnioski po kilku spotkaniach, jednak w tym przypadku się o to pokusiłam i wątpiłam, abym się myliła. Matczyne podejście Melody do chłopaka także nie mogło być bezpodstawne i wątpiłam, aby traktowała go tak tylko dlatego, że była starsza. To wszystko musiało być dużo głębsze, niż się wydawało na pierwszy rzut oka, ale kim ja byłam, aby się do tego wtrącać? Mogłam jedynie spekulować, a to i tak było już wystarczająco wścibskie, dlatego wszelkie opinie trzymałam zawsze dla siebie i nie wychodziłam ze swojej szczupłej strefy komfortu, bo nie tylko Renard mógłby poczuć się źle w takiej sytuacji.

Nowy człowiek - Charles Chatier



LoranDeSore

Charles | 25 lat | Człowiek


Podsumowanie miesiąca - luty, marzec

Marzec dobiegł końca, a wraz z nim pojawia się spore podsumowanie ostatniego czasu. Jest ono dosyć ważne, więc prosimy Was o dokładne przeczytanie. Znajdziecie tu podsumowanie eventu, lutego oraz marca, a na samym dole będzie krótka (ale tak samo ważna) informacja. Zaczynając, mam nadzieję, że Was nie zanudzimy.


Od Renarda CD Lynn [etap 3 > etap 4]

    Gdzie byłem? Dobre pytanie, chociaż odpowiedź na nie była bardzo prosta. Zamknięty we własnym świecie, w swojej głowie. Możliwe, że nadal w niej siedziałem bo wszystko dookoła wydawało mi się ciągle takie mętne, wyblakłe. Jakbym poruszał się we mgle, która przy okazji bardzo ograniczała moje ruchy. Chciałem się już uwolnić, znowu spojrzeć na wszystko z tej lepszej perspektywy, ale chwilowo było to bardzo ciężkie. Nigdzie nie widziałem wyjścia, jakiegoś klucza albo znaku, więc wychodzi na to, że jeszcze nie był to mój czas na powrót. Powoli spuściłem wzrok na jasnowłosą, która opatrywała moje rany. Była za bardzo zajęta wycieraniem brudu i krwi żeby zarzucić mi to, że się na nią gapię. Co ją właściwie obchodziło gdzie byłem? Zdaję sobie sprawę, że Melody się zamartwiała trwając w tej niewiedzy, ale Lynn? Z drugiej strony musiała pewnie też znosić grymasy jej znajomej co spowodowało, że teraz stała się taka ciekawska. W końcu odchyliłem głowę do tyłu i cicho parsknąłem żeby zwrócić jej uwagę.
- No wiesz, tu i tam. Szukałem czegoś na śniadanie - wzruszyłem ciężko ramionami i zerknąłem na jej mało rozbawioną tą wypowiedzią minę.

Od Tibbie CD Iriego

     Poczucie zagrożenia, potencjalnego niebezpieczeństwa i wrodzony mechanizm obronny nakazywał mi uciekać. Bycie naiwnym to ostatnie, na co można sobie pozwolić przebywając na wyspie, a tym bardziej jeśli żyje się poza granicami wioski. Na dodatek, mężczyzna nie wyglądał przyjaźnie, nawet jeśli nie miał złych zamiarów, to jego spore rozmiary nie budziły zaufania, a przynajmniej nie do tego stopnia, abym po dobroci weszła do jego domu. Nie, dziękuję, paszczę lwa odwiedzę innym razem. W obecnej sytuacji nawet propozycja jedzenia nie była w stanie mnie przekonać, bo zwyczajnie wolałabym umrzeć z głodu. Byłoby to mniej uwłaczające.

Od Bobby CD Derycka

Wystarczyło jedno niuchnięcie zawartości puszki, a świat jakby stał się bardziej kolorowy. Cudowny zapach przypominał dobre czasy które dawno minęły. Miłe siedzenie w chłodne wieczory z parującym kubkiem, w dresach, z uczuciem błogiego spokoju i stabilności. Czegoś, czego ostatnimi czasy bardzo tu brakowało. Nie żebym sama narzekała na moją robotę, bo w końcu to ja utrzymywałam mury wioski w jednej kupie. Ale jak widać po samotniku goszczącym właśnie w moich skromnych progach, guzik to dawało.

Od Tibby CD Bezimiennego [etap 1 > etap 2]

     Tibby zawsze była w stanie przyjąć do swojej wiadomości naprawdę wiele, jednak ostatnimi czasy głównie ta umiejętność była wystawiana na próbę. Myślała, że oswojenie się z wyspą i sytuacją, w której się znalazła, nie było dla niej niczym trudnym i uporała się z tym w miarę szybko. Teraz, siedząc w domu obcego jej mężczyzny, a na dodatek jedząc z nim posiłek, sama nie wiedziała w którym miejscu popełniła błąd. Było to dosyć osobliwe uczucie, gdyż wszelki kontakt z innymi zmodyfikowanymi zawsze ograniczała do niemalże zera, nie licząc wymienianego z Fafnirem co jakiś czas, nieprzyjemnego spojrzenia. Mieszkali obok siebie, działali na własną rękę. Nie zamierzali się ze sobą spoufalać, jedyne co, to po prostu się... tolerowali, bo nawet do szacunku sporo brakowało, a przynajmniej ze strony kobiety. Nie wiedziała jak wyglądała sytuacja z perspektywy mężczyzny.

31 marca 2020

Od Derycka CD Venti

Następnego dnia, gdy tylko słońce zaczęło delikatnie przebijać się przez zniszczone deski nad moją głową, wstałem z nową energią oraz nadzieją. O dziwo czułem się wypoczęty, wyspany oraz czułem jakiś podejrzany i dziwny napływ motywacji. Sam nie wiedziałem czym, to jest spowodowane. Bardzo możliwe, że mocno się do tego przyczyniła moja wczorajsza nowa znajoma, z którą dość dobrze się dogadywałem.

Od Tenebris'a CD Lynn

Obserwowałem w milczeniu wschód słońca, popijając przy tym gorącą herbatę z glinianego kubka. Który to już raz? Jak długo siedzę na tej przeklętej wyspie? Nie wiem. Usilnie próbuję odrzucić te natrętne myśli. Na próżno. Jak bardzo bym się nie starał, one i tak wracają do mnie jak bumerang. Co prawda nie jest mi tu jakoś specjalnie źle, ale mimo wszystko wolałbym wrócić do świata, który prawdopodobnie każdy ze skazańców utracił na zawsze.
Westchnąłem ciężko i wróciłem do kuchni, by przejrzeć zapasy. Nie uzupełniałem ich przez dłuższy czas, więc logicznym było to, że zaczynały się kończyć. Starczyło mi ich może na trzy dni. To bardzo mało, biorąc pod uwagę fakt, że okoliczna zwierzyna wciąż odbywa swój sen zimowy. Bardziej aktywne stworzenia przeszły na drugą stronę wyspy i zasiedliły miejsca sąsiadujące z Osadnikami. Nie uśmiechało mi się ponownie ruszać w stronę wioski, ale nie miałem innego wyboru. W końcu było to lepsze niż jazda na korzonkach lub śmierć głodowa. Z tego względu zdecydowałem, że wyruszę jeszcze przed wschodem słońca. Przygotowałem więc wszystko, co było mi potrzebne na wyprawę i wróciłem do sypialni, by zdrzemnąć się przed czekającym mnie długim dniem.
Tak, jak planowałem, wstałem może godzinę przed wschodem słońca. Przebrałem się, zjadłem szybkie śniadanie i zarzuciłem spakowaną wcześniej torbę na ramię. Gdy tylko wyszedłem z domu, od razu zapadłem się w ziemi, która zmieszana z topniejącym śniegiem zmieniła się w gęstą breję. Z każdym krokiem zatapiałem się w niej po kostki.
Jakimś cudem udało mi się dotrzeć do stajni. Przed wyjściem musiałem sprawdzić, czy znajdujące się w niej zwierzęta niczego nie potrzebują. Szybko uzupełniłem żłoby wodą oraz sianem i wysprzątałem boksy. Dopiero wtedy mogłem spokojnie udać się w stronę Osady.
Z trudem przeszedłem rozległe pola, które pora przedwiośnia zmieniła w prawdziwe bagno. Nie mogłem jednak porzucić swojej wyprawy. Nie, gdy miałem za sobą już połowę drogi. Ponad to nie mogłem mieć pewności, że sen zimowy przynajmniej części zwierząt, mieszkających w górach, zakończy się w trakcie trzech dni. Dlatego musiałem uparcie iść dalej.

Od Venti CD Derycka

   Stałam na szczycie latarni przypominając z oddali dla tych skurwieli jakiś piorunochron. Jeżeli mnie zauważyli, to zastanawiali się pewnie po jaką cholerę osadnicy zakładali coś takiego raz w tygodniu na sam szczyt wieży, a dodatkowo: jak do diabła na nią wchodzili? Zawsze w ten sam dzień i o zbliżonej porze miałam zwyczaj spotykać się na wspólne oględziny z pewnym tankowcem. Oddalony o setki mil morskich, podłużny okręt stał sobie spokojnie nieopodal pola siłowego. Nie spieszyło im się, ale mi też nie. Miałam mnóstwo czasu, zwłaszcza, jeśli chodziło o nich. Na ich niekorzyść był fakt, iż nie mieli jak się dowiedzieć, że miałam lunetę. Stworzenie soczewek zajęło mi całe pięć lat, zgodnie ze własnymi domysłami i po przeczytaniu kilkuset razy rozdziałów dotyczących optyki. Spodziewali się po humanistach, a także wykolejeńcach społecznych tłumoków – dlatego bez żadnego przejęcia się niczym podsyłali nam w drewnianych skrzyniach podręczniki nauk ścisłych. W mojej wyobraźni śmiali się z nas i z tego, że samodzielnie według nich nigdy nie bylibyśmy w stanie posiąść tej wiedzy.
  Ale ja potrafiłam.

30 marca 2020

Od Cynth

Gdy tylko otworzyłam oczy, mając przeczucie, że wstałam zdecydowanie zbyt wcześnie, zrozumiałam też, dlaczego tak się stało. Zaczynał kropić deszcz, a akurat na tę noc położyłam się pod gołym niebem. Ugh.
Jak najszybciej pozbierałam wszystkie swoje rzeczy i skryłam się pod drzewem. Wycisnęłam wodę z włosów. A miało nie padać... Niedobrze.

29 marca 2020

Nowy samotnik - Cynth



Isaque P.G

Cynth | 26 lat | Mieszaniec



Od Venti CD Newta

  Powrót do wioski spędziłam na cwale przez pola. Isztar, mój gryfeniks, wzbił się z lądu w powietrze, więc jego cień wkrótce doszczętnie zasłonił mnie i Idris na samym dole. Ścigaliśmy się, jakby nie było nic lepszego do roboty prócz zabawy. Mijaliśmy przy tym drzewa oraz zarośla z zawrotną prędkością. Świat rozmazywał mi się przed oczami, a ja zamiast odczuwać lęk, czułam jedynie przypływ szalonej radości oraz adrenaliny. Tętent kopyt, szum ognistych skrzydeł, bicie mojego serca i melodyjny wrzask, który wydobył się z mojej klatki piersiowej, poderwał do lotu schowane w drzewach ptactwo. Tylko tyle się liczyło po przygodzie związanej z egzekucją smoczyradła, którą wykonał Isztar, broniąc mnie oraz Derycka przed niechybną śmiercią w paszczy tamtego monstrum. Cieszyłam się, że mój ogromny towarzysz do mnie wrócił na dobre po zniknięciu na kilka miesięcy.

Od Lily do Bezimiennego

Dzień nie należał do jednych z tych kolorowych, jakie chciała przeżywać kolejnego to dnia po wstaniu z łóżka. Po prostu los sprawował na jej drodze niespodzianki, jakie każdy człowiek w jej życiu chciał sprawować. Pomimo, iż miała tylko dziesięć lat, stawiała sobie już coraz to większe ambicje, cele. Chciała poznawać świat coraz z to bardziej różnych perspektyw, przez co obrywali boleśnie za to jej rodzice. Jej ojciec obrywał pogróżki słowne od rady i innych mieszkańców osady, zaś wampirzyca dostawała po twarzy przez samotników. Prawdziwa sielanka rodzinna, czego chcieć więcej, prawda?

Od Bezimiennego CD Tibbie

Nie można było odmówić Bezimiennemu szczerości, którą na marginesie wysoko sobie cenił. Sam zawsze starał się mówić prawdę, szczerze tak jak widział i czuł. Nie inaczej było, podczas rozmowy z Tibbie. To nie fakt, jakoby jej wizerunek nie wzbudzał zaufania, pędziła mężczyznę, do odmowy pomocy, a właśnie duma. Z wyglądem kobiety w jego mniemaniu było wszystko w najlepszym porządku. Posunąłby się nawet do stwierdzenia, że było zgoła inaczej. Problemem mogło być jedynie jej usposobienie, jakkolwiek trafne w ich obecnej sytuacji. Naprawdę nie dziwiła go jej ostrożność, sam pomimo pozornej otwartości i chęci wsparcia, jeśli można było to tak nazwać, zachowywał ciągłą czujność. Kobieta nie wydawała się szczególnym zagrożeniem, przynajmniej z początku, bo oczywiście podczas walki z mchelnikami udowodniła mu, że potrafi walczyć. Miał jednak to zgubne dla wielu głupców poczucie, że nie byłaby w stanie zabić drugiej osoby z zimną krwią, czy raczej nie sprowokowana samoobroną. Jemu również nie garnęło się do morderstwa czy walki, zważywszy nas stan, w jakim się znajdował.

Od Iriego CD Tibbie

Obudził się, kiedy poczuł pierwsze, ciepłe promienie słońca na twarzy. Słońce przyjemnie grzało, co oznaczało, że jego plan na dzisiejszy dzień się uda. Od dłuższego czasu planował to zrobić, jednak kapryśna pogoda miała swój własny plany, przez co utrudniała mu wykonanie pracy.

Szybko oporządził się i wychodząc z domu, zabrał mały lniany woreczek w środku, którego znajdowały się nasiona różnych roślin. Często chodził po lesie, zbierając napotkane rośliny, zrywał łodygi, same pąki, lub odcinał kawałek korzenia. Nie był ekspertem w tej dziedzinie, ale uczył się i z każdym kolejnym dniem doskonalił się w tej sztuce. Jeszcze, kiedy nie mieszkał na wyspie, interesował się roślinami, czasem, aby dorobić na życie pomagał w kwiaciarniach, sadach, czy ogrodach, byle tylko mieć z nimi kontakt. Znał ich odmiany i zastosowanie, co prawda nie wszystkich. Kiedy spotykał na swej drodze nieznaną mu zieloną łodygę, zawsze podchodził do niej z rezerwą, podglądał zwierzęta, aby sprawdzić jak one na to reagują. Nie śpieszył się, tutaj miał mnóstwo czasu i nie wydawało mu się, aby miało się to zmienić.

Od Derycka CD Venti

Spojrzałem na dziewczynę pytająco i jedyne co usłyszałem to "nie jestem zabójczynią". Te słowa padły tak stanowczo, że chyba je zapamiętam na dość długi czas. Mruknąłem cicho w zrozumieniu, a dziewczyna zaczęła mnie zaskakiwać jeszcze bardziej z każdym momentem.
Gwizdnęła gdzieś w powietrze, a po chwili można było usłyszeć, jak coś przedziera się przez krzaki. Oczywiście dalej jej nie ufałem oraz nie byłem pewny, co tam przygotowała i kogo zawołała. Po chwili dopiero dostrzegłem pięknego konia, który z gracją podszedł do kobiety.

Od Lynn CD Renarda

     Nie rozumiałam dlaczego Renard urwał wszelki kontakt z ludźmi. Słuch po nim zaginął i nawet, jeśli to nie była moja sprawa, byłam zwyczajnie ciekawa co u niego i co takiego się stało, że postanowił się odizolować od ludzi. Nie wiedziałam gdzie mieszkał, jaki był, nie wiedziałam o nim kompletnie nic, ale to nie znaczyło, że miałabym nagle zapomnieć kim jest. Nikt nic nie wiedział, plotki w wiosce nagle ucichły i nawet sama Melody urywała temat, kiedy tylko go zaczynałam. Z tego też powodu nie drążyłam dalej, choć moja ciekawość nie osłabła nawet na chwilę, a można było powiedzieć, że wręcz przeciwnie - z czasem, z każdym mijającym, długim miesiącem moja wrodzona ciekawość zwiększała się dwukrotnie. Przez myśl przemknęła mi nawet teoria, że zmarł, a wioska nie zgodziła się na jego pochowanie. Można było się tego po nich spodziewać, tak myślę, ale przez te kilka miesięcy zdążyłam dowiedzieć się, że miał z osadą pewne powiązania, a osadnicy i tak dalej za nim nie przepadali - chociaż to już były jego słowa, a nie te zasłyszane od plotkar na targu. Nie chciałam słuchać nieprawdziwych spekulacji i historii na jego temat, bo wiedziałam, że w większości z nich niewiele jest prawdy. To nie była wina ludzi, bo taka już była ich natura, ale ja nie miałam ochoty brać udział w dalszym rozpowiadaniu opowieści coraz to bardziej wzbogaconych o kolejne mijające się z prawdą fakty. Tak przynajmniej było jakiś czas temu, swoją drogą, długi czas temu. Teraz, niespodziewanie, wszystko zupełnie ucichło. Dlatego też dopuściłam do siebie wiadomość o jego śmierci, choć było to z mojej strony najzwyczajniej głupie, w końcu nie miałam na to żadnych dowodów. Mimo to, podświadomie wystarczał mi sam fakt, że jesteśmy na wyspie i tutaj o śmierć nie jest trudno.

28 marca 2020

Od Newta do Venti

Zmarszczyłem brwi, zjeżdżając palcem w dół po miękkiej skórze o beżowym odcieniu. Na niej widniała dość uproszczona, ale najbardziej aktualna wersja mapy całej wyspy, na której trafiło mi się teraz żyć. Starałem się wszystko z niej zapamiętać żeby lepiej się tutaj orientować.

Mój szczęśliwy pierwszy dzień na tym zadupiu zdarzył się już z dobry miesiąc temu. Po dwóch trudnych tygodniach w dziczy przestałem liczyć dni, zdając sobie tym samym sprawę z faktu, że żaden super bohater nie przyleci zabrać mnie z powrotem do… Gdziekolwiek wcześniej byłem. Mgliste strzępki wspomnień czasem nachodziły moje myśli, lecz im bardziej chciałem sobie przypomnieć dawne życie, tym bardziej niewyraźne się stawały. Dziwne blizny na ciele i instynkty, o które nigdy wcześniej bym się nie posądził dodatkowo zaprzątały mój umysł, powodując bóle głowy. Gdybym nie zmuszał się do ich ignorowania, z pewnością dawno bym już oszalał i ułatwił tym samym jakiemuś stworzonku złapanie obiadu. Na tamten moment postanowiłem pomartwić się wyłącznie o to, czy obudzę się następnego dnia.

Od Bezimiennego CD Kat

Nigdy nie lubił, gdy ktoś naruszał jego przestrzeń osobistą. Kiedyś już wielokrotnie zdarzało mu się spotykać w swoim domu, bezczelnie rozgoszczonych już w nim ludzi. Najczęściej zupełnie obcych, co gorsza, prawie zawsze kończyło się to dla niego nieprzyjemnościami, nie rzadko zdecydowanie przekraczającymi jego przewidywania. Nic więc dziwnego, że stał się niezwykle czuły na tym punkcie. Jego zamiłowanie do samotności, niechęć do towarzystwa, jak i specyfikacja mutacji, jakiej został poddany, wypędziła go właśnie do takiego miejsca; do krypty, którą uważał, za wprost idealna. W końcu, kto prócz niego miałby ochotę podnosić toasty z kilkoma cmentarnymi duchami, które zdarzało mu się słyszeć w pijackim widzie. Wręcz odstręczającym dla Bezimiennego okazał się fakt, że wyspę zamieszkiwało zdecydowanie więcej podobnych mu osób, niźliby tego chciał. Miejsce, gdzie się osiedlił, ukrył przed światem, to, które wydawało mu się doskonałym odizolowaniem od jego mieszkańców, to, które miało zapewnić mu ciszę i spokój, okazało się identyczne pod tym względem chyba dla każdego. Czasem zastanawiał się, głucho sącząc paskudztwo z obierków, czy naprawdę oczekiwał od życia zbyt wiele, marząc jedynie o odrobinie spokoju i ciszy. Czy te dwie rzeczy faktycznie były tak cenne, że nie było go na nie stać, czy może jego poprzednie życie był tak drogie, że los postanowił mu odebrać ten niewielki skrawek normalność, za karę? Karą za grzechy miało być zesłanie na tę wyspę, by zaznał na nim zalążka piekła?

Od Renarda CD Lynn

     Czując na sobie spojrzenie dziewczyny za plecami nieco się spiąłem. Była niestety lub stety chyba jedyną osobą, do której nie dotarły plotki na temat Lucia, Galii i ich tragicznej historii. Z jednej strony nie było to wcale takie istotne dla innych mieszkańców wyspy. Najmocniej odbiło się to jedynie na mnie i tylko mnie powinna obchodzić ta sprawa. Mimo wiadomych sprzeciwów ze strony mojego rozsądku, postanowiłem udzielić odpowiedz, jednak nikt nie powiedział, że musiała ona mieć w sobie wiele prawdy.
- Osada i jej mieszkańcy chyba za mną nie przepadają - wzruszyłem lekko ramionami - Poza tym mieszkam daleko... z ojcem - te słowa z trudem przeszły mi przez gardło, wstydziłem się go.
- Masz tutaj ojca? - słychać było zdziwienie w jej głosie.
- Tak, tak wyszło - kiwnąłem szybko głową marszcząc przy tym nos i zacząłem bawić się grzywą konia z bezradności - Bo widzisz, mnie nikt nie przysłał na tą wyspę i wcale nie jestem na niej uwięziony jak inni - dodałem, co było zupełnie niepotrzebne i zrozumiałem to, gdy było już po fakcie.
    Brawo Renard, a więc to jest twój plan na utrzymywanie swoich tajemnic tylko dla siebie? Cóż, nie wyszło.

Od Venti CD Derycka [powrót Isztara - gryfeniksa]

  Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem, jakie pojawiało się, gdy jacyś ludzie przypinali mi łatkę ogólnikową. Nie lubiłam tego, ale koniec końców wszyscy niestety w jakimś stopniu byliśmy poddani pierwszej, w nikłym stopniu oddającej rzeczywistość ocenie.

- Nie jestem zabójczynią – odpowiedziałam mu stanowczym tonem, po raz pierwszy siląc się na coś więcej, niż tylko spokój zmieszany ze nieskończonym, cierpliwym opanowaniem.

Od Derycka CD Venti

To miało być proste polowanie, tak samo, jak zrobienie sobie bułki z masłem. Sęk w tym, że na wyspie ciężko było o bułkę, a co dopiero o masło. Skończyłem w jakiejś klatce, zraniony, głodny i zmęczony. Na dodatek ta kobieta, która we mnie celowała z łuku. Do tego jednak wrócę później.

Ten dzień już zaraz po przebudzeniu okazał się dla mnie dość okrutny. Ból brzucha, mięśni oraz głowy. Czułem się, jakbym co najmniej wypił litra wódki i to samemu w godzinę. Nie wiedziałem, czym mój stan był spowodowany, jednakże wiedziałem, że miałem ochotę skoczyć z klifu. Próbowałem sobie odtworzyć, chociaż wczorajszy wieczór, aby sobie przypomnieć, czy nie zjadłem czegoś dziwnego. Sęk był jednak w tym, że jako wendigo miałem ograniczone pole, jeśli chodzi o logiczne myślenie, czy pamięć. Moja druga forma działała bardzo, nawet aż za bardzo na intuicji czy też zwierzęcej chęci zabijania.

Nowy osadnik - Newt



Lulu Ming Chao - Senior Concept Artist

Newt | 18 lat | Lisołak



27 marca 2020

Od Venti do Derycka

Najtrudniejszy czas miałam za sobą, kiedy w zimę noce dłużyły się niemiłosiernie, a zmierzch zapadał wręcz błyskawicznie. Wyruszałam na poszukiwania pastwisk zwierzyny na kilka dni, niekiedy tygodni, tropiąc przeklęte stada roślinożerców niczym skrzydlaty, samotny wilk. Teraz do wszystkiego było mi bliżej, a mój czas polowań definitywnie się skrócił. Wracałam do wioski z licznymi łupami, a nie jednym, dosyć sporym anzaurem. Głupota wraz z lenistwem tego gatunku sprowadzała jego osobniki do naszych pól uprawnych, skąd mogłam łatwo je wystrzelać niczym kaczki. Problem pojawił się wtedy, gdy Samotnicy przegnali je na swoją stronę, a ja nie miałam wyjścia i musiałam zacząć zapuszczać się coraz dalej, aby unikać niepotrzebnych spotkań z delikwentami różnych modyfikacji. Drugim dostępnym aktualnie roślinożercą był jelon z Opuszczonego Lasu. W osadzie gadali, że zgłupiałam, skoro chciałam na niego zapolować. Zostawiłam drugiego myśliwego bez wieści na temat tego, co zamierzałam, po czym wróciłam z jelonem ciągniętym po ziemi za liny przez mojego konia. Od tamtego czasu nawet Cedric czy obecni dyktatorzy nigdy więcej nie kwestionowali moich decyzji.

26 marca 2020

Od Pana Stasia CD Lily

Nic nie mogło przewidzieć tego, co miało się wydarzyć nad ranem. Szczególnie tego, że miałem się obudzić cały upaćkany jakąś mazią, niewiadomego pochodzenia. Co prawda czułem, że ktoś mnie maca w nocy, jednakże uznałem to za przytulasy swojej słodkiej Liliany lub nawet starszej wampirzycy. Obudziłem się nad ranem i powoli wstałem, rozciągając się i zerkając na swą piękną czarnowłosą wampirzycę.

- Dzień dobry futrzaka, jak się spało? - Uśmiechnęła się i pocałowała mnie delikatnie w policzek.
- Chyba dobrze, a Tobie jak? - Uśmiechnąłem się szeroko.
- Kocham Cię mój ty zwierzaku.
- Ja Ciebie też… Kurwa mać, dlaczego jesteś taka miła z samego rana?! Coś mi zrobiła? - Krzyk przeszedł płynnie przez ściany, jakby nie stanowiły żadnej przeszkody.
- C-czemu krzyczysz na mnie z takiego powodu, huh?! Przecież nawet nie było mnie tutaj do wczesnego rana! - Równie szybko odbiła moje oskarżenia, znienacka najpewniej wstając z łóżka. Lily tylko przełknęła ślinę, zaraz rozpęta się burza.
- Jak nie byłaś? Przecież…
- Ha, przecież nie przytulałam się nawet do Twojej klatki piersiowej. Pamiętasz, że ktoś nam przeszkodził z mizianiu?
- Lily… - drzwi nieoczekiwanie otworzyły się do kuchni. Gdzieś za plecami w najlepsze śmiała się Raven, która ledwo trzymała się na nogach. - Liliano? Co to ma znaczyć, huh?
- Śniadanie już czeka na waszą dwójkę, głodny? - schowała rączki za sobą, aby ukryć rzecz zbrodni.

Od Tibbie CD Bezimiennego


Do dziewczyny powaga sytuacji nigdy nie dochodziła w odpowiednim tempie. Niestety. Czasem trochę trwało, zanim zdała sobie sprawę z kilku ważnych w owym momencie rzeczy, ale taka była jej natura i niestety nie dało się już tego zmienić. Akurat w tym czasie stanie i gapienie się na krwawiącą ranę chłopaka nie było najlepszym wyjściem, ale tkwiąc w takowej fazie zawieszenia, przynajmniej upewniła się, że są bezpieczni, bo do tej pory jeszcze nic ich nie zaatakowało.

– No to na co czekasz, pokazuj co tam masz – wyciągnęła ręce, mówiąc to. – Bo się zaraz wykrwawisz.

– Dziękuję, już poradzę sobie sam – stwierdził spokojnym, choć nieco przesyconym bólem głosem.

– Daj spokój, wiem że moja aparycja nie wzbudza zaufania i prawdopodobnie nie znam się na tym, co zaraz będę robić, ale ty z twoimi trzęsącymi się dłońmi prawdopodobnie zrobisz sobie większą krzywdę, niż ja tobie bym była w stanie – zbliżyła się, kucając. Przytaknął lekkim skinięciem głowy z miną, której już niewiele brakowało do minimalnego rozbawienia i uśmiechu.

Od Bezimiennego CD Iriego

Słowa nieznajomego otrząsnęły go z tego chwilowego amoku. W tym samym momencie opuściła go cała złość. Wyparowała, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów, jakby nigdy jej nie było; może z wyjątkiem wstydu i pretensji do samego siebie.

Puścił mężczyznę, tonąc tym razem nie w emocjach, a myśli zalewające go gęstym strumieniem. Znalazł go w lesie… Nie dowierzając własnym uszom, Colette odwrócił plecami do mężczyzny, co mogłoby stanowić dla tamtego doskonałą okazję do kontrataku, ale wtedy o tym nie pomyślał. Złodziejaszek, za jakiego go miał, mimo słusznych rozmiarów nie wydawał się groźny, a próbując pozbierać się z ziemi przy jednoczesnych mało skutecznych próbach złapania oddechu, jedynie utwierdzał go w tym przekonaniu. Zresztą, któż by przejmował się bezpieczeństwem, wyrzucając sobie tak karygodny brak opanowania i porywczość. Naprawdę potrzebował odpoczynku, był przecież oazą spokoju, życie na wyspie faktycznie mocno zaczynało dawać mu się we znaki.

Od Bezimiennego CD Tibbie

W tamtym momencie nie było czasu na myślenie, które najwyraźniej w pewnym momencie pochłonęły dziewczynę. Sam odczuwał żal i złość na samego siebie, że dał się im ponieść. Podczas drogi w ogóle nie dostrzegł jak skrajnie nieostrożni byli. Nic dziwnego, że znaleźli się w takiej, a nie innej sytuacji. Bawił już trochę na wyspie, jak mógł nie zauważyć, że zbliżają się do skupiska? Sam nie wiedział jakim sposobem się na to zdobył, w ostatnim momencie rzucając się przed siebie, obalając brunetkę na ziemię. Ostre bak brzytwy kamienne szpony przecięły z głośnym świstem powietrze nad ich głowami. Dokładnie w tej samej chwili Colette poczuł nagły zastrzyk adrenaliny, rozsadzający mu żyły. Był gotów stanąć do walki lub uciekać. Analizując jednak na szybko wszystkie okoliczności, najlogiczniejszą okazywała się ta druga opcja.

25 marca 2020

Od Aven CD Bezimiennego

– Dogadajmy się, mogę ci pomóc z łucznictwem, trochę się na tym znam, a tym w zamian mogłabyś pomóc mi nieco waszymi wioskowymi zasobami. Co ty na to?

Na te słowa lekko się zmieszałam. Z jednej strony mężczyzna proponował uczciwą wymianę – za lekcje łucznictwa byłam już gotowa zapłacić, gdyby nie fakt, że kilku strażników którzy byli w tym biegli byli zbyt zajęci aby mi pomóc. Z drugiej natomiast nie mogłam być pewna intencji samotnika. Może nie należał do szajki bandytów, jak zdołałam się przekonać, ale samotnik to samotnik. Trudno jest zaufać ludziom z grupy o tak złej reputacji, chociaż on przynajmniej nie chciał w ten sposób kraść. Odwróciłam głowę w kierunku mojego rozleniwionego futrzaka, jakby chociaż miał mi odpowiedzieć czy warto zaufać temu obcemu. Niski, gardłowy miauk uznałam za wystarczające potwierdzenie.

Od Tibbie do Iriego

Przeklinam się w duchu, kiedy moja noga trafia na bagnisty teren, w którym zaczynam się zapadać. Mokre kosmyki włosów natarczywie przyklejają się do mojej twarzy, porwana peleryna nie spełnia już swojej roli tak dobrze, jak wcześniej, a rozcięcie na policzku piecze, gdy brud dostaje się do wnętrza rany. O ile życie na wyspie do teraz nie wydawało się takie trudne, o tyle schody zaczęły się w momencie, w którym zwyczajnie moje zapasy pożywienia zaczęły zbliżać się do krytycznego braku wszelkiego jedzenia. Trochę wody w kradzionej manierce i jagody, co do których nie byłam pewna to nie był szczyt moich marzeń, a mimo wszystko wolałam jeszcze pożyć, a jak już - śmierć z zatrucia wydawała się gorsza, niż taka poprzez rozerwanie w walce. W przypadku tego drugiego przynajmniej niewiele bym czuła, a jak wszyscy wiemy, ból brzucha to najgorszy, jaki istnieje. 

Nowy osadnik - Venti



SoulOfDavid

Venti | 25 lat | Wróżka



Od Kat CD Bezimiennego

Kiedy chłopak wszedł do krypty od razu wyczułam zapach zdechłego zwierzęcia. Takie rzeczy po wielu miesiącach spędzonych w lesie się czuje. Mimo iż z czasem stają się dla ciebie normą.

- Kim ty u diabła jesteś? - spytał chłopak od razu - I co tutaj w ogóle robisz? - dodał kolejne pytanie. Zadał ich za dużo o dwa. Chciałam prychnąć jednak stwierdziłam, że nie będę wydawać z siebie żadnego dźwięku dopóki nie sprawdzę do jakiego stanu niecierpliwości mogę doprowadzić nieznajomego.

- Odpowiesz mi w końcu? - zadał kolejne pytanie "groźniejszym" tonem głosu. Bawiłam się kubkiem chłopaka by po chwili na niego spojrzeć. Stał w wejściu jakby oczekiwał, że wstanę i tylko przepuści mnie w drzwiach. Upiłam łyk bimbru, który zdecydowanie był za mocny jak dla mnie. Wolałam delikatniejszy alkohol. Skrzywiłam się jedynie i odłożyłam kubek na stół. Spojrzałam na chłopaka i delikatnie uśmiechnęłam się widząc jego zdenerwowanie, które powoli osiągało coraz większy poziom. Nie wiem czemu ale nieraz bawi mnie to zdziwienie ludzi gdy wejdzie się do ich domu. Są zaskoczeni. Jak to tak można?! Przecież kulturalny człowiek by tak nie zrobił. Cóż jesteśmy w lesie. Jak dla mnie panują tutaj trochę inne zasady. Nie ważne.