Byłam wyczerpana. Unosiłam się w czarnej głębi bez kształtów, jak
meduza, próbując zgadnąć, o co tu w ogóle chodzi. Zanim jednak zdołałam
rozwikłać tę zagadkę, pomknęłam w górę z prędkością komety, a pod moje
powieki wlało się światło. Na swoje nieszczęście, odzyskałam również
słuch.
- Pobudeczka! - zawołał czyjś wesoły głos. - Witaj wśród żywych.
Otworzyłam oczy szerzej, a świat nabrał barw. Nade mną pochylał się
niedawno nieprzytomny chłopak, bawiąc się jednym z narzędzi, których
używałam do poważniejszych operacji. No cóż, przynajmniej jedno z nas
czuło się dobrze.
- Zostaw to. - wychrypiałam, próbując zmusić ciało do ruchu. Bezskutecznie. Przeklęłam tę nędzną, ludzką powłokę.
Jules spojrzał na mnie z rozbawieniem, po czym odłożył rzecz na miejsce.
Zdecydowanie nie podobał mi się ten nowy układ. W każdej innej
okoliczności nie bałabym się walki, ale chwilowo nie byłam w stanie się
podnieść, a co dopiero przeistoczyć. Pozostawało mi liczyć na śladowe
ilości człowieczeństwa chłopaka lub nie zdradzać mu wszystkiego i grać
na zwłokę do odzyskania sił. Zdecydowanie skłaniałam się ku tej drugiej
możliwości.
- Nudziło mi się, a ty postanowiłaś uciąć sobie drzemkę.
Nieodpowiedzialne. - rzucił na swoje marne usprawiedliwienie.
Nieodpowiedzialne było to, że wpuściłam Samotnika do swojego domu,
pomyślałam, ale nie podzieliłam się tym ze światem.
- Jak się czujesz? - spytałam zamiast tego.
Jules poruszył ramionami, jakby sprawdzał czy ma wszystkie kości na właściwym miejscu.
- Żywy. - mruknął w końcu. - Wiesz, co to jest?
Sięgnął po coś ręką i po chwili moim oczom ukazała się szklanka z czarną jak smoła cieczą.
- Oszalałeś?! Zostaw to natychmiast! - krzyknęłam i drgnęłam, jakbym
chciała wstać, jednak zamiast tego, moje plecy przeszył ostry ból. Co
się ze mną działo?
- Nie panikuj. - odparł, przyglądając się płynowi. - Nie zamierzam tego pić.
- Nie wiem, co to jest. - syknęłam, poruszając lekko palcami, nad
którymi odzyskałam władzę. - Wiem tyle, że jest niebezpieczne i
najlepiej tego nie dotykać. Nawet nie patrzeć.
Ku mojej uldze, odłożył truciznę na bok.
- Wcale nie jesteś zabawna, z tym całym "zostaw!". "Nie dotykaj!".
Zignorowałam jego uwagę.
- To nawet dobrze, bo musimy porozmawiać o czymś poważnym. A konkretnie o tym, że mnie nie wydasz.
Podszedł bliżej z małym, kamiennym nożem i szalonym uśmiechem. Roześmiałam się pogardliwie na ten widok.
- Jeśli myślisz, że czymś takim zrobisz mi krzywdę, to grubo się mylisz.
- ostrzegłam, czując nieprzyjemne mrowienie w nadgarstku. Dobry znak.
- Przynajmniej dowiem się, z czym mam do czynienia. - mruknął,
przybliżając się do mnie o pół kroku. - Harpia, a może... szczurek? Tak
mi się zdawało, że przypominasz...
Poczułam napływ mocy, a moja przekształcona w drzewo ręka wystrzeliła do
przodu i chwyciła Julesa za gardło, przygważdżając do ściany.
Skrzywiłam się nieco. Maksymalne wydłużenie małego fragmentu ciała nie
było zbyt przyjemne.
Chłopak zakaszlał.
- Zielona. No tak, jak mogłem o tym zapomnieć.
W tamtym momencie rozległo się głośne pukanie do drzwi. Oboje spojrzeliśmy w tamtą stronę, zastanawiając się, kto to mógłby być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz