29 sierpnia 2018

Od Galii CD Tenebrisa

– A więc, Galio, pozwól, że potowarzyszę ci tego paskudnego dnia na uroczystości pogrzebowej – powiedział, a ja przystanęłam zdziwiona. Mój umysł automatycznie zaczął węszyć podstęp, ale może to był po prostu miły gest z jego strony? To, że nigdy takich nie zaznawałam, nie znaczyło to, że one nie istniały. Zmrużyłam oczy, mierząc go wzrokiem, ale koniec końców postanowiłam odpuścić i odwróciłam się, kierując w stronę komody. Otworzyłam pierwszą szufladę z brzegu, grzebiąc w niej. Z samego dołu wyciągnęłam mały świstek papieru, wkładając go w folię, podałam chłopakowi.

– Naprawdę? Aż tak się o mnie martwisz, że dajesz mi fałszywe papiery? – zaśmiał się, a ja uderzyłam go lekko z pięści w ramię.

– To ważne, weź to. Z tym nic ci nie mogą zrobić i możesz być w wiosce ile chcesz. W razie, gdyby ktoś nie wierzył, to przyjdzie do mnie, a ja potwierdzę. Gorzej, jak dyktator się zmieni, ale wątpię, że będzie z tego jakaś grubsza afera. I żebyśmy się zrozumieli, nie rozdaję na prawo i lewo fałszywych dowodów – warknęłam, mając nadzieję, że zrozumiał mój przekaz i nikt się nie dowie, że zdobył lewą przynależność do wioski od jednej z dyktatorek, wtedy to dopiero zostałabym wygnana, a bez Julesa bym nie przeżyła. Co ja mówię, z nim by było ciężko, a co dopiero samej.

– Rozumiem, masz słowo Aarona – powiedział, nawiązując do legitymacji trzymanej w dłoni. – jestem rolnikiem, mam czterdzieści lat, wdowiec. Musiałem dużo przespać – zażartował, chowając papierek do kieszeni. Bez wątpienia może mu się to przydać.

– Przysługa za przysługę, teraz jesteśmy kwita.

– Nie wiem czy wiesz, ale istnieje coś takiego jak bezinteresowność.

– Ja także nie wiem, nie doświadczyłam – powiedziałam, czesząc coraz dłuższe włosy do pasa. Zostawiłam je rozpuszczone, bo dzisiaj ostatnie co chciałam, to zmagać się z fryzurami. Poszłam do sypialni i wyciągnęłam z szafy czarną, prostą sukienkę z długim rękawem lekko za połowę uda. Nie miałam bardziej pasujących do tej sytuacji ubrań, ale czułam powinność ubrania się na czarno, nieważne że to ludzkie obrzędy, a my ludzi już dawno nie przypominamy.

– Pewnie się rozeszły plotki, że zabiłam go wzrokiem – zadrwiłam, będąc jednak całkowicie poważna. – na pogrzebie będzie praktycznie cała wioska, bo w końcu nie przepuszczą okazji, żeby mnie zobaczyć. Wiesz, traktują mnie jak zwierzę w zoo – wzruszyłam ramionami. – dlatego nie odchodź daleko, bo może się zrobić nieprzyjemnie. I w razie czego, przepraszam za nich i wiedz, że się nie przyznaję do ludzi tutaj mieszkających – urwałam kierując się w stronę kuchni.

Tenebris?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz