28 sierpnia 2018

Od Fafnir'a CD Lucan'a

Nieznajomy odchrząknął, jakby coś utkwiło mu w gardle. Wplotłem palce w sierść sarny. Nagle mężczyzna zrobił kilka większych kroków i już był przy mnie. Chwycił jedną ręką szyję łani, a drugą mnie odepchnął. Automatycznie zamknąłem oczy, szykując się na uderzenie, które po chwili poczułem na plecach. Wciąż jednak nie puszczałem głowy zwierzęcia. Dopiero po chwili uchyliłem powieki i spostrzegłem, że w moich objęciach znajduje się łeb sarny, oderwany od reszty jej ciała. Z przerażeniem odrzuciłem ją w krzaki, a następnie uniosłem spojrzenie szeroko otwartych oczu na twarz zabójcy stworzenia. Nieznajomy w mgnieniu oka znalazł się przede mną i chwycił za moją brudną od krwi koszulę, podniósł na równe nogi, a następnie wgryzł się w moją szyję. Od razu domyśliłem się, że mam do czynienia z wampirem, co nie było specjalnie trudne. Wiedziałem, że muszę się uwolnić jak najszybciej, jeśli nie chcę skończyć jako wysuszona mumia czy coś innego do niej podobnego. Poza tym było mi niewygodnie, a ten facet torturował sarenkę.
Mężczyzna przyparł mnie do drzewa za mną, a jedna z jego dłoni została mocno przyciśnięta do moich ust. Chciał mnie uciszyć. A ja wcale nie zamierzałem być cicho. Wbiłem paznokcie w plecy wampira, próbując krzyknąć lub wyrwać się mu, wykorzystując do tego wszystkie swoje siły. Czy coś to dało? Oczywiście, że nie.
Im więcej czasu mijało i im więcej krwi uciekało z mojego ciała, tym bardziej czułem się słabszy. Nie miałem siły dalej mścić się na plecach mężczyzny. Nogi miałem jak z waty. Wampir przytrzymał mnie w pionie. Spróbowałem wbić paznokcie głębiej w jego ciało.
W pewnym momencie mężczyzna wyrwał swoje kły z mojej szyi, po czym musnął ją językiem. Później tą funkcję przejęły jego wargi. Jęknąłem z bólu przez zaciśnięte zęby, gdy wampir docisnął usta mocniej do rany pozostałej po ugryzieniu. Powoli traciłem władzę również w górnych kończynach. Tym razem moje dłonie spoczywały na łopatkach mężczyzny, a paznokcie przestały wbijać się w skórę wampira. Nawet, gdyby ktoś nas zobaczył, nie pomógłby mi. Na sto, a nawet dwieście procent wycofałby się, myśląc, że obściskuję się z krwiopicą. Pięknie. Po prostu pięknie.
Mężczyzna zacisnął mocno dłonie na moich biodrach, co automatycznie wywołało u mnie dreszcze, a na skórze gęsią skórkę. Teraz to ta sytuacja nie wyglądała dwuznacznie. Ona była jednoznaczna.
Przed oczami miałem coraz więcej mroczków, aż w końcu cały obraz został pokryty przez czarne plamy, które zlały się ze sobą.

Obudziłem się wieczorem. Byłem osłabiony, cały we krwi i ze swoim kapeluszem na twarzy. Rozejrzałem się w poszukiwaniu wampira, ale nie dostrzegłem go. Zostawił mnie. W takim stanie. Nie wiedziałem, czy mam się cieszyć, że przeżyłem czy bać o to, co mogło się wydarzyć, co się wydarzyło, gdy byłem nieprzytomny. Zauważyłem nieszczęsną sarnę, przypominając sobie w tamtym momencie chwilę, w której to została jej oderwana głowa. Podniosłem się na miękkich nogach, momentalnie zachwiałem i opadłem na drzewo. Instynktownie złapałem się kory iglaka. Z pomocą innych sosen zbliżyłem się do pobliskich krzaków i wyjąłem z nich głowę łani. Rękoma wykopałem nieco płytki dół w rozmokniętej ziemi, po czym umieściłem w nim sarnę. Grób przykryłem kamieniami, żeby inne zwierzęta się do niego nie dobrały. 
Po odprawieniu pogrzebu dla łani, udałem się nad rzekę, by obmyć dłonie z błota, a resztę ciała z krwi. Dziwne, że żaden wilk się do mnie nie dobrał.

Gdy byłem już na miejscu, dostrzegłem na drugim brzegu męską sylwetkę. Bez problemu rozpoznałem wampira sprzed kilkunastu godzin. Z przerażeniem spojrzałem w jego żółte oczy.
- Mogłeś mnie zabić… - zacząłem cicho, cofając się przy tym o jeden, mały krok.
- Mogłem, to prawda. Ale jakimś cudem wciąż jesteś tu i z tego co zauważyłem, trzymasz się wyśmienicie. - odparł obojętnie.
- Ktoś inny mógł to przez ciebie zrobić w każdej chwili! - wrzasnąłem, po czym nabrałem dłońmi garść błota i rzuciłem utworzoną z niego kulą w wampira. W końcu kołka nie miałem.
Mężczyzna wykonał szybki unik ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Ja natomiast nie dawałem za wygraną i już po chwili w stronę wampira poleciały kolejne pociski. Tylko część z nich trafiła w cel. Byłem jeszcze brudniejszy, niż przedtem, ale nie żałowałem. Podbiegłem do brzegu, przeskoczyłem po kamieniach przez rzekę i rzuciłem się na mężczyznę. Powaliłem go na zarośniętą zieloną trawą ziemię, po czym usiadłem na podbrzuszu wampira, by następnie zacząć okładać go pięściami, wykorzystując do tego wszystkie, ale i tak marne, zasoby energii. Po krótkiej chwili opadłem z sił, a następnie na pierś zdezorientowanego mężczyzny.
- Zatłukę cię. Tylko daj mi chwilkę. - wysapałem.

 Lucan? :3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz