28 sierpnia 2018

Od Aven CD Galii

– Miejsce, czas, zawartość znaleziska

– Znalazłam ją przy zwłokach dziewczyny, która zginęła w ataku jaszczura dziś rano, w środku jest pusta.– Ta informacja musiała zaskoczyć mężczyzn za blatami, ponieważ teraz wpatrywali się we mnie jakby zobaczyli ducha. Mutant naprzeciwko wziął do ręki oprawiony w skórę stary tom i przekartkiwał go. Westchnął ciężko, wstał, zabrał z regału stojącego za nim coś, co chyba służyło za segregator. Przewertował zapiski, których było niewiele, wyciągnął ze środka pierwszą z brzegu czystą kartkę i po odgarnięciu dotychczas zajmujących go dokumentów zaczął coś pisać.

– Czy właściciel jest znany?– Mruknął między zanużeniami pióra

– Szaman z kaplicy. Czy mogę później mu to oddać?– Zapytałam

– Oczywiście, oczywiście. W razie wszelkich pytań skontaktujemy się z właścicielem– odpowiedział oddając tom w moje ręce

– Dziękujemy za wkład w poznawanie wyspy.– zakończył rozmowę. To ostatnie zdanie powiedział tak machinalnie, jakby powtarzał to wszystkim od swojego przybycia tutaj, dzień w dzień. Opuściłam budynek i ruszyłam w stronę kościoła. Stawiając stopę na pierwszym kamiennym stopniu przypomniałam sobie, że jestem teraz zielona i mogę tym zwracać jeszcze więcej niepotrzebnej uwagi. Szybko zgubiłam liście i podjęłam przyspieszony marsz. Tym razem przetruchtałam przez zimną, opustoszałą salę i po schodkach na górę. Zapukałam do mieszkania staruszka. Znów najpierw było słychać chwilę szurania, a dopiero później gospodarza.

– Och witaj– Rozpromienił się, gdy bez słowa, za to z uśmiechem podałam mu księgę.– Były jakieś problemy? Zatrzymywali cię?– Zaczął wypytywać

– Żadnych problemów, jeśli Rada będzie mieć jakieś pytania, to zgłoszą się do pana– Odpowiedziałam

– Dziękuję. Zaoszczędziłaś sporo zachodu moim starym kościom. Dobrze, że wśród młodzieży są jeszcze jacyś bardziej ludzcy.

– Nie ma za co. Dowidzenia.– Pożegnałam się i czmychnęłam stamtąd.

Było już późne popołudnie, a ja miałam jeszcze dać znać żniwiarce, jak potoczyła się sprawa książki. Zdecydowałam się pojechać powozem, podobnie jak Galia. Przy wyjsciu z kaplicy drogę zastawił mi jakiś facet. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Jego nozdrza unosiły się z każdym oddechem, jak u rozwścieczonego byka.

– Ty! Widziałem cię z nią! Gdzie twoja koleżaneczka?!– Wycharczał. W pierwszej chwili nei wiedziałam o kogo mu chodzi, ponieważ z nikim nie utrzymywałam bliskich kontaktów, a na pewno nie tak bliskich, aby kogoś nazywać "koleżaneczką".

– Dziś pierwszy raz widziałam na oczy Panią Dyktator. Jeśli ma pan jakąś sprawę, to proszę się do niej zgłosić– odpowiedziałam. Rosły mężczyzna chyba zaczął się opanowywać, bo podroapał się po głowie i spuścił nieco z tonu

– No to gdzie ją znajdę?

– Może pan pojechać ze mną, właśnie się tam wybieram.– Zawalidroga przytaknął, a ja ominęłam go przeskakując z nogi na nogę. Zdecydowałam się pojechać podobnie jak Galia, dzięk czemu szybciej pozbędę się niechcianego towarzysza. Zatrzymałam gestem ręki nadjeżdżający powóz i zapytałam woźnicy o kierunek podróży. Wspaniałym zbiegiem okoliczności jechał przez bagna a na dodatek zaporoponował nam darmowy kurs. Wskoczyliśmy na zapakowany wóz i pojechaliśmy. Nie musiałam nawet zastanawiać się gdzie powinniśmy wysiąść, chłodna aura żniwiarki sama dała o sobie znać. Zbliżanie się do jej domu nigdy nie będzie przyjemnym doznaniem. Zawalidroga, jako że chyba był to jego pierwszy raz z takimi doznaniami znosił to jeszcze gorzej niż ja. W końcu zobaczyliśmy chatkę i dyktatorkę siedzącą przed domem.

Podeszłam do niej szybkim krokiem korzystając z niechęci zbliżenia się mężczyzny zostającego w tyle.

– Ten pan miał do Pani sprawę. Raport zdam kiedy już pójdzie.

Galia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz