- Twój brat został ugodzony zatrutym ostrzem. - oznajmiłam, powoli
podnosząc się do pozycji siedzącej. Po częściowej przemianie nieco
odzyskałam władzę w kończynach, ale w głowie niebezpiecznie mi się
kręciło. - Udało mi się wyizolować toksynę z jego organizmu i raczej
jest już zdrowy. Tak czy siak, obserwuj go przez kilka następnych dni.
Musicie mi koniecznie powiedzieć, jak będzie działo się coś
nienormalnego.
Po trzech głębokich oddechach udało mi się dźwignąć na nogi. Podeszłam
do półek na ścianie i z jednej z nich zdjęłam mały, zamykany słoiczek.
- Dobrze, a ta trucizna? - pytała Galia. - Wiesz, co to jest?
- Tutaj mamy problem. - odparłam, patrząc jej w oczy. - Nie mam
zielonego pojęcia, ale jestem niemal pewna, że to nie zostało stworzone
na wyspie.
We wzroku Strażniczki widziałam, że zdaje sobie sprawę z powagi
sytuacji. Dałam jej to wszystko przemyśleć, a sama zajęłam się
przenoszeniem cieczy do słoiczka. Kiedy skończyłam, włożyłam go do
zamykanej szafki, a szklankę dokładnie, na ile pozwalały mi warunki,
umyłam.
- Masz jakiś pomysł?
- Niewykluczone, że to sprawka naukowców. Mogli przecież przysłać na wyspę prototyp, razem z jakimś przemienionym.
- Ale... po co mieliby to robić?
- Mamy dwa wyjścia. - powiedziałam z westchnieniem, siadając na krześle.
- Po pierwsze, to może być ich kolejny wynalazek, który chcą
wypróbować. A druga opcja jest taka... że chcą zmniejszyć populację na
wyspie.
Stalowego wzroku Galii nie roztopiłby wybuch wulkanu.
- Chcą nas zabić.
- Nie wiem. Ale mogę się dowiedzieć, z czego złożona jest trucizna,
opracować odtrutkę. Trochę to potrwa, ale zrobię, co w mojej mocy.
Zapadła między nami cisza. W końcu dziewczyna rzekła szeptem:
- Czy mogłabyś... jakoś się z nimi skontaktować?
Zesztywniałam.
- Nie. - zaprzeczyłam twardo. - Skończyłam z tym. Znajdę inny sposób, nawet jeśli musiałabym...
Nawet jeśli musiałabym zrobić coś, na co bardzo nie mam ochoty, pomyślałam ponuro.
- Mogę znaleźć tego faceta.
Zerknęłam na Jules'a, który dalej stał pod ścianą z opuszczoną głową, ale do tej pory się nie odzywał.
- Jeśli to Samotnik, mnie będzie najłatwiej do niego dotrzeć. Schwytamy go i przesłuchamy.
Galia spojrzała na brata z troską.
- Musisz wziąć ze sobą jeszcze kogoś. To dość... potężny facet, z opisu.
- Nie ma problemu. - odparł chłopak z lekkim uśmiechem. - Jest wielu chętnych do brudnej roboty, jeśli się im dobrze zapłaci.
- Dam ci, czego potrzebujesz. - oznajmiła jego siostra pewnym tonem. -
Ja porozmawiam o tym z radą. Musimy podjąć pewne środki zapobiegawcze.
Jednak w żadnym wypadku, nie rozmawiajcie o tym z ludźmi. Szczególnie
ty, Harry.
Zmarszczyłam brwi.
- Czy ja wyglądam, jakbym często gawędziła z osadnikami? - mruknęłam pod nosem.
- No to załatwione. - postanowiła dziewczyna napiętym głosem. Wszyscy wiemy, co mamy robić. Tylko proszę, uważajcie na siebie.
Jules?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz