14 sierpnia 2018

Od Aven CD Nilli

Klątwa, czy błogosławieństwo? Od przybycia na wyspę zadaję sobie pytanie, czym bardziej są nasze mutacje. Nie żebym była najszczęśliwsza przebywając w miejscu gdzie rządzą pazury i ostrza, jednak wydaje mi się że przystosowanie przyszło mi bardzo... ekhem, naturalnie. To co kiedyś wydawało się złowrogie i przerażające teraz stało się przyjaźniejsze i wyrozumiałe. Jak przyjaciel, który zawsze wysłucha cię i jako otuchę podaruje rozumiejące milczenie.

Nawet oberwanie chmury dręczące nas od kilku dni wydaje się bardziej znośne, gdy możesz spokojnie odpoczywać wtulona w drzewo i czuć jedynie krople pieszczące ciało, te które zdołały ominąć grube gałęzie mojego obrońcy. Jednak tu w wiosce jesteśmy wspólnotą, mimo że spaczoną, więc przeszkody istotne nawet dla części z nas z pewnością odbiją się na reszcie, nawet jeśli minie jakiś czas, zanim da nam się to we znaki. Zamieszki i szemrania pomiędzy mieszkańcami, które mogły pochodzić od zwykłych plotek powodują podziały i nie wpływają najlepiej na morale osadników. Dodatkowo blokada wyjść z wioski do czasu wyłapania intruzów znacząco ogranicza możliwość zdobywania pożywienia dla wioski, zwłaszcza mięsa za którym pewna część mutantów zdecydowanie przepadała. Jasne, spichlerz jeszcze się nie opróżnił, jednak intruzi mogą spróbować go okraść. Moim obowiązkiem jako myśliwego jest zapewnienia godziwej ilości mięsa i skór dla wioski, jednak nie ma szans na przedostanie się obok warczących strażników, jeszcze gorzej byłoby wrócić: z ciężarami, dająca się wyczuć na kilometr próbująca wnieść towar mimo zakazu jakiegokolwiek ruchu. Tak źle i tak niedobrze.

Jeśli cokolwiek zmieni się w sprawie opuszczania wioski, najpewniej usłyszę o tym na targu. W ludzkiej postaci odrobinę mniej rzucam się w oczy, a poza tym to przejawy człowieczeństwa podtrzymują nas na duchu. Kiedy tylko opadł ze mnie ostatni liść zaczęłam się ubierać w przemoczone spodnie i koszulę przypominającą włosiennicę, jednak nie tak drapiąca. Mimo wszystko daje odrobinę ciepła, której w jesienne słoty tak bardzo potrzebuje ludzka skóra. Deszcz, mimo że wciąż intensywny zelżał nieco na sile w drodze na targ i co bardziej zdesperowani i odporni zaczęli wychodzić przeglądać towary, część z których wyglądała co najmniej żałośnie z powodu opadów. Wszystko wskazuje na to że będzie tylko lepiej. Niektórzy nawet rozmawiali podniesionymi głosami o przemijaniu zagrożenia ze strony intruzów.

Jednak przedwczesne opuszczanie gardy to przewinienie karane śmiercią przez los, a zostawieni sami sobie poza cywilizacją jesteśmy skazani na jego litość. Niepokój zaczęłam odczuwać, gdy deszcz zaczął znów przybierać na sile ograniczając mocno widoczność. Doskwierające zimno zaczęło łączyć się z ukłuciami kropli którymi wiatr szastał bezlitośnie. Jednak najgorsze nastąpiło gdy rozległ się głos. Ni ryk ni skowyt ni to krzyk, nie wiadomo czy pochodził od któregoś z naszych czy też nie w ulewnym deszczu błoto między targową kostką zaszło czerwonawym kolorem, jednak deszcz zacinał tak mocno, że nie szło zobaczyć rannego. Przez wiatr słychać było krzyki i nawoływania do ucieczki przed samotnikami. Jeszcze tego brakowało gdy żywioły wyżywają się na nas. Nie jestem zbyt skłonna do paniki ale tam gdzie rządzi prawo dżungli warto słuchać się tłumu. Czułam ten sam strach co w dzieciństwie w czasie ucieczki przed wilkami. Popędziłam co sił w nogach, starając się ostrzec innych przed zagrożeniem. Moje obawy wzmocniły się, gdy w przeciwną stronę pobiegli strażnicy a zaraz potem rozległy się krzyki i warkoty. Większość drzwi od domów była zamknięta więc tylko waliłam w nie ostrzegając, nie wiedząc czy domownicy są tam a wątpiłam że chaty wytrzymają atak groźnego mutanta-samotnika. Drzwi ostatniego domu do jakiego dotarłam otworzyły się z łatwością. Krzyczałam na cały głos żeby uciekać, zobaczyłam schody prowadzące na górę więc i tam łapiąc dech pobiegłam. Drzwi pokoju na piętrze otwarłam z hukiem i ku przerażeniu dziewczyny, jednej z nowych, chyba szamanki stojącej tuż przy drzwiach krzyknęłam

-Dalej, zbieraj się szybciej! Jest atak samotników! - Odwróciła się tylko i złapała jakąś starą dziwną książkę, po czym złapałam ją za rękę i zaczęłam zbiegać w dół, cudem nie przewracając się po śliskich od skapującej wody schodach.

Nillia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz