Znalazłem swoje ubrania i o dziwo nie zajęło mi to dużo czasu. Spodnie nadal utrzymywały się na moich biodrach chociaż były podarte w niektórych miejscach. To dobrze, że przynajmniej dzięki temu nie muszę łazić nago po lesie. Opaska uciskowa z peleryny nieznajomej okazała się bardzo dobra i spełniała swoją rolę, ale zdążyła już całkiem przesiąknąć krwią i zrobiła się lepka. Dalekiej drogi do chaty nie miałem, więc w mgnieniu oka się w niej znalazłem. Odłożyłem rzeczy na stolik przy wejściu i zacząłem grzebać w szufladach niskiej komody. W końcu z jednej wyciągnąłem zardzewiałą igłę i szpulkę nici. Nie będzie to zbyt przyjemne doznanie, ale muszę zaszyć tą ranę, jeżeli chcę żeby w ogóle się zrosła. Przed przystąpieniem do zabiegu przygotowałem sobie jeszcze ścierkę i nieco wody w płytkim naczyniu. Usadowiłem się na zimnej podłodze i odwiązałem skórzany pas, spod którego powoli zaczęła sączyć się krew. Od razu przyłożyłem do rany wilgotną ścierkę i lekko przycisnąłem. Syknąłem gdy pod skórę dostała się zimna woda. Szybko jednak do tego przywykłem, większy ból będzie przy szyciu. Zostawiłem ścierkę na ranie dopóki nie nawlokłem nici na igłę. Muszę przyznać, że było to ciężkie z takimi wielkimi łapskami i o mało co nie puściły mi nerwy. W końcu jednak udało mi się wszystko przygotować więc odsunąłem ścierkę nasiąkniętą krwią i przystąpiłem do działania. Ręce mi się nieco trzęsły ni to ze stresu, ni z bólu, ale po chwili przebiłem igłą skórę. Nie było tak źle, jak mi się wydawało więc kontynuowałem czynność, dopóki nie załatałem rany całkowicie. Nie zajęło mi to dużo czasu, ponieważ rana była krótka, ale głęboka i wypadało coś z nią zrobić. Ostatni raz przemyłem obolałe miejsce wodą i założyłem cienką koszulkę z większym dekoltem. Miałem już usiąść i zapomnieć o całej sprawie, ale głośne burczenie w brzuchu przypomniało mi o czymś bardzo ważnym. Warknąłem zniechęcony do jakiejkolwiek już walki, zresztą nie byłem nawet w stanie. Drugi raz się nie będę tak poświęcał. Ponownie przepiąłem się pasem i schowałem do niego wszelkie ostrza, po czym opuściłem chatę mocno trzaskając drzwiami. Mam nadzieję, że swoją wściekłość w końcu wyładuję na porządnym mięchu. Skierowałem się przypadkowo w tą samą stronę, gdzie zostałem zaatakowany. Możliwe, że natknę się na te konisko, które planowałem wcześniej unieruchomić. Jeżeli jest ranny i osłabiony to daleko mi nie ucieknie. W ciszy przedzierałem się przez las rozglądając się dookoła i szukając jakichś ładnych widoczków, które potem mógłbym uwiecznić na rysunku. Niestety teraz nic nie wydawało mi się wystarczająco ładne, nie umiem rozsądnie myśleć, gdy jestem wściekły, głodny i do tego ranny. Starałem się ignorować swoje włosy, z których spadła gumka, a one same beztrosko bujały się na wietrze. Przysięgam, że jestem coraz bardziej skłonny do tego, aby je ściąć. Walkę z własnymi kołtunami zakłócił mi donośny zapach pieczonego mięsa. Zaciągnąłem więcej powietrza, aby sprawdzić czy przez pusty żołądek nic mi się nie wydaje. Nie, ewidentnie ktoś coś pichcił w pobliżu. Zignorowałem wszelkie przeszkody i pomaszerowałem w tamtą stronę wyciągając zza pasa poręczny nóż. Byłem coraz bliżej, a potwierdziła mi to wyłaniająca się zza krzaków niewielka chata. Skryłem się pomiędzy liśćmi obserwując co się dzieje i gdy ujrzałem dwie sylwetki siedzące przed domem nieco się wycofałem, ale gdy okazało się, że to ta żałosna osadniczka, wyprostowałem się i wyszedłem bez żadnych obaw. Już nawet zapomniałem, jak mnie wcześniej urządziła. Postawiłem krok do przodu, kiedy to ciemnowłosa ujrzała mnie, a niedługo później poczułem przeszywający mnie ból. Syknąłem i wycofałem się o krok, ale w tym momencie to głód przeważył i nie poddam się bez walki. Jej towarzysz nie zwrócił na mnie większej uwagi, tylko dalej zajadał się swoim posiłkiem.
- Będziesz miała coś przeciwko, jeżeli dokończę swój posiłek, który mi wcześniej uciekł? - zapytałem unosząc kącik ust ukazując przy tym jednego ze swoich ostrych kłów.
- Wydaje mi się, że będzie miała - zakaszlał facet siedzący przy stole.
- W najgorszym przypadku mogę zadowolić się również tobą, aczkolwiek wolałbym tego uniknąć - stwierdziłem zbliżając się w ich kierunku.
- Już podkulasz ogonek? - parsknął przeżuwając mięso.
W tym momencie nerwy mi puściły i zbliżyłem się do niego unosząc go za fraki ku górze. Zacisnąłem rękę na jego kołnierzu i przysunąłem do siebie ukazując kły, które jak na razie były jedynym, czym mogę wystraszyć.
- Nie, tylko żeby zjeść twoje blade i wątłe mięso musiałbym pękać z głodu, a przyznam, że tak właśnie jest - warknąłem marszcząc złowrogo brwi, ale gdy ujrzałem w jego szczerze podłym uśmiechu parę kłów, o wiele ostrzejszych od moich, otworzyłem dłoń żeby odsunąć się od faceta - Cholerny krwiopijca - dodałem zaciskając pięści.
Trzeba przyznać, że relacje pomiędzy wampirami, a wilkołakami nigdy nie były zbyt dobre i każdy o tym wie. Jednak gdybym miał go teraz zabić, ale się najeść, to nie wahałbym się. Z drugiej strony coś mi mówiło żeby tego nie robić, gdyż mógłbym pozostawić traumę jego jak przypuszczam siostrze, która stała z boku z założonymi rękami i obserwowała naszą dwójkę, jakby patrzyła na kłócące się dzieci. Gdy puściłem wampira, upadł płasko na drewnianą ławkę i zacisnął zęby patrząc na mnie równie złośliwie. W końcu postanowiłem odwrócić wzrok na kobietę, którą widocznie wykluczyliśmy z naszego pola bitwy.
- Możesz oddać mi konia po dobroci, albo patrzeć jak zżeram twojego braciszka - zaproponowałem chytrze unosząc jedną brew.
Wiadomo, że nie pójdzie na taki układ, ale nie mam już pojęcia co robić. Przez ten głód zaraz oszaleję, albo szybciej umrę. Przynajmniej nie będę się już męczył na tej wyspie.
Galia? Widzimy sie w sondzie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz