Droga była długa, ale chyba tej panience z zakrwawioną nogą nie bardzo to przeszkadzało, a przynajmniej tak sobie wmawiałem, starając się nie zwracać na wkurzające mnie syknięcia dochodzące zza pleców. Szła za mną, zachowując spory dystans, więc wystarczyło, żebym przyspieszył kroku, a ona została by daleko w tyle. Miałem dzisiaj na tyle dobry humor, że szedłem podśpiewując coś ponownie pod nosem i jakoś nieszczególnie przeszkadzała mi kaleka idąca kilka metrów za moimi plecami. I to co, że miała w ręce ostro wyglądającą włócznię, jakoś tak mnie nie obchodziło, co może z nią zrobić. W końcu doszliśmy do granicy wioski, a dziewczyna chyba odczuła znaczną zmianę aury, bo moja siostra była przecież taka kochana, cudowna i uczynna.
Dałem gestem znak dziewczynie, żeby się zatrzymała.
– Galia? – wyszeptałem. Wolałem nie robić jej problemu, zawsze mi pomagała, więc niefajnie by było odwdzięczyć się jej Radą na karku. – jesteś? – dodałem, a po chwili z krzaków wyszła i ona. Po jej mimice twarzy mogłem wywnioskować, że chyba nie był zbytnio zadowolona, co było nowością, bo z jej dziwnych grymasów zazwyczaj nie idzie zupełnie nic odczytać.
– Czy ci kompletnie odbiło? – przywitała się standardowo, z samego startu robiąc mi wyrzuty, a co ja miałem tak na dobrą sprawę poradzić sam? – drugi raz
już do mnie dzisiaj przychodzisz. Wiesz czym to grozi? Jeśli wyda się,
że ci pomagam to będę miała delikatnie mówiąc przesr*ne. Won mi sio
poszedł – po wiązance bliżej nieokreślonych przymiotników podeszłą nieco bliżej, oglądając moją nową - koloryzowane - koleżankę.
– Cichaj, siostra – powiedziałem bez pomysłu, była dzisiaj nadto energiczna i jej aura mi przeszkadzała. - to nie o mnie chodzi tym razem – dodałem po chwili, wskazując na dziewczynę za mną, którą pewnie zauważyła sama już wcześniej bez mojej pomocy.
– Jules – jej głos mroził krew w żyłach. – jeśli przyprowadziłeś mi
właśnie kolejnego, nieudolnego samotnika, który nie potrafi sam o siebie
zadbać i chcesz, żebym go nakarmiła, to się grubo mylisz.
Kiedy skończyła prawić mi kazanie - a w sumie, to jako starszy brat powinienem robić to ja - spojrzałem na bladą dziewczynę za moimi plecami. Chyba nie czuła się dobrze w towarzystwie Galii, ale pomijając tę jej szkapę (i mnie), to kto by się czuł? W ciągu jednej chwili stała, a następnie runęła na ziemię jak długa, a musicie wiedzieć, że Galia mieszkała na bagnach i nowo przybyła nie wyglądała teraz najlepiej. Błoto miała właściwie wszędzie - na twarzy, rękach, nogach - by w ranie nie, bo ja nie będę chciał patrzeć na jej amputację, a pewnie Galia by mnie do tego zmusiła. Coraz zwoziłem jej pacjentów, mimo że jej lecznicze umiejętności były nikłe. Często musiała kogoś nieudolnie operować albo próbować to zrobić, więc nieczęsto chodziliśmy na pogrzeby, ale miałem nadzieję, że z tą nieznaną mi dziewczyną będzie inaczej.
– No i masz – powiedziałem, rozkładając ręce. – jak się przekręci, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina – wskazałem na nią oskarżycielsko palcem.
– Dobra – westchnęła zła, przeszła obok mnie uderzając mnie z bara, jak to mieliśmy w zwyczaju jako małe dzieci (kiedyś prawie przez to zwichnąłem jej ramię, ale mniejsza), a następnie podeszła do na wpół żywej nieznajomej. Kazała mi przenieść ją na kanapę w jej chacie, co zrobiłem. Siadłem wygodnie w fotelu przed kominkiem, obserwując jej poczynania. Obmyła dziewczynę z błota, a następnie zajęła się raną, na co wolałem nie patrzeć. W tym czasie taksowałem wzrokiem dom dziewczyny, który mimo, że z zewnątrz przypominał opuszczony, to w środku był naprawdę niezły. Przestronny, z murowaną posadzką, na której leżały wilcze (chyba) skóry, niezwykle puszyste, zresztą. Stary kominek dobrze pełniący swoją rolę, mała, przytulna kuchnia i odgrodzona sypialnia z dwoma łazienkami od reszty domu. Miałem nawet tutaj swoją szafę z uszytymi przez Galię ciuchami!
– Zamiast się gapić wszędzie, tylko nie tu, mógłbyś podać mi jakieś leki przeciwbólowe, bo zaczyna się wybudzać – warknęła, widząc jak bardzo nieprzydatny jestem. Ale obiecuję, że to tylko dzisiaj jest nie mój dzień.
Nyx?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz