Już na zawsze zapamięta krwawe wydarzenia, jakie jej przyszło
poczuć na własnej skórze. Nigdy nie zazna spokojnego snu, dręczona
wspomnieniami. Dosłownie trafiła do piekła, stworzonego przez osobników
tej samej rasy. To już dawno nie byli ludzie, a potwory ingerujące w
życie niewinnych istot.
W ciągu jednej nocy, na zawsze
zmieniło się jej życie. Jakby to było wczoraj, zamknięta w izolatce za
pancernymi drzwiami, ponownie czekała w kolejce na kolejną dawkę tortur.
Zamknięta w zimnej, obskurnej celi czuła się jak zwierze w klatce.
Pozbawione wolności i możliwości kierowania swoim życiem. Sponiewierana,
głodna, wycieńczona. Odzienie, które miała na sobie, nie zabezpieczało
organizmu przed utratą ciepła. Ściana, przy której się znajdowała, tylko
przyspieszała wyziębienie. Kawałek materiału przypominający koszulę
nocną, nie można było nazwać ubraniem. Przed śmiercią, oprawcy nawet
odrobiny ciepła poskąpili skazańcom.
Z przerażeniem
wymalowanym na twarzy, wzrok utkwiła w drzwiach. Z zewnątrz dało się
usłyszeć kpiące śmiechy i żarty doktorów śmierci-jak w zwyczaju nazywała
swoich oprawców. Od dłuższego czasu dziewczyna odczuwała skutki
wszystkich eksperymentów, jakie dotychczas przeszła. Już dawno straciła
rachubę czasu, jednak pewnego dnia zdołała zarejestrować datę, jaka
widniała w dokumentach. Szybko doszła do wniosku, że spędziła już trzy
miesiące w zamknięciu. Czuła ewidentne zmiany, jakie zachodziły w jej
organizmie. Czuła zaostrzone kły, które niekontrolowanie same dawały o
sobie znać. Zaczynała odczuwać też głód… Ten był specyficzny… Już dawno
zrozumiała jedno, że zmienia się w potwora…
Oblana
zimnym potem, omal nie spadła z podpułki skalnej, która odgrywała rolę
miejsca odpoczynku. Przez zamazany obraz, otępiale zaczęła rozglądać się
dookoła. Serce biło szybko, na samą myśl, że ktoś może pozbawić ją
życia. Opadła z powrotem na futra zwierząt, zakrywając oczy ramieniem.
To
by było na tyle, jeśli chodzi o długi sen. - westchnęła sama do siebie,
spoglądając na kamienny sufit. Mimo porządnego przykrycia i ubrania,
które robiło za piżamę, rześkie, poranne powietrze potęgowało uczucie
zimna w jaskini. Wcale nie zdziwiła się tym faktem, przecież była
jesień. Przez deszcze, przeżycie na wyspie zmieniało się w istną szkołę
przetrwania. Ulewne deszcze zalewające tereny, w dużym stopniu
utrudniały polowania.
Raven dzisiejszego dnia nie zamierzała
się obijać. W planie miała do wykonania kilka punktów, co tyczyło się w
przemyślanym rozplanowaniem. Ja samej górze listy widniało najważniejsze
zadanie, ponownie uzupełnić zapasy. Tu wcale w grę nie wchodziły
produkty spożywcze, a krew. Ostatnie ilości wypiła na śniadanie, lecz
gorszej jakości. Zwierzęca szkarłatna posoka nie mogła konkurować ze
smaczkiem prosto z ludzkiej tętnicy.
Ubierając chustę pod
szyję, przyglądała się pogrążonemu we śnie zwierzęciu. Roczne szczenię
wilka, smacznie odpoczywało na jej łóżku, nie przejmując się ruchem po
jaskini. Czasem zazdrościła towarzyszowi, że miał tak łatwe życie, od
kiedy wzięła go pod swój dach. Zarzucając łuk na plecy, skierowała się
ku wyjściu z jaskini. Mieszkanie w kanionie miało swoje plusy, jednak
zachowanie szczególnej ostrożności było wskazane. Samotników było tu na
potęgę dużo, dość często dochodziło też do konfliktów wewnętrznych w ich
małym społeczeństwie. Czerwono oka miała o tyle szczęście, kiedy
znalazła spokojny zakątek w dalszej części tego miejsca. Z dala od
potencjalnych zabójców, gdzie większość była silniejsza od jej samej.
Pomimo bycia wampirem, nadal pozostawała tylko kobietą, która nie mogła
się równać z rosłymi mężczyznami. Jednak charakter Arleight, pchał ją w
stronę walki o swoje.
Mijając niebezpiecznie obszary,
pierwszym celem był las. Zastawienie kilku sideł było najlepszą opcją,
od długich polowań łukiem. Przy zakładaniu ostatniej pary sideł na innym
terenie, czuła się obserwowana. Udając, iż o niczym nie ma pojęcia,
dalej robiła swoje. Dreszcz ekscytacji przeszedł przez jej ciało, gdy
usłyszała za sobą wyraźne kroki. Co jak co, dziewczyna się nigdy nie
myliła. Odskoczyła szybko w bok, słysząc świst strzały obok swojej
głowy. Dobywając ostrzy, szybko odwróciła się w stronę potencjalnego
przeciwnika. Uśmiechnęła się pod nosem, wstając do pionu.
-
Dawno nie przeżyłam tak miłego powitania. - odparłam, bacznie lustrując
wzrokiem obcego. Ewidentnie był to facet, po raz kolejny zakładał
strzałę na cięciwę. Dla podsycenia gry aktorskiej ukłoniłam się
teatralnie. - Dziękuję panie w czerni, ale muszę niestety opuścić
okolicę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz