Nieznajomy odchrząknął, jakby coś utkwiło mu w gardle. Wplotłem
palce w sierść sarny. Nagle mężczyzna zrobił kilka większych kroków i
już był przy mnie. Chwycił jedną ręką szyję łani, a drugą mnie
odepchnął. Automatycznie zamknąłem oczy, szykując się na uderzenie,
które po chwili poczułem na plecach. Wciąż jednak nie puszczałem głowy
zwierzęcia. Dopiero po chwili uchyliłem powieki i spostrzegłem, że w
moich objęciach znajduje się łeb sarny, oderwany od reszty jej ciała. Z
przerażeniem odrzuciłem ją w krzaki, a następnie uniosłem spojrzenie
szeroko otwartych oczu na twarz zabójcy stworzenia. Nieznajomy w
mgnieniu oka znalazł się przede mną i chwycił za moją brudną od krwi
koszulę, podniósł na równe nogi, a następnie wgryzł się w moją szyję. Od
razu domyśliłem się, że mam do czynienia z wampirem, co nie było
specjalnie trudne. Wiedziałem, że muszę się uwolnić jak najszybciej,
jeśli nie chcę skończyć jako wysuszona mumia czy coś innego do niej
podobnego. Poza tym było mi niewygodnie, a ten facet torturował sarenkę.
Mężczyzna
przyparł mnie do drzewa za mną, a jedna z jego dłoni została mocno
przyciśnięta do moich ust. Chciał mnie uciszyć. A ja wcale nie
zamierzałem być cicho. Wbiłem paznokcie w plecy wampira, próbując
krzyknąć lub wyrwać się mu, wykorzystując do tego wszystkie swoje siły.
Czy coś to dało? Oczywiście, że nie.
Im więcej czasu mijało i
im więcej krwi uciekało z mojego ciała, tym bardziej czułem się słabszy.
Nie miałem siły dalej mścić się na plecach mężczyzny. Nogi miałem jak z
waty. Wampir przytrzymał mnie w pionie. Spróbowałem wbić paznokcie
głębiej w jego ciało.
W pewnym momencie mężczyzna wyrwał swoje
kły z mojej szyi, po czym musnął ją językiem. Później tą funkcję
przejęły jego wargi. Jęknąłem z bólu przez zaciśnięte zęby, gdy wampir
docisnął usta mocniej do rany pozostałej po ugryzieniu. Powoli traciłem
władzę również w górnych kończynach. Tym razem moje dłonie spoczywały na
łopatkach mężczyzny, a paznokcie przestały wbijać się w skórę wampira.
Nawet, gdyby ktoś nas zobaczył, nie pomógłby mi. Na sto, a nawet
dwieście procent wycofałby się, myśląc, że obściskuję się z krwiopicą.
Pięknie. Po prostu pięknie.
Mężczyzna zacisnął mocno dłonie na
moich biodrach, co automatycznie wywołało u mnie dreszcze, a na skórze
gęsią skórkę. Teraz to ta sytuacja nie wyglądała dwuznacznie. Ona była
jednoznaczna.
Przed oczami miałem coraz więcej mroczków, aż w końcu cały obraz został pokryty przez czarne plamy, które zlały się ze sobą.
Obudziłem
się wieczorem. Byłem osłabiony, cały we krwi i ze swoim kapeluszem na
twarzy. Rozejrzałem się w poszukiwaniu wampira, ale nie dostrzegłem go.
Zostawił mnie. W takim stanie. Nie wiedziałem, czy mam się cieszyć, że
przeżyłem czy bać o to, co mogło się wydarzyć, co się wydarzyło, gdy
byłem nieprzytomny. Zauważyłem nieszczęsną sarnę, przypominając sobie w
tamtym momencie chwilę, w której to została jej oderwana głowa.
Podniosłem się na miękkich nogach, momentalnie zachwiałem i opadłem na
drzewo. Instynktownie złapałem się kory iglaka. Z pomocą innych sosen
zbliżyłem się do pobliskich krzaków i wyjąłem z nich głowę łani. Rękoma
wykopałem nieco płytki dół w rozmokniętej ziemi, po czym umieściłem w
nim sarnę. Grób przykryłem kamieniami, żeby inne zwierzęta się do niego
nie dobrały.
Po odprawieniu pogrzebu dla łani, udałem się nad
rzekę, by obmyć dłonie z błota, a resztę ciała z krwi. Dziwne, że żaden
wilk się do mnie nie dobrał.
Gdy
byłem już na miejscu, dostrzegłem na drugim brzegu męską sylwetkę. Bez
problemu rozpoznałem wampira sprzed kilkunastu godzin. Z przerażeniem
spojrzałem w jego żółte oczy.
- Mogłeś mnie zabić… - zacząłem cicho, cofając się przy tym o jeden, mały krok.
- Mogłem, to prawda. Ale jakimś cudem wciąż jesteś tu i z tego co zauważyłem, trzymasz się wyśmienicie. - odparł obojętnie.
-
Ktoś inny mógł to przez ciebie zrobić w każdej chwili! - wrzasnąłem, po
czym nabrałem dłońmi garść błota i rzuciłem utworzoną z niego kulą w
wampira. W końcu kołka nie miałem.
Mężczyzna wykonał szybki
unik ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Ja natomiast nie dawałem za
wygraną i już po chwili w stronę wampira poleciały kolejne pociski.
Tylko część z nich trafiła w cel. Byłem jeszcze brudniejszy, niż
przedtem, ale nie żałowałem. Podbiegłem do brzegu, przeskoczyłem po
kamieniach przez rzekę i rzuciłem się na mężczyznę. Powaliłem go na
zarośniętą zieloną trawą ziemię, po czym usiadłem na podbrzuszu wampira,
by następnie zacząć okładać go pięściami, wykorzystując do tego
wszystkie, ale i tak marne, zasoby energii. Po krótkiej chwili opadłem z
sił, a następnie na pierś zdezorientowanego mężczyzny.
- Zatłukę cię. Tylko daj mi chwilkę. - wysapałem.
Lucan? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz