Podeszłam do brzegu spokojnego, zimnego morza i zanurzyłam w nim
powoli swoje ciało. Przeszedł mnie ogromny dreszcz spowodowany lodowatą
wodą, ale nie przerywałam zanurzania się i po chwili jedynie moja głowa
znajdowała się na powierzchni. Poczułam, jak na mojej szyi pojawiają się
ostre wgłębienia, jakby ślady po pazurach — pewnie skrzela. To upewniło
się mnie tylko w moich przypuszczeniach i weszłam głębiej w morze, cały
czas idąc po dnie. Na początku wstrzymywałam powietrze, ale po chwili
nie mając już ani grama tlenu w płucach byłam zmuszona wziąć wdech. Mimo
to nic się nie stało, woda nie naleciała do płuc i nadal mogłam
swobodnie oddychać.
Otworzyłam powoli oczy i ujrzałam otaczające mnie dookoła podwodne
królestwo. To było coś przepięknego. Rafa koralowa, a wokół niej tysiące
mieniących się różnymi kolorami ryb i innych stworzeń. Przepływały obok
mnie, nie czując żadnego strachu i traktowały mnie, jakbym była jedną z
nich. Spacerowałam po morskim dnie, przyglądając się i zachwycając tym
niby znanym, ale zupełnie odmiennym światem. Co innego zobaczyć to w
książce albo w telewizji, a co innego ujrzeć na własne oczy. Zupełnie
bez porównania.
Nagle zauważyłam, że ryby jakby spłoszone czymś zaczęły odpływać.
Inne morskie stworzenia również zaczęły chować się w morskim dnie,
przykrywając się mułem oraz ukrywając się we wnętrzu koralowców. Woda
zrobiła się ciemniejsza, jakby nagle zapadał noc. Spojrzałam w górę i
ujrzałam ogromny, czarny cień płynącego nade mną promu. Naukowcy znowu
przywieźli kolejnego mutanta... Podpłynęłam do góry i wynurzyłam się tuż
obok płynącego statku. Przyjrzałam się dokładnie całemu kadłubowi, ale
niestety nie było żadnej możliwości wejścia na pokład. Przede mną
rozciągała się pionowa, wysoka na 7 metrów gładka ściana. Wtem statek
ruszył i odepchnęła mnie od niego ogromna fala piany. Patrzyłam, jak
prom powoli oddala się od wyspy, aż zniknął zupełnie za linią horyzontu.
Jedyne co pozostawił po sobie to dryfującą na powierzchni drewnianą
skrzynię. Zawróciłam w stronę lądu i dopłynęłam do brzegu. W
międzyczasie skrzynia wylądowała już na brzegu wyrzucona przez
przybrzeżne fale. Kolejny nieszczęśnik, którego dorwali naukowcy i
kolejna osoba na tej wyspie. Miałam nadzieję, że nie pożyje długo, i tak
robił się tutaj za duży tłok, a jedzenia powoli zaczęło brakować.
Słyszałam jak rozjuszony mutant, próbuje rozpaczliwie wydostać się ze
skrzyni, waląc w nią pięściami, jednak na nic mu się to zdało.
Postanowiłam odejść z plaży i wrócić do lasu. Nie czułam się
bezpieczna na otwartej przestrzeni, poza tym krzyki rozwścieczonego
mutanta zamkniętego w skrzyni, sprawiły, że czułam dziwny niepokój. Wtem
usłyszałam trzask łamanych desek, a po chwili ryk przypominający
rozjuszane zwierzę. Odwróciłam się gotowa do ataku. Przede mną stał
dziwny stwór, który nie przypomniał niczego, co do tej pory widziałam.
Wysoki na ponad dwa metry potwór ruszył wściekły w moją stronę.
Wiedziałam, że nie mam po co z nim walczyć, musiałam uciekać. Przerażona
wbiegłam do lasu, przeklinając się za moją nieuwagę, a zaraz za mną
biegła ogromna bestia. Kiedy czułam już na swoim karku jej gorący oddech
i wiedziałam, ze zaraz mnie dorwie, usłyszałam za sobą ogromny huk
upadającego na ziemię potwora. Zatrzymałam się i spojrzałam za siebie.
Ogromny stwór leżał martwy, a wprost z jego serca wystawała zakrwawiona
strzała. Patrzyłam na to, jak oniemiała i powoli próbowałam pojąć, co tu
się właśnie stało. Wtedy z gęstwiny wyłonił się mężczyzna o bladej
cerze oraz kruczoczarnych włosach, trzymający w swoim ręku drewniany
łuk.
Tenebris?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz