21 sierpnia 2018

Od Aven CD Galii

Puk puk puk... Słyszałam bicie swojego serca, w głowie ciągle coś wołało do ucieczki, mimo że dyktatorka wydawała się uprzejma.

- Dziękuję za zaproszenie, jednak wiem że jest pani bardzo zajętą osobą, Pani Dyktator.- wypaliłam niewiele myśląc- Poza tym dużo się dziś wydarzyło, a chciałabym przygotować się na jutro. Chcę iść na ryby, znaleźć jakieś urozmaicenie diety dla naszych mieszkańców. Lepiej udać się jak najszybciej do szamana, zanim zatęskni za książką. - Dokończyłam w tak szybkim tempie, że zaczęłam zastanawiać się czy moja rozmówczyni wszystko usłyszała i zrozumiała. Nastał krótki moment ciszy, jednak nie dopytywała się o nic. Stałam chwilkę trzymając lewą ręką za prawy nadgarstek i wbijając wzrok w ziemię.

W końcu jednak dyktatorka odwróciła się, a jej peleryna zafalowała niczym u czarnego charakteru ze starych filmów. Poszła w kierunku swoich drzwi, więc przystanęłam. Z pewnością chciała coś zostawić albo zabrać z domu. Tuż potem wyłoniła się z pomieszczenia i ruszyła bez słowa. Podreptałam za nią z kojącą świadomością oddalania się od tego przeklętego miejsca. Zastanawiałam się jak ten koń mógł być tam tak spokojny, czy on po prostu tego nie czuje czy też w jakiś sposób zdołał się przyzwyczaić. O ile moje swobodne poruszanie się przez las było w pełni uzasadnione, nie mogłam przestać podziwiać mojej przewodniczki. Swoim płaszczem nie zaczepiła nawet o jedną małą gałązkę, w zasadzie to prawie sunęła bezszelestnie przez tylko jej znany trakt z wielką gracją. W tym momencie nikt nie mógłby zaprzeczyć, że jest żwiarzem. Dostojna, chłodna i spokojna przywódczyni wioski bestyj.

Wtem lasek zaczął coraz bardziej się przerzedzać i znów zobaczyć można było jasne chatki. My jednak zmierzałyśmy w stronę kościoła. Cóż, kościołem był on tylko z nazwy, ponieważ był to tylko nieco wyższy od pozostałych budynek, miejsce urzędowania szamanów gdzie ktokolwiek mógł wzieść modły do jakiegokolwiek boga w salce na parterze. Przynajmniej ci, którzy w nich wierzyli. Wśród społeczeństwa złożonego z wyrzutków, których nie chciał nikt poza okrutnymi naukowcami, oraz ofiar uprowadzenia nie mających żadnej nadzieji na powrót do normalnego życia a tym bardziej do domów i rodzin rozsianych po świecie, wśród stworzeń których istnienie zwykłemu śmiertelnikowi nie wydawałoby się możliwe bogowie ani wierzenia nie były nazbyt popularne.

Osobiście od mojego przybycia do wioski nie zdarzyło mi się nawet przechodzić obok tego przybytku mrocznych rytułałów i niezbadanych sił, a co dopiero zaglądać do środka. Z zewnątrz budynek był niepozorny i poza wysokością nie zwracający na siebie najmniejszej uwagi. Nie wiem, czy dyktatorka choć raz zastanawiała się czy wciąż za nią podążam, czy po prostu czuła moją obecność. Jedyny dźwięk, jaki w końcu usłyszałam z jej strony to ciche tupnięcia gdy wchodziła na dwa schodki prowadzące do wejścia do kościoła. Dziewczyna pociągnęła za rzeźbioną drewnianą klamkę i drzwi otwarły się z głębokim skrzypnięciem niczym z horroru. Galia odwróciła głowę i rzuciła na mnie okiem przytrzymując drzwi przed uderzeniem mnie i weszła do środka. Zamknęłam za sobą drzwi możliwie jak najciszej i zaczęłam się rozglądać. Wnętrze było nieco ciemniejsze niż w pozostałych budynkach, po części przez siwy, gorzkawy, ziołowy dym spływający ze schodów na końcu salki i rozchodzący się pomiędzy kilkoma surowymi ławkami, a po części przez ciemny osad na ścianach i powale. Posadzka nie wydawała z siebie nawet najmniejszych skrzypnięć, zupełnie jakby była czymś wyciszona aby nie rozpraszać możliwych odwiedzających. Najlepszym określeniem atmosfery tego miejsca było by "nieziemska", w dosłownym tego słowa znaczeniu. Miejsce to nie przerażało, ale napawało chęcią do cichych rozmyślań.

W miarę zbliżania się do schodów zaczął znikać nawet mój strach przed żniwiarką stąpającą przede mną, która właśnie zaczeła wspinać się na piętro do zamkniętych drzwi prowadzących zapewne do mieszkania szamana. Kiedy zatrzymałam się przed pierwszym stopniem gestem nakazała mi przyjść do siebie. Pod kwaterą gospodarza znajdował się duży pokój, na środku którego paliła się większa świeca dająca akurat tyle światła, by móc dojrzeć rozmaite tajemnicze przyrządy, sakiewki, rzeźby dziwacznych stworzeń i pojemniki na uginających się półkach, biblioteczkę oraz stół. Źródłem kojącego dymu okazała się wisząca podstawka w głębi piętra, niewidoczna z dołu. Gdy stanęłam obok Galii wyciągnęła do mnie rękę z księgą i zapukała raźno w drzwi.

-To ty miałaś odnieś tę książkę, ja ci tylko dotrzymuję towarzystwa- Powiedziała wciskając tomiszcze w moje dłonie. Wydawało się teraz jeszcze cieplejsze, a po takim okresie martwej ciszy słowa przywódczyni wioski dzwoniły mi w uszach. Rozległo się powolne, niespieszne szuranie z zza drzwi. Stojąca obok założyła ręce na piersi i zaczęła przenosić co chwilę cieżar ciała z nogi na nogę, aż w końcu usłyszałam dźwięk odsuwanego zamka.

Galia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz