W końcu. W końcu, Reske udawało się jakoś sprawnie pozyskiwać jedzenie.
Kto by pomyślał, że z mocnej gałęzi i paru lian, a przynajmniej czegoś
co je przypomina, można zrobić całkiem stabilną siatkę na ryby? Niestety
całkiem nie oznacza idealnie. W "wynalazku" mężczyzny zrobiła się
dziura przez co większość ryb uciekła. Parę jednak, było albo zbyt
głupich, albo zaplątało się w nią i nie zdążyły się uratować.
Przynajmniej złapał ich tyle, że starczy mu na cały dzisiejszy dzień. To
właśnie nazywał sukcesem. Wrócił więc do miejsca, które przez parę
ostatnich dni nazywał domem. Była nim pewna mała jaskinia niedaleko
bagien. Och, musiałby znaleźć sobie w końcu jakieś porządne miejsce do
osiedlenia się. Ta jaskinia? Nie była najlepsza. Słońce znajdowało się
wysoko na niebie. Idealny czas na obiad. Pomyślał Reske rozpalając
ognisko w swoim "domu". Kolejny dzień z rzędu, kiedy musi jeść ryby.
Lubił je, jednak po dłuższym czasie przestają tak dobrze smakować. Kiedy
jedna ryba, którą postanowił usmażyć właśnie była gotowa, usłyszał
dziwny dźwięk z wejścia do jaskini. Po chwili jednak ustał i przez wiele
minut panowała cisza. Chłopak uznał, że tylko mu się wydawało i zaczął
jeść swój jeszcze cieplutki obiad. Kiedy skończył znowu usłyszał ten
dźwięk. Dopiero teraz zauważył, że przypomina on warczenie. Mężczyzna
zaraz wziął do ręki swoją broń, zanim jednak zdąży zareagować leżał na
ziemi, przygnieciony przez wielką bestię. Wyglądała jak wielki czarny
jak smoła jaszczur. A przynajmniej tyle wywnioskował jednocześnie
próbując walczyć o życie. Próbował dźgnąć bestię swoim kamiennym
ostrzem, jednak jej łuski były za grube. Zwierzę widocznie się wkurzyło
próbą obrony i swoimi pazurami zaatakowało twarz mężczyzny zostawiając
szramę na prawym policzku. W końcu jednak nadeszła pomoc, a przynajmniej
Reske uznał, że może tak to nazwać. Na dzikiego jaszczura rzuciło się
kolejne zwierzę zrzucając go z chłopaka. Mężczyzna jednak nie myślał o
przyglądaniu się walce czy istoty, która go uratowała. Mógł biec więc to
zrobił. Uciekał ile miał sił w nogach, a trwało to dobre pół godziny.
Reske sam był zaskoczony, że ma taką kondycję i co adrenalina robi z
człowiekiem. W końcu jednak udało mu się dotrzeć do miejsca gdzie nigdy
wcześniej jeszcze nie był. Zasapany zapukał do drzwi co przypominało mu
latarnię morską. Nikt nie odpowiedział. Ten jednak znowu usłyszał ten
sam dziwny dźwięk i spanikowany wyważył drzwi. Może teraz przesadzał?
Mogło mu się wydawać! W końcu odbiegł naprawdę daleko i szybko kiedy te
dziwne istoty jeszcze walczyły. Agh, czemu go musiało to spotkać?!
Prawie zginął i dodatkowo musiał zostawić resztę swoich rzeczy w tej
jaskini! Adrenalina dalej płynęła w jego żyłach, a dodatkowo poczuł
znajomy przypływ nieopanowanego gniewu. Reske zaczął wywracać meble
próbując go rozładować. Nie wiedział już czy specjalnie, czy coś mu
kazało. Nagle jednak poczuł, że nie jest sam. Wyszedł więc z chatki po
czym zauważył czarnoskórą dziewczynę. Nie wiedział co, ale coś kazało mu
ją zaatakować.
Anayi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz