Wstałem tradycyjnie wraz ze słońcem. Zajrzałem do swojej spiżarni.
Jaskinia świeciła pustkami. Nie byłem zadowolony z faktu, że po raz
kolejny muszę iść na polowanie, ale kiedyś musiał nadejść ten dzień.
Czyż nie?
Wróciłem do domu i od razu przebrałem się w strój do
polowań. Zarzuciłem kołczan na plecy, schowałem nóż do kieszeni i
chwyciłem łuk. Tak przygotowany opuściłem swoje miejsce zamieszkania.
Jak zawsze przed oddaleniem się od domu, zamknąłem bramę ukrytą w
wysokim ogrodzeniu. Dopiero wtedy poczułem, że spokojnie mogę udać się
do lasu. Tak też zrobiłem.
Przechadzałem
się głównie w odległości kilku kilometrów od miejsca mojego
zamieszkania. Nie zamierzałem ciągać obiadu przez góry, pola, łąki i
lasy. Za dużo roboty jak na jedno upolowane zwierzę. To się zwyczajnie
nie opłacało. Straciłbym więcej sił, niż bym zyskał po zjedzeniu.
Powoli zbliżało się południe, a ja zaczynałem już myśleć, że niczego nie znajdę. Wtem usłyszałem cudze kroki. Na moim terenie.
Jako
żniwiarz żywiłem się również strachem oraz śmiercią, dlatego bez
zastanowienia ruszyłem w stronę, z której dobiegały odgłosy cudzej
obecności. Moim oczom ukazała się brunetka. Proste włosy opadały na jej
plecy oraz ramiona, a białe dłonie wiązały sidła. Te dwie części ciała
dziewczyny sprawiały, że wyglądała nieco mrocznie.
Usłyszawszy
cichy trzask, uniosłem wzrok wyżej. Kilka metrów za nieznajomą
dostrzegłem sarnę. Przyjąłem pozycję, naciągnąłem cienciwę strzałą i po
wycelowaniu, oddałem pierwszy strzał. Pocisk przeciął powietrze, minął
brunetkę i trafił w udo zwierzęcia. Dziewczyna nagle poderwała się z
miejsca, strasząc łanię. Coś tam mamrotała pod nosem, ale zignorowałem
ją. Bardziej zależało mi na zrywającej się do ucieczki sarnie. Czym
prędzej przygotowałem kolejną strzałę i po raz kolejny wystrzeliłem. Tym
razem pocisk wbił się w bok zwierzęcia. Wyciągnąłem nóż, a następnie
podbiegłem do padającej łani, mijając brunetkę. Czym prędzej dobiłem
stworzenie, kończąc tym samym jego cierpienie.
Trzeba pomyśleć
o założeniu farmy, bo jeśli każdy ma wyspie będzie zabijał masowo
wszystkie zwierzęta, to kiedyś ich zabraknie. A tego bym nie chciał.
Wydobyłem
z ran sarny swoje strzały, po czym dodałem je do pozostałych. Następnie
urwałem kilka twardszych, ale wciąż giętkich łodyg roślin i związałem
nimi kończyny łani. Osobno te przednie, a osobno te tylne. Usłyszałem,
że dziewczyna odwraca się w moją stronę. Przeniosłem wzrok na jej
zdziwiony wyraz twarzy, a następnie noże w jej rękach.
-
Odłóż je, Morgan, bo zrobisz sobie krzywdę. - powiedziałem drwiąco,
unosząc przy tym kącik ust. Brunetka wyraźnie nie spodziewała się takich
słów z moich ust. Podniosłem się na równe nogi i zmróżyłem oczy.
-
Nie powinno cię tu być. Ten teren jest już zajęty. - powiedziałem już
poważniej. Temperatura otoczenia zaczęła spadać, gdy wzmocniłem swoją
aurę. Ze wszystkich stron powoli nadciągała mgła. Tak, jak woda po
tsunami, tak białe kłęby zajmowały coraz więcej miejsca. Sięgały nam do
kolan, a były tak gęste, że nawet osoba z doskonałym wzrokiem nie
potrafiłaby dostrzec, co jest pod nimi.
- Co tu robisz? -
zapytałem z groźbą w głosie. Aktualnie jednak nie krzywdziłem
nieznajomej. Czekałem na jej wyjaśnienia. Prawdą było jednak to, że
niecierpliwiłem się coraz bardziej, przez co dziewczyna miała coraz
mniej czasu, żeby mnie przekonać, że nie należy jej zabijać.
Raven? :
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz