Obserwowałem, jak strażniczka zajada się przygotowanym przeze mnie
posiłkiem. Była nim tak pochłonięta, że nawet nie słyszała, co się do
niej mówi.
- Co? - zapytała, wyrwawszy się z transu.
- Pytałem, jak się spało. - powtórzyłem z uśmiechem.
-
A, tak. - odpowiedziała automatycznie, jakby sobie właśnie przypomniała
moment, w którym zadawałem to pytanie po raz pierwszy - Dobrze, ciepło,
a tobie? - dodała po chwili, następnie wracając do jedzenia.
-
Też. - odparłem - Chyba nawet wiem, czemu ciepło. - zadrwiłem, patrząc
na dziewczynę porozumiewawczo. Jej mina jednak mówiła, że żniwiarka nie
ma zielonego pojęcia, o co mi chodzi.
- Przywłaszczyłaś sobie coś mojego. - dodałem, co sprawiło, że gospodyni doznała olśnienia.
-
Jakoś ci to nie przeszkadzało, tak jak zresztą paradowanie przede mną
bez koszulki. Pewnie to zaplanowałeś i w sumie, całkiem spoko, bo ja nie
kontaktuję jak chce mi się spać. - odparła, wzruszając przy tym
ramionami. Ja jakoś nie sądziłem, że miałem wieczorem jakikolwiek wybór.
Zostałem rozebrany bez żadnego uprzedzenia czy pozwolenia, a moje
ubranie uwięziono w żelaznym uścisku. Więc jeśli ktoś tu coś zaplanował,
to tylko ona. Zaprosiła mnie do siebie, zasnęła na fotelu, wiedząc, że
łaskawie zaniosę ją do łóżka, a tam mnie rozebrała. Cwana bestia.
Dziewczyna wstała z fotela i udała się do kuchni. Po chwili wróciła na zajmowane wcześniej miejsce.
-
Co dzisiaj będziesz robił? Bo ja niedługo wychodzę, mam pogrzeb i idę
do Rady. - powiedziała żniwiarka, unosząc jednocześnie jedną brew.
- Pogrzeb? Ktoś umarł? - zapytałem, biorąc ostatni łyk kawy.
-
...Mój brat. - odpowiedziała cicho dziewczyna po dłuższym milczeniu.
Rozmasowałem dłonią swój kark. Rana po śmierci członka rodziny musiała
być jeszcze świeża, a ja niepotrzebnie ją rozdrapałem. Postanowiłem więc
zwyczajnie odpowiedzieć na jej pytanie, by stopniowo zacząć zbaczać z
tematu.
- Mam w planach powrót do swojego domu i wymianę
dachu. Deszcze stają się coraz częstsze, a nie mogę mieć stu procentowej
pewności, że ten stary je wytrzyma. Ale jeśli chcesz, mogę zostać
jeszcze chwilę i potowarzyszyć ci. - zaproponowałem.
- Inni Osadnicy mogą cię zobaczyć. - mruknęła dziewczyna. Wzruszyłem w odpowiedzi ramionami.
-
Póki niczego nie ukradłem, ani nikogo nie zabiłem, nie mogą mi nic
zrobić poza przepędzeniem mnie poza teren wioski. - wyjaśniłem - A tak w
ogóle to chyba się nie znamy. A raczej ja ciebie. Tenebris. -
przedstawiłem się po raz kolejny, wyciągając dłoń do dziewczyny. Ta
niepewnie ją uścisnęła.
- Galia. - powiedziała z uśmiechem.
- A więc, Galio, pozwól, że potowarzyszę ci tego paskudnego dnia na uroczystości pogrzebowej. - odparłem.
Galia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz