Szłam środkiem strumienia, idąc z nurtem płynącej wody. Od jakiegoś
czasu strasznie ciągnęło mnie do wszelkich rzeczek, potoków oraz
strumieni znajdujących się na wyspie, mimo iż wcześniej niezbyt lubiłam
moczyć się w wodzie. Lubiłam ten szum płynącego nurtu oraz ten
specyficzny zapach unoszący się nad powierzchnią.
Pod stopami czułam
maleńkie kamienie, wbijające mi się lekko w bose stopy. Miałam je już
trochę poranione od co ostrzejszych odłamków, jednak nie zwracałam na to
uwagi i dalej szłam tą samą drogą.
Postanowiłam się napić i
schyliłam się, aby nabrać wody w ręce. Tafla wody była tak czysta, że
ujrzałam w niej swoje odbicie. Przeraziłam się, gdy zobaczyłam zmęczone,
podkrążone oczy oraz potargane, splątane włosy. Na zakurzonej, brudnej
twarzy miałam też parę blizn, od ostrych gałęzi. Zupełnie nie
przypomniałam już dawnej siebie. To, co jeszcze bardziej mnie
zaskoczyło, to to, że moje oczy wydawały się dziwnie jasne. Kolor ten
bliżej miał do białego niż niebieskiego, ale być może to wina tafli
wody, w której widziałam swoje odbicie.
Ruszyłam dalej wzdłuż
strumienia, mając nadzieję, że napotkam jakieś schronienie na noc.
Dotychczasowe noce spędzałam na gałęziach drzew. Przywiązywałam się do
nich grubymi lianami, aby przypadkiem nie spaść podczas snu i tam
zasypiałam. Było to strasznie niewygodne i jeszcze żadnej nocy nie udało
mi się porządnie wyspać, ale tam przynajmniej miałam poczucie
bezpieczeństwa. Często słyszałam w nocy różne dziwne odgłosy dobiegające
z lasu. Czasami były to ryki, czasami wycia, a czasami jeszcze inne
trudne do określenia dźwięki. Nie bałam się ich, wiedziałam, że poradzę
sobie z każdym niebezpieczeństwem, ale mimo to czułam jakiś dziwny
niepokój. Wiedziałam, że cały czas muszę być czujna, bo od tego zależy
moje marne życie.
Nagle zza drzew zauważyłam jakieś budynki
wyłaniające się z oddali. Gdy byłam już coraz bliżej, obraz stawał się
coraz bardziej wyraźny i dostrzegałam, że jest ich tutaj dosyć sporo.
Były to małe drewniane chatki. Zaciekawiona podeszłam przyjrzeć im się z
bliska. Nadal, będąc w bezpiecznej odległości, obserwowałam ludzi
krzątających się i wykonujących codzienne zajęcia w wiosce.
Nie, to nie takiego schronienia szukałam… Wolę działać na własną rękę niż być uzależniona od innych.
Chciałam
się wycofać z powrotem do lasu, jednak nagle zauważyłam, jak strażnicy
wypuszczają jednego z mieszkańców wioski poza granicę. Był to mężczyzna,
przeciętnego wzrostu o ciemniejszym odcieniu skóry i z mocnym zarostem.
Osadnik nieświadomy, że ukrywam się w chaszczach i cały czas go
obserwuję, ruszył w moim kierunku.
Postanowiłam się wycofać z
powrotem w stronę strumyka, tak aby nie zwracać na siebie uwagi
mężczyzny. Kiedy przeszedł niecałe dwa metry ode mnie i poszedł w innym
kierunku, niż ja zamierzałam, odczekałam chwilę i wyszłam z ukrycia.
Jednak, kiedy chciałam się ruszyć, niespodziewanie poczułam okropny ból w
mojej prawej nodze, który sprawił, że zrobiło mi się ciemno przed
oczami i ledwo co udało mi się utrzymać na nogach. Mimowolnie krzyknęłam
z bólu, czego od razu bardzo żałowałam. Był to cichy krzyk, który od
razu stłumiłam, więc miałam nadzieję, że nikt tego nie usłyszał.
Próbowałam wydostać się z wnyki myśliwskiej zaciśniętej na mojej nodze, z
której leciała spora struga krwi, ale bez skutku.
Szarpałam ją, ale miałam wrażenie, że tylko pogarszam swój stan, a wnyki
coraz bardziej zaciskały się na mojej nodze. Spojrzałam zaniepokojona
na strażników, jednak oni nadal stali w tym samym miejscu. Biłam się z
myślami, czy zawołać o pomoc, czy pozostać w ukryciu. Wybrałam to
drugie. Wolałam zgnić tutaj, razem z moją pieprzoną nogą, albo ją sobie
odciąć niż poprosić kogoś o pomoc.
Wtedy usłyszałam, jak zaraz za mną
odezwał się mężczyzna, który niedawno co wyszedł z wioski osadników.
Nie wiedziałam, nawet kiedy do mnie podszedł, byłam tak zajęta, próbując
się uwolnić.
- Nie ruszaj się – powiedział. – Zaraz ci pomogę, jestem medykiem.
Morrigan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz