Czy fakt zostania hybrydą centaura zmusza mnie do wpierdalania korzonków?
To
jedno pytanie stało się w zasadzie w pewnym rodzaju egzystencjalne, bo
jednak myśl o niemożności spożycia już nigdy więcej mięcha, nieco mnie
przerażała. Powiedzmy sobie szczerze, byłem cholernym mięsożercą, który
potrafił zjeść kiełbasę zawiniętą w boczek z szynką, a wszystko polane
jakimś bulionem i brzmiało parszywie, ale w sumie z chęcią bym spróbował
i nawet zagryzł to kabanosem. No może z odrobiną ogóra kiszonego.
Nie lubiłem zielska i nie lubiłem koni.
Dlatego zostałem centaurem.
Robili
specjalnie spersonalizowane badania i wypytywali moich bliskich, co
lubię, a czego nie w jakimś super zaprojektowanym teleturnieju, w którym
szło zdobyć uścisk dłoni prezesa i talon na balon?
A specjalnie dla pani kajzerka z jogurtem truskawkowym. Ta.
No
i co najważniejsze, zostałem Teneryfą. Trajkotką. Tragarzem. Turkuciem
podjadkiem. Cholera, transferem, tak, transferem. Czy zrobiłem to po to,
żeby latać po osadzie, doglądać wszystkiego i podsłuchiwać, zamiast
przyczyniać się do rozwoju tutejszej gospodarki? Może. Czy na dłuższą
metę szło to jako tako i dawało radę? Panie, jestem centaurem, z tą dupą
przewiozę to cyk myk, prawda? Kopyta może i były upierdliwe, ale czego
nie robi się dla takich cudeniek?
Potem wychodziło szydło z
worka, Gabrysia znad bagien znowu wystawiła Donowara, Chędowuj kolejną
zaczął podrywać, a Fafik goni za kolejnym kościstym, przyprawiając go o
białą gorączkę. Ach to wielokulturowe społeczeństwo, tu harpia, tam
wróżka, wydra, ni to pies, cholera w sumie wie co, no i byłem ja,
radośnie wiozący pakunki na swoim prowizorycznym wózeczku, nucąc przy
okazji pod nosem melodię jakiejś dawno słuchanej piosenki, och losie,
jak mi się tęskno zrobiło za muzyką.
W sumie, czy naprawdę
możliwość lepszego ogarniania się z aktualnym stanem ludzi w osadzie
była warta taszczenia kilogramów pierdół? Materiałów budowlanych?
Zielsk, na które niektóre miałem alergię, więc lazłem z chusteczką
przyklejoną do twarzy, załzawionymi, czerwonymi i co najgorsze,
spuchniętymi oczyskami, przykuwając przy okazji uwagę każdej istoty
względnie żywej i względnie myślącej? Pewnie nie, ale coś trzeba było
robić. Do kowala w końcu było mi daleko, na zielarza się nie nadawałem,
już wiadomo czego, a strażnik, obrońca czy cholera wie co innego?
Prędzej to by mnie zadźgali, niż zdążyłbym dobrze krzyknąć. No i całkiem
swoją drogą, na cholerę ryzykować życiem.
W sumie wszystko
tutaj jest jednym, wielkim, pierdzielonym ryzykiem. Walczcie o siebie,
proszę bardzo. Było jeszcze zatutać w tutkę i wrzasnąć coś w stylu „I
niech los zawsze wam sprzyja”.
Odrzucające i oburzające, naprawdę.
W
sumie zastanawiało mnie, czego mamy tak młodych dyktatorów. Zdawać by
się mogło, że dowodzić powinien ktoś, kto, no nie wiem, ma jakieś
doświadczenie... Kilka lat za sobą? A nie osiemnastkę i... A zresztą,
lepiej nie myśleć, lepiej nie gadać, bo mnie jeszcze za wroga ojczyzny
uznają i tyle mi będzie z grzania dupska po kątach, a uwierzcie mi, na
samotnika się nie nadawałem, moje dwie lewe nogi, upośledzony układ
motoryczny i spowolniona akcja, reakcja, połączenie głowa, oko, mięśnie.
To wszystko zostawiało mnie w dość dużej kropce i jednej możliwości.
Musisz wtopić się w tłum, inaczej zginiesz i tyle ci będzie z całej zabawy.
Ale
mniejsza o to wszystko, najbardziej ubolewać i tak będę nad ciągle
pojawiającymi się i znikającymi kopytami, bo ni cholery nie panowałem
nad przemianami, dlatego boso trzeba było chodzić, a potem wbijały mi
się jakieś gówna w podeszwę i tyle było z miłego dnia.
A
najgorzej to i tak jak pojawiały się nagle, znikąd, a ty, w akcie
oczywiście lekkiego przestraszenia się, wpadałeś na stojącą za tobą
osobę, no i co? No i rozwalałeś jej wszystkie pakunki, a później
spotykałeś się tylko z krytycznym spojrzeniem.
— Losie,
przepraszam! Już pomagam, naprawdę przepraszam, to było przez przypadek —
mruczałem, kucając i zabierając się za układanie papierów, jakichś
paczek i innych pierdół, cholera wie czego, co rozsypało się w dość
ładnym promieniu, nie powiem.
Zabijałem się na małym rynku, a co dopiero w dziczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz