30 sierpnia 2018

Od Nyx do ktosia

Gdyby ktoś przechodziwszy w okolicy ogromnego, starego jak wyspa drzewa przypominającego fenotypem mahoniowca zatrzymał się, żeby poprzyglądać się jego koronie oraz miał sokoli wzrok dostrzegłby siedzącą pośród gałęzi  dziewczynę . Czarnowłosą Nyx, o bladej karnacji i chorobliwie niebieskich włosach i… porastających ją gdzieniegdzie czarnych łuskach. Dziewczyna uporczywie drapała nietypowe wytwory skóry z nietęgą miną. Wyrastające i zanikające sporadycznie łuski piekielnie swędziały, szczypały, kłuły i bolały na przemian. Krótko mówiąc były niczym wrzód na dupie. Fakt, że jest jak to mówią Dragonem, czyli hybrydą człowieka z mitycznym smokiem już jej nie przeszkadzał. Prawdę mówiąc zaczęła traktować swoją przypadłość jako zaletę. No bo przecież kto by nie chciał być wielką, latającą i ziejącą ogniem jaszczurką z ogromną paszczą wyposażoną w gigantyczne zębiska oraz ostre jak brzytwa szpony? No właśnie. Tak też bez większego planu na przyszłość Starkówna siedziała na gałęzi, rozważała o swojej mutacji i próbowała przypomnieć sobie Smaugowe kwestie z filmowej wersji Hobbita, żeby móc je później cytować. Pewnie następne parę godzin przepuszczałaby  właśnie w ten sposób, gdyby nagle jej żołądek nie skurczył się do rozmiarów orzeszka ziemnego domagając się uzupełnienia. Rita westchnąwszy zgrabnie zeszła z drzewa i ruszyła w kierunku zastawionych uprzednio przez siebie pułapek.

Słońce chyliło się ku zachodowi wskazując na godzinę późno popołudniową, gdy Nyx upewniła się po raz piąty, że wszystkie jej pułapki uległy kompletnej dewastacji. Zwierzę, które się na nie natknęło musiało być wielkości co najmniej tygrysa. Takie też wrażenie po sobie pozostawiło. Ślady pazurów pozostawione zarówno na niegdysiejszych pułapkach jak i pobliskiej roślinności wskazywały na podły charakter bestii, którą próba schwytania zapewne, delikatnie mówiąc, rozwścieczyła. Rita zdecydowanie nie chciała mieć z nią nic do czynienia. W związku z czym gdy usłyszała coś brzmiącego niczym groźny pomruk zerwała się czym prędzej i ruszyła bez zastanowienia zapominając o nietrafionych pułapkach.

Było już ciemno gdy Nyx powoli wyszła z ukrycia. W chatce na obrzeżach osady, którą obserwowała od dłuższego czasu nie zapaliło się światło, w związku z czym stwierdziła, że jej mieszkaniec akurat był nieobecny. Powoli i cicho niczym kot podkradła się do domostwa. Drzwi były zamknięte na klucz, lecz mechanizm był wyjątkowo stary i sforsowanie go nie sprawiło czarnowłosej większego problemu. Dostawszy się do środka i upewniwszy się, że chatka była pusta rozpoczęła kontrolę inwentarza. Przedmioty bardziej wartościowe i użyteczne wykładała na drewnianą, przeżutą przez korniki posadzkę. Gdy skończyła przyjrzała się dokładnie swojemu łupowi. Nie wyglądał zbyt zachęcająco. Trzy świeczki, połowicznie pusta paczka zapałek, dwa jabłka, suszona wołowina i kilka ziemniaków. Wszystko zapakowała do swojej wiernej, wysłużonej torby i już miała wyjść, gdy usłyszała za sobą podenerwowany, kobiecy głos.

- Kim jesteś i co tu robisz?! – właścicielka domku spanikowana stała w wejściu do chatki.

Przez chwilę obie kobiety patrzyły na siebie w milczeniu. Rita niczym karaluch, którego zaskoczyło nagle zapalone światło stała w bezruchu czekając nie wiadomo na co. Już chciała grozić obcej i nakazywać, żeby była cicho, ale ta jakby czytała jej w myślach i zaczęła niemiłosiernie wrzeszczeć oraz wołać o pomoc.

- Samotnik! – wydzierała się w niebogłosy. – Pomocy!

Nyx przeklęła siarczyście i w trybie natychmiastowym opuściła budynek po drodze przewracając jego właścicielkę. Niestety raban, który kobieta zdążyła narobić zaowocował szybkim pojawieniem się strażników. Rita biegła ile sił w nogach, jednak w porównaniu z kotołakiem nie miała najmniejszych szans.

Do ciasnej, ciemnej klitki z hukiem wleciała czarnowłosa twardo upadając na brudną posadzkę, a tuż  za nią ciężkie, drewniane, okute żelazem drzwi celi zamknęły się z trzaskiem. Rita nawet nie próbowała w nie bezsensownie walić krzycząc przy okazji, aby ją wypuszczono. To nigdy nie działało. Jedynie dodawało zbędnego dramatyzmu, a z więźnia robiło idiotę. Zamiast tego podeszła do małego, okratowanego okna i zaczęła sprawdzać jego wytrzymałość. Nie raz uciekała z aresztu. Prowizoryczne lochy nie powinna więc stanowić dla niej większego problemu. Zajęta obmyślaniem planu ucieczki nawet nie zauważyła obecności współwięźnia w swojej celi.


Ktoś, coś pomoże uciec? Może niesłusznie skazany przedstawiciel nowej mutacji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz