23 sierpnia 2018

Od Harry CD Julesa

Byłam wyczerpana. Unosiłam się w czarnej głębi bez kształtów, jak meduza, próbując zgadnąć, o co tu w ogóle chodzi. Zanim jednak zdołałam rozwikłać tę zagadkę, pomknęłam w górę z prędkością komety, a pod moje powieki wlało się światło. Na swoje nieszczęście, odzyskałam również słuch.
- Pobudeczka! - zawołał czyjś wesoły głos. - Witaj wśród żywych.
Otworzyłam oczy szerzej, a świat nabrał barw. Nade mną pochylał się niedawno nieprzytomny chłopak, bawiąc się jednym z narzędzi, których używałam do poważniejszych operacji. No cóż, przynajmniej jedno z nas czuło się dobrze.
- Zostaw to. - wychrypiałam, próbując zmusić ciało do ruchu. Bezskutecznie. Przeklęłam tę nędzną, ludzką powłokę.
Jules spojrzał na mnie z rozbawieniem, po czym odłożył rzecz na miejsce. Zdecydowanie nie podobał mi się ten nowy układ. W każdej innej okoliczności nie bałabym się walki, ale chwilowo nie byłam w stanie się podnieść, a co dopiero przeistoczyć. Pozostawało mi liczyć na śladowe ilości człowieczeństwa chłopaka lub nie zdradzać mu wszystkiego i grać na zwłokę do odzyskania sił. Zdecydowanie skłaniałam się ku tej drugiej możliwości.
- Nudziło mi się, a ty postanowiłaś uciąć sobie drzemkę. Nieodpowiedzialne. - rzucił na swoje marne usprawiedliwienie. Nieodpowiedzialne było to, że wpuściłam Samotnika do swojego domu, pomyślałam, ale nie podzieliłam się tym ze światem.
- Jak się czujesz? - spytałam zamiast tego.
Jules poruszył ramionami, jakby sprawdzał czy ma wszystkie kości na właściwym miejscu.
- Żywy. - mruknął w końcu. - Wiesz, co to jest?
Sięgnął po coś ręką i po chwili moim oczom ukazała się szklanka z czarną jak smoła cieczą.
- Oszalałeś?! Zostaw to natychmiast! - krzyknęłam i drgnęłam, jakbym chciała wstać, jednak zamiast tego, moje plecy przeszył ostry ból. Co się ze mną działo?
- Nie panikuj. - odparł, przyglądając się płynowi. - Nie zamierzam tego pić.
- Nie wiem, co to jest. - syknęłam, poruszając lekko palcami, nad którymi odzyskałam władzę. - Wiem tyle, że jest niebezpieczne i najlepiej tego nie dotykać. Nawet nie patrzeć.
Ku mojej uldze, odłożył truciznę na bok.
- Wcale nie jesteś zabawna, z tym całym "zostaw!". "Nie dotykaj!".
Zignorowałam jego uwagę.
- To nawet dobrze, bo musimy porozmawiać o czymś poważnym. A konkretnie o tym, że mnie nie wydasz.
Podszedł bliżej z małym, kamiennym nożem i szalonym uśmiechem. Roześmiałam się pogardliwie na ten widok.
- Jeśli myślisz, że czymś takim zrobisz mi krzywdę, to grubo się mylisz. - ostrzegłam, czując nieprzyjemne mrowienie w nadgarstku. Dobry znak.
- Przynajmniej dowiem się, z czym mam do czynienia. - mruknął, przybliżając się do mnie o pół kroku. - Harpia, a może... szczurek? Tak mi się zdawało, że przypominasz...
Poczułam napływ mocy, a moja przekształcona w drzewo ręka wystrzeliła do przodu i chwyciła Julesa za gardło, przygważdżając do ściany. Skrzywiłam się nieco. Maksymalne wydłużenie małego fragmentu ciała nie było zbyt przyjemne.
Chłopak zakaszlał.
- Zielona. No tak, jak mogłem o tym zapomnieć.
W tamtym momencie rozległo się głośne pukanie do drzwi. Oboje spojrzeliśmy w tamtą stronę, zastanawiając się, kto to mógłby być.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz